Nieudany debiut Kamila Droszyńskiego w PlusLidze. "Jestem nastawiony na walkę"

WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Kamil Droszyński
WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Kamil Droszyński

Dla Kamila Droszyńskiego, jak i jego dwóch kolegów Kacpra Wasilewskiego i Norberta Hubera, debiut w PlusLidze nie był udany. Cerrad Czarni Radom przegrali z GKS-em Katowice 1:3, a ci zawodnicy nie pokazali się z dobrej strony. Czuli dużą presję.

W meczu pierwszej kolejki PlusLigi sezonu 2017/2018, z GKS-em Katowice, na najwyższym poziomie rozrywkowym zadebiutowali trzej zawodnicy Cerrad Czarnych: Kamil Droszyński, Kacper Wasilewski i Norbert Huber. Wszyscy wyszli w pierwszej "szóstce", jednak nie mogli być zadowoleni ze swojej postawy - ich drużyna przegrała 1:3. Drugi z wymienionych był ostrzeliwany zagrywkami przez rywali, nie radził sobie w przyjęciu i przed trzecim setem na pozycji libero zastąpił go Kamil Kwasowski. Z kolei w miejsce ostatniego na parkiecie pojawił się Michał Ostrowski. Rozgrywający także był zmieniany przez Dejana Vincicia.

- Na pewno na początku było trochę presji, ja sam byłem zestresowany. To był pierwszy mecz dla mnie i dla kilku innych chłopaków w PlusLidze. To nie jest łatwe, wiadomo. Jeżeli chcemy grać na tym poziomie, to musimy się z tym pogodzić, stawić temu czoła i dać z siebie wszystko - skomentował Droszyński.

- W pierwszych dwóch setach nie pokazaliśmy tego, jak umiemy grać. W trzeciej partii to też nie było "to", ale wygraliśmy. W czwartym secie była męska walka, ale ją przegraliśmy. Trudno, taki jest sport, mam nadzieję, że następnym razem będzie to wyglądać zupełnie inaczej. Po dwóch setach zaczęliśmy walczyć i mam nadzieję, że będziemy tak walczyć już zawsze. Jesteśmy młodą drużyną i ja jestem nastawiony na walkę - podkreślił były zawodnik Lindemans Aalst.

Pomimo bardzo kiepskiego początku, radomski zespół miał szansę na doprowadzenie do tie-breaka. W czwartej odsłonie odrobił bowiem kilkupunktową różnicę i doprowadził do remisu 22:22. W ważnym momencie nie potrafił jednak zakończyć długiej wymiany i nieco przypadkową piłkę skończyli przyjezdni.

ZOBACZ WIDEO Miłka Raulin chce wejść na Mount Everest

- Wynik 2:1 dla przeciwnika, po 22, wiadomo, że są wtedy duże emocje. Jest głośno w hali, mnie akurat wtedy nie było na boisku, nie wiem, czy chłopaki sobie nie krzyknęli, czy był to jakiś błąd komunikacji, ciężko powiedzieć. Wiadomo, że nie można sobie na takie coś pozwolić. To była nasza szansa. "Wyszliśmy" z bardzo niekorzystnego wyniku, bardzo trudno jest odrobić cztery punkty w końcówce, i jeśli taką stratę się niweluje i doprowadza się do remisu, to trzeba to wykorzystać - nie ukrywał Droszyński, opisując tamtą sytuację.

Podopieczni Roberta Prygla nie mają zbyt wiele czasu na rozpamiętywanie porażki w Hali MOSiR. W środę, w ramach drugiej kolejki, zagrają bowiem na wyjeździe z MKS-em Będzin. - Musimy z meczu z MKS-em wyciągnąć wnioski, wyglądało to chwilami bardzo źle, chwilami trochę lepiej. Musimy "oczyścić" głowy i z nowym nastawieniem podejść do środowego meczu. Mam nadzieję, że tego dnia wynik będzie lepszy, nasza gra będzie wyglądała lepiej i odniesiemy zwycięstwo - zakończył Droszyński.

Komentarze (0)