Puchar Polski: finał - szykuje się dobry mecz, ale wygra PGE Skra. Oceniają fachowcy

W niedzielnym finale Pucharu Polski zagrają ze sobą PGE Skra Bełchatów i Trefl Gdańsk. Faworytami będą ci pierwsi, ale ekipę z Trójmiasta stać na sprawienie jeszcze jednej niespodzianki.

Dominika Pawlik
Dominika Pawlik
drużyna PGE Skry Bełchatów WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: drużyna PGE Skry Bełchatów
W ćwierćfinałach do sensacji nie doszło, bo choć odpadły Asseco Resovia Rzeszów i Jastrzębski Węgiel, przegrały z wyżej notowanymi rywalami. Emocje, poziom i szalone zwroty akcji zafundowali zawodnicy ZAKSY Kędzierzyn-Koźle i Trefla Gdańsk. Ostatecznie mistrzowie Polski i obrońcy trofeum zostali wyeliminowani z dalszej gry, ulegając rywalom w czterech setach.

Sobotnie spotkania ocenili fachowym okiem statystycy, którzy przyglądali się z boku zmaganiom czterech ekip, które walczyły w półfinałach we Wrocławiu.

- Trefl przede wszystkim dobrze przyjmował. Zagrywka ZAKSY nie robiła na rywalach większego wrażenia. Przewaga krystalizowała się na siatce i to było kluczowym elementem. Gdy gdańszczanie sami zaczęli dobrze zagrywać, odrzucili rywali od siatki, dobrze również radzili sobie w obronie. Trefl dobrze był przygotowany taktycznie, grali dużo przez Toniuttiego, kiedy ten był przy siatce. To był duży plus dla nich - konsekwencja - wyjaśnił Kamil Kwieciński. - Dobrą zmianę u kędzierzynian zrobił Szymura, pobudził zespół. To mógł być ważny moment spotkania, ale ZAKSA nie poszła za ciosem.

Kędzierzynianie stosunkowo łatwo wygrali pierwszą odsłonę, a trzy kolejne przegrali po wyrównanej walce, każdą z nich do 23. - Trefl przetrwał pierwszego w którym ZAKSA zagrała świetnie, a potem zagrali bardzo dobrze taktycznie i z dużą cierpliwością. Pod koniec meczu widać było po zawodnikach ZAKSY, że się zagubili w swojej grze. Spotkanie miało bardzo podobny przebieg do starcia ZAKSA - Resovia sprzed kilku dni - ocenił Kamil Sołoducha.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: szalone sceny na treningu Man Utd. Pierwsza porażka Sancheza

W drugim półfinale emocji było znacznie mniej. ONICO Warszawa starało się nawiązać równorzędną walkę z PGE Skrą Bełchatów, osłabioną brakiem Grzegorza Łomacza. Kiedy jednak podopieczni Roberto Piazzy uruchamiali zagrywkę, odskakiwali rywalom i ci nie byli już w stanie ich dogonić.

- ONICO zagrało na swoim poziomie. Jest rewelacją Plusligi, ale nie ma co liczyć, że w meczach o coś, będzie również wygrywało z najlepszymi. PGE Skra zagrała dość solidnie, chociaż też pewne elementy szwankowały, jednak siła kluczowych zawodników zrobiła różnicę - podkreślił Sołoducha.

Po ostatnim ligowym starciu, w którym PGE Skra popełniła aż 32 błędy w polu serwisowym, tym razem wykazała się większą efektywnością. - Bełchatowianie wytworzyli dużą presję na zagrywce, to był klucz. Dzięki temu ułożyli sobie grę, wyprowadzali kontry, mieli przewagę na siatce. W całym meczu Andrzej Wrona dostał tylko cztery piłki w ataku, co PGE Skra szybko wychwyciła. Dla porównania, drugi środkowy dostał 10 piłek - zauważył Kwieciński.

Niedzielny finał pomiędzy żółto-czarnymi zespołami rozpocznie się o godz. 14:45. - Możemy się spodziewać dobrego meczu, ale w mojej ocenie Puchar Polski wywalczą Bełchatowianie, bo jednak to po ich stronie stoi więcej argumentów. Gdybym się mylił, to ocenię to w skali wielkiej niespodzianki - przyznał Sołoducha.

- PGE Skra dobrze zagrywa, ale Trefl może powalczyć, bo w meczu z ZAKSĄ pokazał cierpliwość. Jeżeli bełchatowianie będą dysponować taką zagrywką, jak przeciwko ONICO, to gdańszczanom może być ciężko. Natomiast uważam, że będzie to twardy, fajny i wyrównany mecz - zakończył Kwieciński.

Kto wygra w niedzielnym finale Pucharu Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×