Anna Woźniakowska (Calisia Kalisz, kapitan): Ten sezon w naszym wykonaniu był bardzo nierówny. Przegrywałyśmy wygrane mecze, nie potrafiłyśmy wygrywać w decydujących, piątych odsłonach. Bardzo mała liczba zwycięstw przełożyła się na fazę play-out. Nie było zwycięstw, więc zespół nie był mocny mentalnie. Przed tym spotkaniem było już 3:1 dla Mielca, który był w bardziej komfortowej sytuacji. My nie zwieszałyśmy głów, gdyby nie pojedynek w Mielcu i nieszczęsny piąty set mogło być 2:2. Tutaj mielczanki były bardzo zdeterminowane, nie popełniały w ogóle błędów własnych i zagrały dobrze na każdej pozycji, a szczególnie udany występ zaliczyła Kasia Zaroślińska, której nie mogłyśmy zatrzymać. To było chyba decydujące. Myślę, że w ciągu sezonu tyle nerwów straciłyśmy, bo tyle przegranych meczów było, każdy się liczył ze spadkiem. Byłyśmy w dużo gorszej sytuacji niż Stal, która prowadziła w tej rywalizacji znacznie. Bardzo fajnie jest, kiedy zdobywa się medale, bo część z nas ma takie na swoim koncie, teraz mamy baraże. Trzeba umieć się podnieść, bo sport bywa czasami okrutny. Może gdybyśmy miały tą szerszą kadrę, to wyniki byłyby inne, bo na niektórych pozycjach, kiedy któraś z nas stanie, nie radzi sobie mentalnie, a nie zawsze to wychodzi. Może chwila wytchnienia pomogłaby, ale teraz nie ma co gdybać, bo jest po wszystkim.
Mariusz Pieczonka (Calisia Kalisz, trener): Nie chcę oceniać całej rywalizacji na gorąco. O dzisiejszym spotkaniu powiem tyle, że przez cały sezon nie mówiłem nic o sędziach, ale ten arbiter prowadził mecz trzeci raz w konfrontacji z Mielcem. Jestem bardzo ciekawy dlaczego tak się dzieje, nie dla tego, że źle gwizdał nam, ale po prostu popełnia błędy w obie strony. W przyszłości życzyłbym sobie, żeby lepsi sędziowie prowadzili takie spotkania. To jest naprawdę ważne wtedy, gdy decydują się losy drużyn. Nie próbuję powiedzieć, że przegraliśmy przez sędziów, ale po prostu lepszej klasy arbitrzy powinni sędziować takie spotkania. To nie pierwszy raz, bo w Mielcu w pierwszym meczu też były różne numery. Tutaj wystarczy jedna piłka. Ja mam tylko szóstkę, jeśli jedna się "zagotuje", to po herbacie. W drugim secie sędzia wziął Anie Woźniakowską i zaczął z nią rozmawiać przez pięć minut. Później ona ma wrócić i grać? W mojej drużynie może to decydować o wyniku, kiedy ja nie mogę przeprowadzić zmian. Arbiter powinien być bezstronny i nie reagować na nic, a po co wprowadzać nerwy, kiedy i tak wiadomo o co te dziewczyny grają.
Wiesław Popik (Stal Mielec, trener): Pozwolę nie zgodzić się tutaj z Mariuszem, bo to nie sędziowie są winni wynikowi. Piąty mecz był bardzo nerwowy. Wiedzieliśmy, że dziewczyny z Kalisza się nie poddadzą. Doprowadziliśmy do strasznej nerwówki w pierwszym secie i tylko podwójna zmiana nas uratowała. Szersza kadra to był nasz atut w porównaniu z Kaliszem, który właściwie przez cały sezon grał w siódemkę. Ja jako trener muszę wierzyć w zespół, dlatego nie rezerwowaliśmy sobie hotelu. Popełniliśmy bardzo mało błędów własnych, zaledwie piętnaście w czterech setach, a w czwartym pojedynku w jednym secie potrafiliśmy zrobić tych błędów aż jedenaście i ten czynnik, według mnie, zadecydował. Na pewno jest to trudny okres dla kaliskiej siatkówki, ale ja wierzę, że taka historia i taka tradycja pozostaną, i za rok Calisia wróci do najwyższej ligi.
Karolina Olczyk (Stal Mielec, kapitan): Ja bardzo się cieszę, że wygrałyśmy tutaj ten mecz. Przyjechałyśmy zdeterminowane i od początku do końca wierzyłyśmy w sukces. Po meczach u nas, które zagrałyśmy słabiej, bałyśmy się, że Kalisz może uwierzyć w swój sukces i będą w stanie nas ograć. Na szczęście zagrałyśmy dzisiaj dobrze i skończyłyśmy rywalizację. Czekają nas jeszcze mecze z Szczecinem, na które musimy już się przygotowywać.