- To największe zwycięstwo w historii słoweńskiej siatkówki! - krzyczał tuż po meczu rozradowany rozgrywający Dejan Vincić, który jeszcze nie wiedział, że dwa dni później jego drużyna pokona reprezentację Włoch w półfinale mistrzostw Europy i ostatecznie zakończy turniej ze srebrnym medalem.
Było to 14 października 2015, kiedy to po prawie trzygodzinnym horrorze reprezentacja Słowenii pokonała 3:2 Polskę w ćwierćfinale mistrzostw Europy i wyrzuciła ją z turnieju. Turnieju, którego Biało-Czerwoni byli jednym z faworytów, w przeciwieństwie do Słowenii, i w którym nie przegrali ani jednego z trzech spotkań fazy grupowej w Warnie. Tymczasem podopieczni trenera Andrei Gianiego wygrali tylko jedno, ze słabiutką Białorusią, i do następnej fazy awansowali z trzeciego miejsca, a żeby w ogóle zagrać w ćwierćfinale musieli najpierw wygrać baraż.
Jeszcze kilkanaście minut po zakończeniu spotkania kibice i dziennikarze z Polski siedzieli w pięknej hali w Sofii jak oniemiali. Nikt nie mógł zrozumieć, jak doszło do tego, że mistrz świata kończy udział w mistrzostwach Europy na ćwierćfinale, a jego pogromcą jest mało komu znany europejski średniak. Sami siatkarze też byli w szoku.
- Wszyscy trochę z niedowierzaniem patrzymy na to, co się stało. Dla nas to też jest szok, że grając do tej pory taką siatkówkę nie potrafiliśmy wygrać w tie-breaku. Trudno, przed nami jeszcze cała kariera. Nie umniejszam oczywiście rangi mistrzostw, chcieliśmy tu zajść jak najdalej, ale mamy bardzo ważny turniej w styczniu i do niego się trzeba przygotować - powiedział wtedy kapitan Michał Kubiak.
ZOBACZ WIDEO Sebastian Świderski: Bartek Kurek będzie grał coraz lepiej
Ten ćwierćfinał od początku nie układał się po myśli Polaków. Dwa pierwsze sety przegrali wysoko i szybciej, niż zdążyli się zorientować. Doskonale przygotowana i zmotywowana Słowenia grała doskonale w każdym elemencie, a Biało-Czerwoni tylko słaniali się na nogach jak bokser po wielu mocnych ciosach. Jednak nie padli na deski, tylko od trzeciej partii rzucili się do walki.
Wygrali i tę i następną, doprowadzając do tie breaka. W nim ponownie na boisku zaczęli dominować Słoweńcy. Bardzo dużo było emocji, przedłużonych, a nawet przypadkowych akcji. Były to bardzo nerwowe chwile dla wszystkich. W ostatniej chwili Polakom udało się doprowadzić do remisu, ale ostatecznie przegrali 14:16. Załamani padli na boisko, a wśród polskich kibiców zapanowała pełna niedowierzania cisza. Słychać było tylko radosne okrzyki słoweńskich siatkarzy i ich rodzin.
Było to tym bardziej nieoczekiwane, że kilka dni wcześniej obie reprezentacje mierzyły się ze sobą na tych mistrzostwach, spotkały się bowiem w fazie grupowej. Zagrały wtedy wyjątkowo brzydki i pełen błędów mecz, który Biało-Czerwoni wygrali 3:1. Podczas tamtego spotkania omal nie doszło do rękoczynów, bo od drugiego seta siatkarze ze Słowenii, dobrze znający Polaków z PlusLigi, prowokowali ich pod siatką gestami i słowami.
- Mecz był nerwowy. Na boisku padało przez siatkę dużo różnych słów. Słoweńcy rozpoczęli wojnę na słowa, nie na zagrania i przez to przegrali ten mecz. Może i dobrze, że nas w ten sposób zdenerwowali, bo czasami emocje wyzwolone nie tylko samą grą, znajdują odzwierciedlenie w postawie na boisku. Tak było w naszym przypadku, zaczęliśmy grać lepiej - powiedział wtedy po spotkaniu libero Piotr Gacek.
Na pewno tamta wygrana spowodowała, że w drugim podejściu Biało-Czerwoni podświadomie nieco zlekceważyli przeciwnika. Trudno poważnie podchodzić do rywala, który w turnieju pokonał tylko Białoruś i Holandię. Do tego doszło wyczerpanie psychiczne i fizyczne po Pucharze Świata, w którym podopieczni Stephane'a Antigi grali doskonale aż do ostatniego meczu z Włochami. W tym przegrali i w efekcie zajęli trzecie miejsce, które nie dawało wymarzonego awansu na igrzyska. Po tak ogromnym rozczarowaniu na pewno trudno było im zmotywować się do dalszej walki.
W tamtym ćwierćfinale w podstawowym składzie wyszli Bartosz Kurek, Karol Kłos, Fabian Drzyzga, Mateusz Bieniek, Michał Kubiak, Mateusz Mika i Paweł Zatorski. Na zmiany wchodzili Piotr Nowakowski, Grzegorz Łomacz, Dawid Konarski i Rafał Buszek. Z tej jedenastki w składzie na środowy baraż ze Słowenią będzie ośmiu zawodników. Niezależnie od tego, co mówią publicznie, na pewno dobrze pamiętają mecz sprzed dwóch lat i z radością się zrewanżują Słoweńcom.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)