Wiktor Gumiński: Jastrzębski nie do poznania. ZAKSA niczym wytrawny bokser

WP SportoweFakty / Roksana Bibiela / ZAKSA Kędzierzyn-Koźle
WP SportoweFakty / Roksana Bibiela / ZAKSA Kędzierzyn-Koźle

Rozpoczęcie zmagań półfinałowych PlusLigi zwiastowało nadejście największych emocji w sezonie 2016/2017. Tymczasem ich zabrakło. ZAKSA Kędzierzyn-Koźle bezlitośnie wypunktowała Jastrzębski Węgiel.

Kędzierzynianie pod wodzą Ferdinando De Giorgiego przyzwyczaili do tego, że jak mało kto potrafią obnażać słabości przeciwników. W ten sposób dwukrotnie pokonali między innymi w fazie grupowej Ligi Mistrzów Dynamo Moskwa. Zmienna zagrywka mistrzów Polski okazała się jednak zabójcza nie tylko dla wicemistrzów Rosji. Jej główną ofiarą padł w pierwszym starciu półfinałowym Jason De Rocco.

- Zastąpienie Scotta Touzinsky'ego w przyjęciu jest bardzo trudnym zadaniem. Nie chodzi tylko o jego wysoką jakość gry w odbiorze, ale także o spokój, jaki udziela się podczas jego obecności na boisku wszystkim pozostałym zawodnikom - mówił w rozmowie z naszym portalem Mark Lebedew, trener Jastrzębskiego.

Odkąd Amerykanin, z powodu poważnej kontuzji kolana, ogłosił w styczniu zakończenie sportowej kariery, ciężar jego zastąpienia spadł właśnie na barki De Rocco. Choć Kanadyjczyk wzmocnił siłę ofensywną jastrzębian, z miejsca stał się także głównym celem polowania kolejnych serwujących rywali.

Nie inaczej było w konfrontacji z ZAKSĄ. Siatkarze z Kędzierzyna-Koźla od początku kierowali w jego stronę szybujące zagrywki, co przynosiło im zamierzony efekt. W zaciętej końcówce pierwszego seta, to właśnie dwa nerwowe przyjęcia kanadyjskiego gracza mocno skomplikowały położenie Jastrzębskiego. Nerwowość w defensywie tym razem przełożyła się u De Rocco także na spadek jakości w ataku.

Mający słabszy dzień zawodnik nie otrzymał jednak pomocnej dłoni. "Elektryczność" zdominowała bowiem również poczynania pozostałych jastrzębian, z wyjątkiem środkowych i rezerwowego atakującego Patryka Strzeżka. Półfinałowej presji ewidentnie nie wytrzymał podstawowy bombardier JW Maciej Muzaj. Słabe przyjęcie spowodowało też wiele niedokładności u rozgrywającego Lukasa Kampy, który często na siłę próbował poprawiać błędy kolegów. Na maksymalne obroty nie wskoczył również Salvador Hidalgo Oliva.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Kliczko haruje przed walką z Joshuą. Wygląda rewelacyjnie

Bardziej doświadczeni w bojach o najwyższe cele gracze ZAKSY bez skrupułów, niczym wytrawny bokser, wykorzystali wszelkie słabości przeciwnika. Zagrali mądrzej, co obrazuje chociażby postawa Mateusza Bieńka w polu serwisowym. 23-letni środkowy nie mógł się wstrzelić mocną zagrywką, dlatego w trakcie pojedynku zaczął wykonywać floaty, którymi sprawiał nadspodziewanie dużo kłopotów. Jastrzębianie z kolei nie stanowili zza linii 9. metra zagrożenia. Co więcej, mylili się na potęgę, niejednokrotnie seriami.

Nie mieli takiego lidera jak Sam Deroo. Belgijski przyjmujący rozegrał mecz niemal perfekcyjny, uzyskując ratio punktowe +17. W ofensywie był prawdziwym koszmarem graczy Jastrzębskiego, którzy ani razu nie zdołali go zablokować. Nie popełnił on także żadnego bezpośredniego błędu w ataku, a udanie wykończył aż 15 z 26 akcji (58 procent). I zgarnął ósmą nagrodę MVP w obecnym sezonie.

Okoliczności triumfu ZAKSY pokazały, że odwrócenie losów półfinałowej rywalizacji będzie dla ekipy z Jastrzębia-Zdroju graniczyć z niemożliwością. Od połowy drugiego seta w żadnym stopniu nie przypominała ona drużyny z fazy zasadniczej - walecznej, charakternej, prezentującej ładną dla oka siatkówkę. Kędzierzynianie nie tylko nie dali rozwinąć przeciwnikom skrzydeł. Po prostu je podcięli. Na tyle mocno, że jedynie kataklizm może odebrać im awans do finału.

Wiktor Gumiński

Komentarze (0)