Z niedowierzaniem patrzyłem na grę Biało-Czerwonych w decydującym o awansie do Final Six spotkaniu z USA. W pierwszym secie Amerykanie zachowywali się tak, jakby bardzo chcieli nam ten awans podarować, ale Polacy nie chcieli przyjąć prezentu. Dopiero przy wyniku 29:29 Mateusz Bieniek uznał, że on by jednak chciał zagrać w Kurytybie i dwa razy huknął serwisem nie do odbioru.
Wtedy wydawało się, że jest nieźle, ale siatkarze z USA stwierdzili, że skoro my nie chcemy pograć sobie w Brazylii, to nasza sprawa i oni nie będą się narzucać. Wzięli się do roboty, wygrali trzy kolejne partie.
Polacy skończyli Ligę Światową z bilansem 4-5, brakiem pewności siebie i bez wiedzy, kto ma tej drużynie przewodzić.
A zaczęło się przecież tak dobrze, bo od wygranych z Brazylią i Włochami. Z kolejnych siedmiu spotkań nasi siatkarze wygrali jednak tylko dwa, ich forma mocno falowała, przy czym mielizny było bezsprzecznie więcej, niż rejsów na pełnym ożaglowaniu. Z każdym tygodniem oglądanie gry Polaków dawało coraz mniej satysfakcji, a coraz bardziej męczyło oraz irytowało.
ZOBACZ WIDEO Baraże o Primera Division: Tenerife drugim finalistą. Zobacz skrót meczu z Cadiz [ZDJĘCIA ELEVEN]
Powtarzamy, że od lat Biało-Czerwoni najlepiej spisują się w pierwszych dwóch latach od zatrudnienia nowego trenera. Tak było z Raulem Lozano, Danielem Castellanim, Andreą Anastasim i Stephane'em Antigą. Tymczasem kadra w pierwszych miesiącach pracy De Giorgiego przypomina bardziej późnego Anastasiego, niż wczesnego Antigę.
Niepokoi fakt, że o ile poprzednicy byłego trenera ZAKSY zaczynali od przeglądu wojsk, szukania swoich oficerów i nowych twarzy dla drużyny, o tyle De Giorgi wziął z miejsca wszystko, za wyjątkiem Mateusza Miki, co polska siatkówka ma w tej chwili najlepszego. I mimo to na razie nasza drużyna prezentuje się kiepsko.
Jak będzie wyglądać kadra pod wodzą nowego selekcjonera? Kto stanie się jej liderem? Czego możemy się spodziewać na mistrzostwach Europy, które zagramy przecież u siebie. Po Lidze Światowej miały być odpowiedzi. Są głównie pytania, obawy i niepokój.
Chcielibyśmy wiedzieć, czy metody De Giorgiego, zwolennika długich i ciężkich treningów w okresie przygotowawczym, sprawdzą się w reprezentacji tak samo dobrze, jak w klubie. Bo choć Włoch to już doświadczony trener, drużyny narodowej nigdy jeszcze nie prowadził. Antiga też był co prawda żółtodziobem, ale miał u boku starego reprezentacyjnego wyjadacza Philippe'a Blaina, którego zawsze mógł się poradzić. De Giorgi kogoś takiego nie ma i może potrzebuje jeszcze czasu, żeby się dostosować? W to, że wszystko przebiega zgodnie z planem i teraz graliśmy słabo, żeby na przełomie sierpnia i września grać dobrze, jakoś nie chce mi się wierzyć.
Nie wiemy też, na kim, poza Michałem Kubiakiem, selekcjoner oprze grę swojej drużyny. Chciał na Bartoszu Kurku i Dawidzie Konarskim. Ten pierwszy możliwości ma ogromne, ale od 2012 roku, gdy został MVP Ligi Światowej, wykorzystuje je sporadycznie i nie jest już graczem, którego boi się cały siatkarski świat. Na początku sezonu reprezentacyjnego męczył się okrutnie. Czy do 24 sierpnia, kiedy Polacy wystąpią w meczu otwarcia ME na Stadionie Narodowym, drzemiący lewiatan się przebudzi?
Konarski był jednym z najważniejszych siatkarzy ZAKSY De Giorgiego. Rzadko zawodził. W reprezentacji długo czekał, żeby zostać atakującym numer 1. Doczekał się, ale jak na razie pokazuje, że nie jest w stanie decydować o obliczu reprezentacji, ciągnąć ją za uszy wtedy, gdy nie idzie. Ale przecież między świetnym ligowcem a graczem ze światowego topu różnica jest bardzo duża.
Czy trener Polaków nadal będzie konsekwentnie stawiał na Konarskiego i liczył, że wskoczy z poziomem swojej gry półkę wyżej, czy może powinien dawać więcej szans Maciejowi Muzajowi? Graczowi kilka lat młodszemu, o większych możliwościach, ale chimerycznemu i chyba jeszcze nie do końca gotowemu mentalnie do roli pierwszego atakującego. Łukasz Kaczmarek raczej zostanie tym trzecim, powrotu Kurka na atak nie ma się co spodziewać, a Mariusz Wlazły do kadry na pewno nie wróci.
Nie wiemy też, czy De Giorgi znalazł już rozwiązanie problemów z rozegraniem, które mamy od 2014 roku, gdy z kadrą pożegnał się Paweł Zagumny. Początek Ligi Światowej wyglądał pod tym względem obiecująco, Fabian Drzyzga grał odważnie i ciekawie, a kiedy miał gorsze momenty, wchodził zawsze solidny Grzegorz Łomacz. Potem, tak jak cała drużyna, obaj spuścili z tonu, a największy dołek przypadł na mecz z USA. Jeśli w dwóch pierwszych setach cała drużyna ma skuteczność w ataku rzędu 30 procent, to wiedz, że z rozegraniem coś się dzieje.
Czy na tej pozycji włoski trener nadal będzie trzymał się duetu Drzyzga-Łomacz i w końcu zbuduje w nich pewność siebie? A może powinien zdecydować się na ryzykowny krok i dać szansę młodemu Marcinowi Komendzie? Jeśli De Giorgi jeszcze nie zna odpowiedzi, to czasu, by ją znaleźć, ma już niewiele.
To, co rzucało się w oczy w czasie Ligi Światowej, to pewna "beztwarzowość" drużyny. Nie zauważyłem wyraźnego podziału na filary drużyny i "jokerów", graczy którzy wchodząc z ławki mogą odwrócić losy meczu. Poza pierwszym spotkaniem z Brazylią, gdy superrezerwowym okazał się Aleksander Śliwka, takich sytuacji zresztą nie było.
Była za to częsta rotacja składem. To dobrze, jesteśmy przecież na etapie poszukiwań. Jednak w niektórych meczach zmiany nic nie dawały, kolejni rezerwowi nie podrywali zespołu a De Giorgi bezskutecznie szukał optymalnego ustawienia. W spotkaniu z USA zmian było tak dużo, że można było się zastanawiać, czy to gra kadra Polski w siatkówce, czy w piłce ręcznej. Niektóre z nich, jak wprowadzenie Kurka na czwartego seta, sprawiały wrażenie ruchów desperackich. Skoro przez całą Ligę Światową prawie nikt nie grał na dobrym, stabilnym poziomie, to czy De Giorgi już wie, kto taki poziom pokaże na mistrzostwach Europy?
Kiedy Stephane Antiga zaczynał pracę z kadrą, z miejsca wprowadził do niej Rafała Buszka i Mateusza Mikę. Po mistrzostwach świata udanie wprowadził Mateusza Bieńka. Liczyliśmy na to, że u De Giorgiego też pojawi się kilka nowych nazwisk w ważnych rolach, ale na razie takich siatkarzy, poza niezłym Lemańskim, nie ma.
Od Aleksandra Śliwki i Artura Szalpuka zaczynamy już oczekiwać czegoś więcej, niż pojedynczych wystrzałów. Zbliża się czas, w którym powinni zacząć brać ciężar gry na swoje barki, ale Liga Światowa nie pokazała, że są do tego gotowi. Pojawia się pytanie, czy ci gracze będą wysokooktanowym paliwem dla reprezentacji na kolejne lata, tak jak byśmy tego chcieli. W wieku 22 lat Bartosz Kurek był już ważnym graczem kadry, Mariusz Wlazły i Michał Winiarski jako 23-latkowie błyszczeli na mistrzostwach świata. A uważani za wielkie talenty Śliwka, Szalpuk czy wspomniany Muzaj, na razie grają role drugoplanowe lub epizodyczne. I to nie zawsze tak, by dało się ich zapamiętać.
Myślę, że do tej listy pytań po Lidze Światowej 2017, każdy kibic może dodać długą listę swoich. Na odpowiedzi trzeba poczekać dwa miesiące, bo do tego czasu spotkań o dużą stawkę Biało-Czerwoni nie zagrają. Na razie jest niepokój i obawa, że tak jak w Pucharze Świata 2015, paradoksalnie najbardziej udanej dla nas imprezie od MŚ 2014, znowu może skończyć się na medalu z buraka, czekolady czy tektury. Choć ja mimo wszystko chcę wierzyć, że tak jak trzy lata temu per aspera ad astra pójdziemy po złoto.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)