Wszystko za złoto. Michał Winiarski - dobrze, że się wymyślił

- Miał zostać zbawieniem naszej siatkówki i w pewnym sensie nim został - mówi o Michale Winiarskim Krzysztof Ignaczak. - To przykład, jak kierować swoją karierą - dodaje Ryszard Bosek. Szkoda tylko, że Winiarski zakończył ją już w wieku 33 lat.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski

Gdyby nie było Piotra Gruszki, należałoby go wymyślić - mawiał nieodżałowany Zdzisław Ambroziak. To dowcipne, przewrotne, a przy tym zaskakująco trafne stwierdzenie ma swoje zastosowanie również w przypadku Michała Winiarskiego. Dobrze, że nie wybrał piłki nożnej, w którą jako nastolatek też grał świetnie (był kapitanem reprezentacji województwa). Kiedy miał 15 lat zdecydował, że woli piłkę, którą odbija się rękami i tak oto dla polskiej siatkówki wymyślił się sam.

Mimo dwóch metrów wzrostu sprawny jak akrobata. Doskonały technicznie, dynamiczny, choć po urazie barku sprzed ośmiu lat niestety już mniej, ze świetnym czuciem w przyjęciu zagrywki. O kimś takim, kto potrafi trzymać grę zespołu tak w ofensywie, jak i w obronie, marzy każdy trener. Do tego, w opinii kolegów, facet, którego nie da się nie lubić. Kaowiec, który swoimi dowcipami dba o atmosferę w drużynie. Do tego najlepszy śpiewak wśród siatkarzy i najlepszy siatkarz wśród śpiewaków.

Zdaniem Ryszarda Boska to rzadki przypadek osoby, o której nic złego nie da się powiedzieć. No, może tyle, z roztargnienia potrafił zapomnieć meczowej torby czy biletu lotniczego. Ale jego wieloletni kolega Krzysztof Ignaczak zaznacza, że szkodliwość jego tego typu czynów była zwykle mała. "Igła" żartuje, że to przez wszystkie teksty piosenek, które zna "Winiar", bo jego zdaniem 90 procent kory mózgowej Michała jest wypełnione muzyką.

Pierwsze złoto

Grzegorz Ryś w Szkołach Mistrzostwa Sportowego w Rzeszowie i w Spale był trenerem Winiarskiego przez pięć lat, od 1998 do 2003 roku. Wspomina, że na początku Michał wyróżniał się motoryką, ale nie był zbyt wysoki (192 centymetry) i nie skakał wysoko (zasięg w ataku 313 cm). Na szczęście i jedno i drugie szybko się poprawiło - w klasie maturalnej miał już równe dwa metry, a atakując piłkę sięgał trzech i pół.

W juniorskiej reprezentacji trener Ryś zrobił z niego kapitana. Czas i wyniki pokazały, że to był znakomity wybór. W półfinale młodzieżowych mistrzostw świata 2003 w Teheranie Winiarski pokazał, że kapitan do końca stara się ratować tonący okręt i schodzi z niego ostatni. Biało-Czerwoni grali wtedy z Bułgarią. Na przeciwko nich stał Matej Kazijski, przyszły gwiazdor globalnej siatkówki, wtedy dopiero co przestawiony z rozegrania na przyjęcie, ale już bardzo groźny.

Pierwszego seta Polacy przegrali 21:25. W drugim ich gra wciąż się nie kleiła, Ryś zaczął robić zmiany. Na boisku zostawił tylko środkowego Dariusza Szulika, libero Marcina Krysia i właśnie Winiarskiego. - Bułgarzy prowadzili w tej partii 24:21. Do prowadzenia 2-0 wystarczała im jedna udana akcja. W tym momencie Michał przeszedł na prawy blok, na wprost Kazijskiego. I dwa razy z rzędu go zablokował - wspomina Ryś w rozmowie z WP SportoweFakty. - Wygraliśmy 27:25. To odwróciło losy seta i całego spotkania. Bułgarzy przestali wierzyć i mecz się skończył - opowiada.

W finale młodzi Polacy wzięli rewanż na Brazylijczykach za porażkę w grupie 0:3 i pokonali ich po tie-breaku. Najlepszym graczem irańskiego turnieju powinien zostać Winiarski. - Trzymał naszą grę i praktycznie nie schodził z boiska. Z jakichś niezrozumiałych powodów żaden z Polaków nie dostał nagrody indywidualnej. To był szok nie tylko dla mnie, że Winiarski nie otrzymał wyróżnienia, a dostawali je chociażby Irańczycy - wspomina Ryś.

MVP turnieju został wtedy reprezentant Brazylii Wallace Martins, który wielkiej kariery potem nie zrobił. W przeciwieństwie do tych, którzy w meczu o złoto byli od niego lepsi - Winiarskiego, Mariusza Wlazłego czy Marcina Możdżonka.

Częstochowa, Bełchatów, Włochy

Mistrzostwo świata juniorów "Winiar" zdobywał już jako zawodnik AZS-u Częstochowa, w którym grał wtedy razem z Krzysztofem Ignaczakiem. - Przychodził do Częstochowy jako wielki talent, zbawienie polskiej siatkówki i musiał to udźwignąć - mówi "Igła". Udźwignął. Szybko stał się zawodnikiem podstawowego składu, zarówno na boisku, jak i poza nim.

- Ten zespół z Częstochowy miał chyba najlepszy klimat. Damian Dacewicz, Michał Bąkiewicz, Grzesiek Kokociński, byliśmy młodzi, niezależni. Nie mieliśmy jeszcze dzieci, więc spędzaliśmy razem dużo czasu robiąc różne dziwne rzeczy - wspomina Ignaczak.

Po AZS-ie była Skra Bełchatów, najsilniejszy wówczas zespół w kraju, i pierwszy tytuł mistrza Polski. Zaraz po nim - transfer do Włoch. Winiarski, wówczas już siatkarska gwiazda, jeden z najlepszych graczy przełomowych dla polskiej siatkówki mistrzostw świata 2006 i ich srebrny medalista, mógł przebierać w ofertach. Rosjanie płacili najwięcej, ale on wybrał Trentino Volley. Ten kierunek podpowiedział mu Ryszard Bosek, który był wtedy jego menadżerem.

- Zasugerowałem mu, żeby najpierw pojechał do Włoch, bo tam się rozwinie, a dopiero potem myślał o pieniądzach. I posłuchał mnie. Wiedział, że może korzystać z doświadczenia ludzi, którzy coś przeżyli w życiu i chcą mu pomóc. To mi się u niego podobało - mówi nam Bosek.

Był najlepszy, i wtedy się zaczęło

W Trydencie Winiarski grał przez trzy lata. Wygrał Ligę Mistrzów, zdobył mistrzostwo Włoch. Były też jednak rozczarowania. Porażka w ćwierćfinale Igrzysk Olimpijskich w Pekinie 2:3 z Włochami - to właśnie on nie skończył piłki, po której rywale zdobyli w tie-breaku punkt na wagę zwycięstwa. I kontuzje.

W 2009 roku słynny Nikola Grbić, wówczas klubowy kolega z Trentino, nazwał Winiarskiego najlepszym siatkarzem na świecie - bystrym, spostrzegawczym, dokonującym w czasie meczu najlepszych wyborów. Graczem kompletnym pozbawionym słabych stron. To nie była kurtuazja. W tym czasie Polaka naprawdę można było uważać za siatkarski numer 1. Niedługo później zaczęły się jednak problemy z urazami. Problemy, które nie ustały aż do końca kariery.

Najpierw był bark i długa przerwa w grze. Triumf swoich kolegów w mistrzostwach Europy 2009 Winiarski mógł oglądać tylko w telewizji. Potem także problemy z kręgosłupem. Nie brakuje takich, którzy uważają, że "Winiar" zdrowiem okupił pracę pod okiem Radostina Stojczewa, który przez dwa sezony trenował go w Trentino. Bułgar jest uważany za jednego z najlepszych trenerów świata, sukcesy ma ogromne, ale metody zabójcze dla zdrowia.

Bosek pamięta sytuację, gdy Stojczew namówił Winiarskiego do zbyt wczesnego powrotu na boisko po kontuzji. - Lekarz sugerował mu, że nie powinien grać meczu. Trener go jednak przekonał. W tym spotkaniu uraz barku mu się odnowił i od tego się zaczęło - wspomina były selekcjoner reprezentacji Polski.

W 2009 roku kontrakt Winiarskiego wykupiła Skra. Siatkarz zgodził się na niższą pensję, by móc się wyleczyć. Udało się i w Bełchatowie zdobył dwa kolejne mistrzostwa Polski, a z drużyną narodową srebro Pucharu Świata 2011 i złoto Ligi Światowej 2012. Tylko na igrzyskach znów się nie udało.

Do jakiego sportu miał jeszcze talent Winiarski i co powie Ryszard Bosek emerytowanemu już siatkarzowi? O tym na następnej stronie. 

Czy Michał Winiarski to najlepszy polski siatkarz ostatnich dwudziestu lat?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×