ME 2017 w siatkówce. Słowenia - kopciuszek, któremu FIVB chce zatrzasnąć drzwi na bal elity

To ekipa, która w ciągu ostatnich kilku lat zrobiła największy progres wśród europejskich drużyn. Mimo faktu, że jest wicemistrzem Europy i wygrała II dywizję Ligi Światowej, FIVB nie chce, by w przyszłym roku zagrała w "Światówce".

Nicole Makarewicz
Nicole Makarewicz
Reprezentacja Słowenii mężczyzn WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Reprezentacja Słowenii mężczyzn

ACH Volley Lublana - przez długi czas to był jedyny łącznik małego kraju z południa kontynentu z wielką, europejską siatkówką. Klub od lat słynie ze szkolenia młodych siatkarzy. Dostarczał i wciąż dostarcza ich reprezentacji tego kraju.

Wśród zawodników, którzy w 2015 roku zdobyli mistrzostwo Europy większość występowała kiedyś w zespole ACH. Nie sposób nie wymienić Klemena Cebulja, Jana Kozamernika czy Tine Urnaut.

Pierwszym zwiastunem, który miał pokazać, że słoweńską drużynę stać na walkę na najwyższym poziomie był triumf ACH w turnieju Top Teams w 2007 roku. Wtedy Słoweńcy okazali się lepsi m.in. od Iskry Odincowo czy Cimone Modena.

Szczęśliwy wybór

W kolejnych sezonach drużyna z Bledu dobrze radziła sobie na europejskich parkietach i choć bazowała na rodzimych siatkarzach, to sukcesy nie przełożyły się na triumfy reprezentacji. Potrzeba było takiego człowieka, jak Andrea Giani, by wykrzesać ze słoweńskich zawodników ich cały potencjał.

ZOBACZ WIDEO: Lekarz zaszokował Małgorzatę Glinkę. "Skończy pani na wózku inwalidzkim"

Włoch został trenerem Słoweńców trochę z przypadku. Przypomnijmy, że w lutym 2015 roku z funkcji szkoleniowcy pierwszej kadry z powodów osobistych zrezygnował Luke Slaby. Jego decyzję motywowały względy osobiste. Słoweńska Federacja Siatkówki musiała natychmiast znaleźć jego następce. Jednym z kandydatów, którzy zgłosili się na jego miejsce był właśnie Włoch, ale jego wybór nie był jednogłośny.

- Muszę przyznać, że decyzja o wyborze trenera była bardzo ciężka, gdyż mieliśmy dużo naprawdę dobrych szkoleniowców, ale w końcu musieliśmy podjąć decyzję - mówił Metod Ropret, szef Słoweńskiej Federacji Siatkówki. Z perspektywy czasu słowa Ropreta bawią, bo jak się okazało wybór działaczy nie mógł być lepszy.

Trzykrotny mistrz świata, czterokrotny mistrz Europy i medalista igrzysk olimpijskich wiedział jak wpoił swoim podopiecznym mentalność zwycięzców. Nie miał zbyt wiele czasu na przekazanie swojej wizji siatkówki drużynie, bo niedługo po objęciu stanowiska rozpoczęła się wtedy priorytetowa dla Słoweńców Liga Europejska.

Szturm na Europę

Klemen Cebulj i jego koledzy w rozgrywkach LE byli sensacją. Zwyciężyła 12 spotkań z rzędu nie dając szansy nawet drugiej reprezentacji Polski, którą pokonali w półfinale turnieju. W finale z łatwością zwyciężyli z Macedonią i odnieśli pierwszy ważny sukces w siatkarskiej historii swojego kraju.

Z pierwszym osiągnięciem przyszły też pierwsze problemy z Światową Federacją Siatkówki. Według regulaminu triumfator Ligi Europejskiej miał mieć zapewnione miejsce w III dywizji Ligi Światowej w kolejnym sezonie. Zaraz po wygranej Słoweńców pojawiły się jednak spekulacje, że FIVB zmieni jednak reguły gry. Dlaczego? Bo Liga Światowa to impreza, w której liczą się pieniądze i marketing, a nie rywalizacja sportowa.

- Kiedy pojawiły się głosy, że będziemy mieć zablokowane wejście do Ligi Światowej nie mogłem w to uwierzyć. Myślałem, że to "pieprzenie", czułem się do kitu - zdradził w jednym z wywiadów przyjmujący Tine Urnaut. Gwiazdor reprezentacji przyznał, że zagrożenie występu w "Światówce" było dla Słoweńców ogromną motywacją przed mistrzostwami Europy. Drużyna chciała udowodnić, że potrafi stworzyć piękne siatkarskie widowisko i stać ją na miejsce w czołówce.

Zrobiła to w fenomenalnym stylu. Z każdym meczem europejskiego czempionatu w 2015 roku, zespół się rozwijał. Komentatorzy zachwycali się organizacją gry Słoweńców i zachwalali zespołowość drużyny. O jej sile przekonaliśmy się sami w ćwierćfinale, kiedy przegraliśmy (2:3). Później w półfinale w dobrym stylu ograli gospodarzy, Włochów. Doszli aż do finału, w którym musieli uznać wyższość Francuzów. Srebrny medal był dla nich sukcesem na miarę zdobycia medalu na igrzyskach olimpijskich dla naszej drużyny.

FIVB widząc jak radzą sobie siatkarze z małego kraju, nie mogła zabrać im miejsca w Lidze Światowej. W 2016 roku ekipa ze Słowenii udowodniła swoją wartość wygrywając III dywizję światowych rozgrywek i awansowała do II dywizji będącej zapleczem siatkarskiej elity. Pokonała kolejny schodek na drodze do siatkarskiej elity.

W 2017 roku, już pod opieką nowego trenera, Slobodana Kovaca, znów zaliczyła awans. Słoweńcy bez problemów wygrali rozgrywki II dywizji pokonując w finale Japonię (3:0). Sytuacja z 2015 roku się powtórzyła. Obowiązujący regulamin rozgrywek pod egidą FIVB przewiduje, że ekipa, która zwycięży w rozgrywkach II dywizji awansuje do "siatkarskiej ekstraklasy", czyli pierwszej dywizji, w której występują reprezentacje najmocniejszych krajów. Wciąż nie wiadomo jednak, czy FIVB wywiąże się ze swoich zobowiązań i pozwoli Słowenii na grę w elicie.

Zła macocha FIVB

Wszystko dlatego, że Światowa Federacje znów chce zmienić formułę rozgrywek. Afera zaczęła gdy sekretarz Wszechrosyjskiej Federacji Siatkówki Aleksander Jaremienko poinformował o tym. Zgodnie z nowymi zasadami w turnieju mężczyzn i kobiet od przyszłego roku udział miałoby wziąć 16 drużyn. Uczestnicy Ligi Światowej mieliby być podzieleni na dwie grupy. W tym zestawieniu nie uwzględniono jednak Słoweńców.

O całej sprawie Słoweńska Federacji nie dowiedziała się od FIVB, a od nas. To rozwścieczyło słoweńskich działaczy. - Brak awansu Słowenii do I dywizji Ligi Światowej byłoby ogromnym ciosem dla naszej siatkówki i jej dalszego rozwoju. Także dla federacji, która dokłada wszelkich starań, aby ta dyscyplina sportu funkcjonowała na najwyższym możliwym poziomie. Obawiam się, że nie będziemy w stanie kontynuować budowania solidnych podstaw dla przyszłych pokoleń, jeśli nasza drużyna narodowa nie będzie miała możliwości walki z najlepszymi drużynami na świecie - powiedział Metod Ropret, szef słoweńskiej federacji.

Dlaczego FIVB nie chce pozwolić rozwijać się słoweńskiej siatkówce? Bo po prostu to jej się nie opłaca. Liga Światowa, to impreza nastawiona na zysk, a to gwarantuje tylko występ drużyn z krajów, gdzie sprzedają się prawa telewizyjne i bilety. Nie liczy się to, kto jaki poziom reprezentuje.

Światowa Federacja nie wydawała jeszcze oficjalnego komunikatu o nowej formule LŚ. Decyzje miały zostać podjęte w Kurytybie podczas finałów tegorocznych rozgrywek, ale spotkanie w Brazylii nic nie zmieniło

14 lipca w Lozannie Ropert spotkał się z prezydentem Międzynarodowej Federacji Siatkówki, Arym Gracą, którym przedstawił decyzje dotyczące przyszłego formatu rozgrywek. Z rozmowy wynikało, że FIVB postanowiła stworzyć turniej na nowych zasadach.

Słoweńcy postanowili walczyć o swoje prawa. Działacze kontaktowali się z rodzimym ministerstwem sportu, kancelarie prawnicze przygotowują się do złożenia skargi do Sportowego Sądu Arbitrażowego (CAS) w Lozannie. Jednocześnie do FIVB trafiło pismo, w którym Słoweńcy zwrócili się z prośbą o udzielenie informacji czy zagrają w kolejnej edycji LŚ. Odpowiedź miała przyjść do 24 sierpnia i... nie przyszła.

Jest jeszcze możliwość, że FIVB mogłaby załatwić sprawę polubownie i dać Słowenii dziką kartę, która pozwoli im zagrać w Lidze Światowej w 2018 roku. Na razie federacja jednak milczy. Wyznaczyła nowy termin, kiedy podejmie decyzje w sprawie wicemistrzów Europy. To 7 września.

Można się zastanowić dlaczego padło na tę datę. Czyżby FIVB czekała na zakończenie mistrzostw Europy? To byłoby wygodne, bo jeśli Słowenia znów zdobędzie medal, to światowi działacze teoretycznie nie będą mogli skreślić czołowej ekipy Starego Kontynentu z rozgrywek. Z kolei jeśli reprezentanci Słowenii nie zdobędą medalu, to macosze łatwiej będzie się pozbyć niechcianego dziecka z balu dla bogatych, który co roku organizuje FIVB. Chęć udowodnienia swojej wartości może jednak znów podziałać na Słowenię motywująco, tak jak w 2015 roku.

Bez spokoju

FIVB nie jest jednak jedynym przeciwnikiem Słowenii. Gracze podczas turnieju rozgrywanego w Polsce na boisku muszą walczyć sami ze sobą. - Największym naszym problemem jest koncentracja oraz brak spokoju w naszej grze. Robimy dobrą robotę naszą zagrywką, blokiem i obroną, ale marnujemy to wszystko, bo nie potrafimy wykorzystać kontrataków. Sami podcinamy sobie skrzydła, a to tylko napędza grę przeciwnika – twierdzi Tine Urnaut i po obejrzeniu wszystkich dotychczasowych spotkań reprezentacji Słowenii podczas mistrzostw Europy, trudno się z nim nie zgodzić.

Zarówno w meczu z Rosją, jak i z Bułgarami, wicemistrzowie Europy walczyli o zwycięstwo w większości setów do samych końcówek. Błędy własne w najważniejszych momentach przekreśliły jednak ich szanse. Choć skład jest niemal identyczny, co w 2015 roku. Wtedy takich pomyłek nie było. Być może znikoma pewności w kluczowych akcjach, to efekt braku w kadrze Klemena Cebulja, którzy był jednym z najważniejszych graczy drużyny w 2015 roku.

Czy FIVB powinna dopuścić Słowenię do gry w kolejnej edycji Ligi Światowej?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×