Niektórzy po zakończeniu ostatniego spotkania MKS-u Dąbrowa Górnicza z Grot Budowlanymi Łódź (0:3) zaczęli wertować ligowe archiwa w poszukiwaniu najkrótszego spotkania, by przekonać się, czy Zagłębianki pobiły niechlubny rekord. Ostatecznie tak się nie stało, bo niedzielne starcie w Hali Centrum trwało dokładnie 61 minut, a choćby w tym sezonie Legionovia Legionowo przegrała z ŁKS-em Commercecon Łódź w 59 minut, ale i tak nikomu w Dąbrowie Górniczej nie jest do śmiechu.
Dąbrowski zespół chce przede wszystkim utrzymać się w Lidze Siatkówki Kobiet, ale po dziewięciu kolejkach zajmuje ostatnie, czternaste miejsce w tabeli ze stratą dwóch punktów do Legionovii i Trefla Proximy Kraków. A w spotkaniu z łódzkimi Budowlanymi nie było widać, by ich sytuacja miało się zmienić na lepsze. - Nie spodziewałem się, że będzie aż tak ciężko i ten mecz będzie tak wyglądał. Myślałem, że będzie więcej takiej gry jak w trzecim secie, kiedy było równo i ciekawie. Próbowaliśmy każdej mobilizacji, żeby dziewczyny walczyły tak, jak najlepiej potrafią. Wiedzieliśmy w końcu, z kim walczymy. Być może ten paraliż wpłynął na cały zespół, zwłaszcza w pierwszych dwóch setach - mówił po meczu Andrzej Stelmach.
45-letni trener został wrzucony na najgłębszą z wód, zastępując Magdalenę Śliwę w roli pierwszego szkoleniowca MKS-u. Z czego był najbardziej niezadowolony po meczu z Grot Budowlanymi? - Zespół przede wszystkim musi się zmienić swoje podejście mentalne. Wiadomo, w meczach zwykle decydują parametry, ale na treningach wygląda to naprawdę nieźle. Natomiast brakuje przełożenia tej dyspozycji na mecz i na tym najbardziej tracimy. Musimy to wszystko, co prezentujemy na treningu, przełożyć na mecz - tłumaczył brat Krzysztofa Stelmacha.
Stelmach zaczął swoją trenerską karierę od asystentury w Bielsku-Białej i Będzinie, natomiast zadebiutował w roli pierwszego trenera (dość niespodziewanie) w kobiecej siatkówce. Adam Malik, obecny wiceprezes zagłębiowskiego MKS-u, namówił go w poprzednim sezonie do objęcia sterów pierwszoligowej AZS-u Politechniki Opolskiej. Wielu trenerów potwierdza, że trenowanie siatkarek jest zdecydowanie większym wyzwaniem niż w przypadku siatkarzy, ale były rozgrywający polskiej kadry wyzwań się nie boi. - Siatkówka jest taka sama, jest piłka i siatka, obowiązują takie same reguły. Ale trudno nie zauważyć, że jest różnica w mentalności między zespołami męskimi i kobiecymi. I do tego trzeba się dostosować - skwitował 45-letni trener.
- Na razie jestem z drużyną niecały tydzień i w takim czasie bardzo trudno o wielkie zmiany i poznanie wszystkich mechanizmów w klubie i zespole. Teraz pozostaje nam trenować przez cały następny tydzień i przygotować się do grania z ŁKS-em. Najważniejsze, że nasze panie chcą pracować - uznał szkoleniowiec dąbrowianek, które w grudniu zmierzą się nie tylko z drugim ekstraklasowym zespołem z Łodzi, ale i z Chemikiem Police.
ZOBACZ WIDEO: Kuriozalna sytuacja z VAR-em, Bayern lepszy od Eintrachtu - zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]