Chemik Police przegrał trzy spotkania wyjazdowe z rzędu. I o ile porażki z Grotem Budowlanymi Łódź czy Impelem Wrocław nie są sensacją, o tyle przegrana z niedoświadczonym Atomem Treflem Sopot jest już co najmniej dużym zaskoczeniem. Kapitan policzanek, Aleksandra Jagieło, po meczu nie kryła swojego rozczarowania. Przyznała, że złożyła się na taki wynik nie tylko nie najlepsza gra jej drużyny, ale także ambitna postawa gospodyń.
- Na pewno nie spodziewałyśmy się takiego wyniku. Przyjechałyśmy tutaj po porażce z Impelem Wrocław, żeby ten mecz wygrać. Wiedziałyśmy co prawda, że zespół z Sopotu jest teraz w dobrej dyspozycji - ostatnie spotkania wygrywał albo urywał jakieś punkty (no, może poza meczem z Eneą PTPS-em Piłą). Poza tym, sopociankom bardzo zależało na punktach, żeby uniknąć baraży. To waleczna drużyna, więc byłyśmy gotowe na długie akcje i rzeczywiście rywalki biły się o każdą piłkę. My źle weszłyśmy w ten mecz, później wyglądało to już dużo lepiej. Szkoda, że nie udało się wygrać w tie-breaku.
W pierwszych dwóch setach mistrzynie Polski oddały rywalkom aż 23 punkty po własnych błędach. Po 10-minutowej przerwie ich gra poprawiła się jednak i kolejne dwie odsłony rozegrane zostały już pod dyktando gości. - Po tych przegranych partiach padły w szatni trochę ostrzejsze słowa i myślę, że to spowodowało, że trochę inaczej spojrzałyśmy na mecz. Naprawdę żałuję, że nie utrzymałyśmy koncentracji do końca. Tie-break to krótki set, jedna czy dwie piłki mogą przecież zadecydować o wszystkim. Z drugiej strony - mogłyśmy zacząć walczyć wcześniej - tłumaczyła Aleksandra Jagieło.
Kontrowersyjne w tym spotkaniu były decyzje sędziów, zwłaszcza ocena ataku Justyny Łukasik w końcówce drugiego seta. Arbiter najpierw uznał, że sopocka środkowa dotknęła siatki, potem cofnął tę decyzję. Mistrzynie Polski natychmiast zaprotestowały, a żółtą kartką ukarana została Katarzyna Zaroślińska. - Nie będę komentować pracy sędziów - ucięła temat kapitan polickiej ekipy.
ZOBACZ WIDEO Michał Pazdan: Nie jest to nic poważnego