Skakanie przez bandy, ataki wykonywane w ekwilibrystycznych pozycjach, spektakularne obrony - wszystkie te elementy oglądaliśmy już w wykonaniu Earvina Ngapetha nie raz i nie dwa. Trudno sobie obecnie bez niego wyobrazić reprezentację Francji. Nie zawsze jednak w drużynie narodowej był mile widziany.
Jego trudny charakter po raz pierwszy dał o sobie znać podczas mistrzostw świata w 2010 roku. Choć na turnieju rozgrywanym we Włoszech miał dopiero 19 lat, już odważył się w szatni głośno skrytykować trenera Philippe'a Blaina.
Reakcja szkoleniowca była natychmiastowa: odesłanie Ngapetha do domu. Co więcej, jedynie trzech spośród trzynastu reprezentantów nie podpisało listu poparcia dla selekcjonera. Młodzieniec uważał, że niektórzy gracze byli traktowani na specjalnych sprawach. Miał na myśli przede wszystkim Stephane'a Antigę, jego konkurenta do gry w wyjściowym składzie.
- Problem polegał na tym, ze Antiga bardzo korzystał na swojej uprzywilejowanej pozycji w reprezentacji. A ja po prostu nie mogłem tego dłużej znieść - wyjaśniał po czasie zawodnik, który podczas włoskiego mundialu zazwyczaj rozpoczynał mecze na ławce rezerwowych.
ZOBACZ WIDEO "Klatka po klatce" #6: Różalski o aborcji(WIDEO)
Pod względem sportowym receptę na okiełznanie Ngapetha znalazł Laurent Tillie, który w 2012 roku przejął kadrę narodową. Odkąd objął reprezentacyjne stery, próżno było szukać informacji o boiskowych ekscesach siatkarza. Pod wodzą tego selekcjonera Francuzi wrócili do światowej czołówki, w dużej mierze za sprawą znakomitej postawy przyjmującego o francusko-kameruńskich korzeniach.
- On ma potrzebę bycia gwiazdą, nie znosi ograniczeń. We współpracy z nim nie mam zamiaru mu niczego udowadniać, tylko wcielam się ewentualnie w rolę doradcy. Poza treningami i meczami w ogóle mnie nie interesuje, co on robi. Bo dla mnie jest najważniejsze, że to świetny zawodnik, któremu się chce grać i trenować - tłumaczył Tillie.
Z dala od boiska Ngapeth nie stał się jednak wolny od problemów. Od czasu do czasu wpadał w kłopoty, grożące poważnymi sankcjami prawnymi. Za udział w dyskotekowej bójce w Montpellier został skazany na trzy miesiące więzienia w zawieszeniu. Z zarzutów oczyścił go dopiero sąd apelacyjny.
Nie był to jedyny raz, kiedy został oskarżony o naruszenie nietykalności cielesnej. W lipcu 2015 roku wdał się w kłótnię z konduktorem pociągu TGV. Następnie miał go uderzyć w okolice łuku brwiowego.
- Chciałem tylko uprzejmie poprosić konduktora o ewentualną możliwość opóźnienia pociągu i miałem zarazem jak najlepsze intencje - mówił Ngapeth. Sąd uznał go za winnego. Znowu otrzymał karę trzech miesięcy więzienia w zawieszeniu. Musiał też zapłacić 3 tysiące euro grzywny.
Nie minęło pół roku, a siatkarz ponownie doświadczył poważnych kłopotów. Tym razem we Włoszech nieumyślnie spowodował wypadek samochodowy, w którym obrażenia odniosło trzech mężczyzn, w tym jeden poważne. Najpierw uciekł z miejsca zdarzenia, ale kolejnego dnia sam, dobrowolnie, udał się już do prokuratury.
Sprawa odbiła się dużym echem na Półwyspie Apenińskim. Klub DHL Modena zawiesił go w prawach zawodnika na 11 dni, co zdaniem wielu osób było zdecydowanie zbyt niskim wymiarem kary. Tak uważali między innymi Diego Mosna, prezes Trentino Volley, i Andrea Lucchetta, były reprezentant Włoch oraz komentator siatkarski.
Zanim Ngapeth został zawodnikiem klubu z Modeny, zasłynął z wywołania burzy w Kuzbassie Kemerowo. Po kilku miesiącach pobytu w Rosji postanowił zerwać umowę z klubem, uzasadniając decyzję sprawami prywatnymi.
- Miesiąc przed porodem stawiałem się co tydzień w siedzibie zarządu klubu, by powiedzieć, że muszę lecieć do Francji. Nie chciano mnie wypuścić z powodu Pucharu Syberii - najbardziej niepotrzebnych rozgrywek świata. Po kilku dniach żona zadzwoniła do mnie i powiedziała, że trafiła do szpitala. Zaraz po zakończeniu rozmowy byłem w taksówce na lotnisko. Wtedy zadzwonił mój ojciec i powiedział, że klub odwołał mój lot! Pewnie wyobrażacie sobie, jak byłem przybity - wyjaśniał gracz.
Po tym zajściu nie wyobrażał sobie funkcjonowania w Rosji z całą rodziną. Nie miał zaufania do ludzi go otaczających. - Nie mam słów, żeby to wyjaśnić. Trzynastu zawodników oraz sztab szkoleniowy zostali porzuceni na pastwę losu. Opuścił zespół, który był budowany wokół jego osoby. Syn powiedział mi o swojej decyzji na godzinę przed meczem 8. kolejki Superligi z Gazpromem-Jugrą Surgut - podkreślał Eric Ngapeth, ojciec Earvina, a zarazem ówczesny selekcjoner Kuzbassu.
Liczne zawirowania dookoła przyjmującego rzadko odbijały się jednak na jego sportowej dyspozycji. Będąc na boisku, potrafi zupełnie odciąć się od pozostałych spraw i cieszyć oczy kibiców spektakularnymi zagraniami. A wykonuje je z ponadprzeciętną częstotliwością i, co najważniejsze, wysoką skutecznością.