Gdyby PGE Skra Bełchatów w niedzielnym pojedynku nie zdobyła punktu w potyczce z Effector Kielce, zajęłaby czwarte miejsce po sezonie zasadniczym. W takim wypadku w półfinale mierzyłaby się z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle, a Jastrzębski Węgiel walczyłby z Asseco Resovią Rzeszów. Tak się jednak nie stanie.
Bełchatowianie, choć nie grali składem, który Philippe Blain typował przez większość sezonu, pokonali łatwo siatkarzy Effectora. - Było wiele spekulacji, jak zagramy, kto odpowiadałby nam bardziej, ale wyszliśmy i w tym momencie zagraliśmy swoje 100 proc. - wyjaśnił Jurij Gladyr, który w szóstce zastąpił Srećko Lisinaca.
Niedzielny mecz rozstrzygnęła zagrywka. PGE Skra znakomicie spisywała się w polu serwisowym, asy dokładali kolejni zawodnicy, a siatkarze Effectora Kielce nie tylko mieli spore problemy w przyjęciu, ale również z ominięciem bloku gospodarzy. Ostatecznie tylko we fragmentach setów byli w stanie nawiązać równorzędną walkę.
Ta wygrana sprawia, że bełchatowianie ucięli spekulacje i nie zagrają z teoretycznie wygodniejszym dla siebie rywalem, z którym wygrali w tym sezonie dwukrotnie.
- Mogliśmy się ustawić pod ZAKSĘ, wszyscy mówią o tym, że są w troszeczkę słabszej dyspozycji, ale ja doskonale znam ten zespół i wiem, że są teraz w ciężkim etapie przygotowań. W tym tygodniu zejdą z obciążeń i podejdą do półfinału w wyśmienitej formie, więc można było się przeliczyć przegrywając z Kielcami i trafiając na ZAKSĘ. A jakbyśmy z nią przegrali, plulibyśmy sobie w brodę - wyjaśnił Gladyr, który znakomicie zna tego przeciwnika, bowiem w szeregach kędzierzyńskiego klubu występował przez kilka sezonów.
ZOBACZ WIDEO Chile wykonało zadanie - zobacz skrót meczu z Wenezuelą [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]