Reprezentacja Niemiec przegrywała już 0:2 z Serbami w pierwszej, półfinałowej potyczce mistrzostw Europy. Podopiecznym Andrei Gianiego udało się jednak odwrócić losy spotkania i to oni ostatecznie cieszyli się z awansu do ścisłego finału.
- Uwierzyłem w zwycięstwo w trzecim secie, kiedy w polu serwisowym pojawił się Lukas Kampa. Wtedy zacząłem się uśmiechać, bo tą odsłonę zaczęliśmy zdecydowanie i od razu przypomniałem sobie igrzyska olimpijskie w Londynie. Wtedy była taka sama sytuacja w meczu z Serbią, przegrywaliśmy 0:2, a wygraliśmy 3:2. Cały czas wierzyłem, ja nigdy się nie poddaję - mówił Georg Grozer.
Siatkarz przyznał, że spotkanie z trenerem podczas dziesięciominutowej przerwy sprawiło, że w zawodników wstąpiły nowe siły. - W przerwie w szatni Andrea Giani wygłosił nam przemowę. Wszedł i nie zaczął krzyczeć, tylko przekonywał nas, że to siatkówka i wszystko może się zdarzyć. Uwierzył w nas i myślę, że wykonał świetną robotę - podkreślił atakujący.
Niemcy swoje zmagania w mistrzostwach Europy rozpoczęli w Szczecinie, skąd przenieśli się do Katowic. Kraków jest ich ostatnim przystankiem. - To trudne, kiedy musisz podróżować z miasta do miasta. Trzy lata temu w mistrzostwach świata cały czas byliśmy w Katowicach, więc zgrywaliśmy lepiej i mieliśmy lepsze czucie hali. To jednak nie ma teraz znaczenia, bo wygraliśmy - zauważył reprezentant.
ZOBACZ WIDEO: Bartosz Kurek: Wszystkie ręce na pokład. Zacznijmy od dzisiaj
W 2014 roku ekipa z Niemiec stanęła na najniższym stopniu podium. Przed ostatnim starciem, podopieczni Andrei Gianiego mają już zapewniony medal. - Teraz jest łatwiej, bo mamy już pewny medal. To niesamowite, od początku mówiliśmy, że wracamy do Polski, wiec możliwe jest, że zdobędziemy medal. Dla mnie to coś wspaniałego wrócić do Polski, zawsze czuję się tu świetnie i mam nadzieję, że kiedyś będę miał okazję wrócić i zagrać w polskim klubie - stwierdził siatkarz.
Niemcy doprowadzili do tie-breaka, jednak i tak musieli gonić swojego przeciwnika. - To był niesamowity set, w którym również powróciliśmy do gry. Simon Hirsh wszedł na boisko i uratował nam tyłki. To jest prawdziwy sport drużynowy, kiedy z ławki może wejść zawodnik i pomóc zespołowi. To również zasługa Andrei Gianiego, który wierzy w każdego z nas nawet wtedy, gdy gramy fatalnie - przyznał Georg Grozer.
Atakujący nie krył ogromnej radości z awansu do finału. - To jest sport i być może nie zagraliśmy znakomitej siatkówki, ale to jest niesamowita historia, że udało nam się odwrócić losy tego spotkania. Muszę teraz wrócić do domu, usiąść i dopiero wtedy uwierzę, że naprawdę jesteśmy w finale - zakończył z uśmiechem lider zespołu.