Kiedy latem 2012 roku Francuzi przegrali turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich w Londynie, oznaczało to także koniec pewnej epoki. Po jedenastu latach pracy z kadrą pożegnał się pierwszy szkoleniowiec, Philippe Blain. Zadanie poprowadzenia trójkolorowej drużyny powierzono Laurentowi Tillie, byłemu znakomitemu zawodnikowi, wówczas trenerowi AS Cannes.
W swojej pracy nowy szkoleniowiec zastosował prostą filozofię, ale jakże odmienną od tej wprowadzonej przez jego poprzednika. Zlikwidował surowe regulaminy i zasady. Dał swoim graczom dużo luzu. - Mam drużynę złożoną z bardzo młodych zawodników, często bardzo impulsywnych i "charakternych", co ma swoje plusy, ale i - tak jak w tym przypadku - minusy. Nie zmienię ich. Najważniejsze, żeby oni wszyscy byli szczęśliwi, zadowoleni z życia, zdrowi i chcieli grać w reprezentacji - zdradził swoje podejście nowy opiekun.
A czy przy okazji jego podopieczni palą papierosy, z radości po zdobyciu mistrzowskiego tytułu urządzają zbiorowe postrzyżyny przed hotelem czy wymyślają w wolnej chwili coraz to nowe pomysły na oryginalne pomeczowe "cieszynki" czy zdjęcia, nie ma to znaczenia. Trener nie będzie ich pilnował i zaglądał do pokojów.
Ta prosta recepta okazała się zabójczo skuteczna. Po raz pierwsi Francuzi udowodnili, że potrafią być groźni, podczas rozgrywanych w Polsce w 2014 roku mistrzostw świata. Skończyli je na czwartym miejscu, a w półfinale stoczyli pamiętny i niezwykle zacięty bój z reprezentacją Brazylii.
ZOBACZ WIDEO #dziedobryLatoWP. Lićwinko i Baumgart o MŚ w Londynie: Wzajemnie się wspierałyśmy
Dopiero jednak 2015 rok okazał się rokiem "Trójkolorowych". Dokonali niesamowitej sztuki. Najpierw wygrali turniej finałowy II Dywizji Ligi Światowej, a kilka dni później zameldowali się na drugiej półkuli w turnieju finałowym I Dywizji. I te rozgrywki także wygrali. Trzy miesiące później sięgnęli po raz pierwszy w historii po mistrzostwo Europy. Już wtedy wszyscy zawodnicy podkreślali, że kluczem do sukcesów są dobre stosunki panujące w zespole.
Kolejny sezon reprezentacyjny okazał się dla Francuzów poważnym testem, na ile są już czołówką światowej siatkówki, a na ile chwilową sensacją. Pierwszy egzamin, jakim było zakwalifikowanie się do igrzysk olimpijskich, zdali za drugim podejściem. Drugi, czyli turniej rozgrywany w Rio de Janeiro, oblali. Nie wyszli nawet z grupy i musieli przełknąć bardzo dużą i gorzką pigułkę porażki.
W tym roku los nie był dla podopiecznych Laurenta Tillie łaskawy. Z gry w kadrze zrezygnowali Antonin Rouzier i Nicolas Marechal. Poważnej kontuzji nabawił się Kevin Tillie. Earvin Ngapeth nie był w stanie wspomóc swoich kolegów w rundzie kontynentalnej Ligi Światowej. Mimo tych wszystkich kłopotów, odmłodzona reprezentacja znów sięgnęła po zwycięstwo w "światówce". Wprowadzeni w tym sezonie do gry młodzi zawodnicy, jak Stephen Boyer czy Barthelemy Chinenyeze, doskonale wpasowali się do zespołu i dołożyli sporą cegiełkę do sukcesu.[nextpage]
- Jednym z głównych składników naszego sukcesu była grupa, to jak żyjemy, że cieszymy się z bycia razem. To są więzi, które na boisku sprawiają, że wszystko jest łatwiejsze. W większości gramy ze sobą od dawna, a nawet ojcowie niektórych z nas grali ze sobą - zwierzył się Earvin Ngapeth, który wrócił do drużyny dopiero na turniej finałowy Ligi Światowej. Został jego MVP, a Francuzi stanęli na najwyższym stopniu podium.
W nagrodę za ten sukces Laurent Tillie dał swoim zawodnikom aż dwa i pół tygodnia wolnego. - Siatkarze naprawdę odpoczęli, ponieważ już od dawna nie mieli tak długich wakacji. To było nie tylko potrzebne, ale wręcz konieczne dla nich. Po bardzo pracowitym zeszłym sezonie od razu wrócili do gry w klubach, z potem znów do kadry - tłumaczył drugi trener reprezentacji, Cedric Enard.
Po tych wszystkich wojażach na safari do Tanzanii, na dalekie Reunion, zachodnie wybrzeże USA, Hawaje czy swojskie Lazurowe Wybrzeże, zawodnicy karnie stawili się na zgrupowanie 27 lipca. A już dwa tygodnie później wystąpili w Memoriale Huberta Jerzego Wagnera, który był dla nich jednocześnie jedynym sprawdzianem formy przed Euro. Zajęli w tym turnieju drugie miejsce, po wygranych nad Polską i Rosją oraz niespodziewanej porażce z Kanadą. Jednak z tego wyniku nie należy wyciągać zbyt daleko idących wniosków, bo nadal będą zdecydowanymi faworytami do złotego medalu.
- Miło byłoby po raz drugi z rzędu ustrzelić "dublet" i po raz drugi do zwycięstwa w Lidze Światowej dołożyć Mistrzostwo Europy. My przede wszystkim celujemy w podium. Jeśli uda nam się do niego dotrzeć, spojrzymy wyżej. Akceptujemy to, że do Polski jedziemy w roli faworytów, ale przecież chętnych do wygranej jest więcej - powiedział Tillie.
Francuzi już w ten poniedziałek przyjechali do Katowic, gdzie rozegrają mecze w ramach grupy D. - Celem jest łagodne wejście w zawody, no i oswojenie się z ogromną halą Spodek - tłumaczył przyczyny tak wczesnego przyjazdu trener. Swój pierwszy mecz zagrają bowiem dopiero w piątek z Belgią, w niedzielę zmierzą się z Holandią, a w poniedziałek z Turcją.
Do drużyny dołączył już Ngapeth, którzy skarżył się na problemy zdrowotne, tak więc Francuzi przystąpią do obrony tytułu w najsilniejszym składzie. Czy uda im się zdobyć kolejny dublet, przekonamy się za półtora tygodnia.