Dawid Litwin: Na gorąco - co zadecydowało o zwycięstwie w finałowych meczach z Aluprofem?
Bogdan Serwiński: Przede wszystkim uważam, że byliśmy znacznie lepiej przygotowani od zespołu z Bielska. Finały to bardzo trudne wyzwanie. My byliśmy naprawdę dobrze przygotowani do walki, co dało nam dużo pewności siebie. Ta pewność siebie przeważyła w decydujących momentach.
Czwarty set to istny horror. Czy był to krytyczny moment dla pana drużyny, po którym zawodniczki mogły grać już tylko lepiej?
Mój zespół nie mógł dziś bardzo długo wejść w swój rytm gry. Ten czwarty set był takim pokłosiem tego, co stało się w poprzednich partiach. Mimo że wygraliśmy wcześniej jednego seta, to pojawiło się takie małe załamanie, dodatkowo potęgowane świadomością, że przecież jeszcze jutro możemy mieć mecz u siebie.
Od stanu 1:8 do zwycięstwa długa droga. Co było powodem tej metamorfozy Muszynianki w czwartym secie?
Akurat udało się zawodniczki pobudzić, może nawet wkurzyć na boisku. Do tego doszły dobre zmiany. Szczególnie Asia Kaczor weszła na zagrywkę i zagrała tę zagrywkę fenomenalnie. Agnieszka Śrutowska dołożyła swoje trzy grosze. Przeszliśmy na inny styl grania i zespół poczuł, że jest w stanie walczyć i wygrać.
Tak szczerze - wierzył pan w zwycięstwo mimo ogromnej przewagi zespołu z Bielska?
Zarówno ja, jak i Ryszard Litwin (drugi trener Muszynianki) mamy podobną filozofię. Nie ma kalkulacji na zasadzie: wierzę - nie wierzę, jestem pewny - nie jestem pewny. Akurat dobrze się tutaj dobraliśmy. Tak jak powiedziałem wcześniej, mamy podobna filozofię gry. Może ja się trochę szybciej denerwuję, a Ryszard pozostaje spokojny. Z drugiej strony, później ja się uspokoję, a z kolei on zaczyna być zdenerwowany.
Siatkarki Aluprofu były już chyba myślami przy kolejnym meczu. Prowadząc tak wysoko nie spodziewały się raczej pogoni ze strony pana zespołu.
Kiedy prowadzimy wysoko, nikomu nie zaszkodzi trochę skromności, nie mówiąc już o tym, że nie można być wyzywającym w stosunku do przeciwnika. Zespół z Bielska zachowywał się tak w czwartym secie. To było mocno nietaktowne jak na sport. Z drugiej strony nie można też wpadać w panikę, tylko cały czas myśleć, jak odwrócić niekorzystną sytuację.
Staje się pan powoli pogromcą wielkich trenerów. Igor Prielożny od dwóch sezonów nie może poradzić sobie z Muszynianką.
Odpowiem w ten sposób: dwóch uznanych trenerów w Polsce, a przynajmniej tak wykreowanych przez media, czyli Jurek Matlak i Igor Prielożny, nie mogą z Muszynianką wygrać. Mogę nawet powiedzieć, że nigdy nic ważnego z nami nie wygrali. To musi o czymś świadczyć.
Czyli jest osobista satysfakcja z wyniku starcia Serwiński - Prielożny?
To przynosi satysfakcję. Powiedzmy sobie szczerze, jest wiele głosów lekceważących w stosunku do sztabu szkoleniowego Muszynianki. Nie wiem skąd to się bierze. To jest śmieszne spojrzenie, niepoparte żadnymi argumentami, jednak nadal funkcjonuje. Dlatego zwycięstwo z tymi "uznanymi" trenerami musi przynosić satysfakcję.
W półfinale zostawił pan w pokonanym polu Jerzego Matlaka. Teraz z niczym odjechał Igor Prielożny. Tym razem wynik stoi zdecydowanie za sztabem szkoleniowym Muszynianki.
Kiedy graliśmy z Farmutilem Piła jeden, drugi finał, zawsze było tak, że Piła nie ma pieniędzy, słabe zawodniczki i tylko geniusz trenera Matlaka pozwala nawiązać walkę. Tym razem, w przypadku Bielska, wszystko co "naj" było po ich stronie. Największy budżet, najlepsze zawodniczki, najlepsze fizycznie, technicznie, najlepszy trener, a my jednak z nimi wygraliśmy 3:0 w finale. Ciężko, bo ciężko, ale jednak 3:0.
Trener Prielożny stwierdził, że jedną z przyczyn porażki jego drużyny był brak ogrania w meczach o stawkę. Zgadza się pan z tym stwierdzeniem?
Nikt nikomu nie zabronił grać tych ważnych meczów. Aluprof startował z tego samego pułapu co my. Nie, to nie to było przyczyną ich porażki, a naszego zwycięstwa. Zadecydowało nasze podejście, które prezentowaliśmy w całym sezonie. Pierwszy lepszy przykład: przegraliśmy mecz z Galati u siebie, potem pojechaliśmy do Bergamo i wydawałoby się, że powinniśmy się położyć na parkiecie i nie wykonywać żadnych ruchów. My tymczasem zagraliśmy tam z wiarą w zwycięstwo i ograliśmy zespół, który później - de facto - wygrał Ligę Mistrzyń.
Sezon właśnie się zakończył. Czegoś pan żałuje?
Jeśli kończy się złotym medalem to niczego nie można żałować. Mam trochę żalu o Puchar Polski, ale nie do siebie, ani do mojej drużyny, ale do organizatorów. Termin powinien być inny. Byliśmy tam z góry skazani na porażkę, a równie dobrze mogliśmy w normalnej dyspozycji wywalczyć w tym roku również i Puchar. Jest pewien niedosyt jeśli chodzi o europejskie puchary. Wynika on jednak tylko i wyłącznie z tego, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Weszliśmy przecież do finałowej szóstki, a jak na polską ligę to olbrzymie osiągnięcie.
W przyszłym sezonie chcecie powtórzyć to, co udało się osiągnąć w tym?
Zawsze potrzeba trochę skromności i pokory. Zbudujemy zespół na nowy sezon, ale na pewno nie będziemy sobie zakładać, że jeśli czegoś nie osiągniemy to będziemy rozdzierać szaty. Nasza ambicja jest rozłożona na etapy, a każdy etap to pojedynczy mecz. Wychodzimy po to, żeby go wygrać, niezależnie z kim gramy.
Czy jest coś, co chciałby pan teraz powiedzieć wszystkim ekspertom, którzy jeszcze przed rozpoczęciem sezonu koronowali zespół z Bielska na nowego Mistrza Polski?
Powiem może w ten sposób - Nie wiem skąd się biorą te wszystkie określenia ekspertów dotyczące zespołów i pojedynczych zawodniczek. Ci eksperci siedzą przed telewizorem, coś przeczytają w internecie, coś zobaczą i wyciągają z tego daleko idące wnioski. Te wnioski mają niewiele wspólnego z rzeczywistością, bo przecież oni nie wiedzą co się dzieje z zespołem, dlaczego słabiej gra, jakie są powody gorszej formy. Myślę, że eksperci powinni teraz trochę zastanowić się nad swoimi opiniami.