Po meczu z Chemikiem Police (0:3) nikt nie płakał. Ta porażka oznaczała, że MKS Dąbrowa Górnicza definitywnie żegna się z Ligą Siatkówki Kobiet po jedenastu latach obecności, ale nikt wtedy nie załamywał rąk i nie zanosił się łzami. Siatkarki uznały, że mimo wszelkich kłód rzucanych pod nogi trzeba jakoś dograć sezon do końca i postarać się choć trochę zetrzeć fatalne wrażenie z całego sezonu. Garstka kibiców, która oglądała dąbrowianki w ostatnią środę, raczej wzruszała ramionami. Nie mieli podstaw, by oczekiwać innego scenariusza, dlatego nie rozpaczali. Wiedzieli, że klub sam skazał się na taki los, głuchy na napomnienia i głosy krytyki.
Siatkarska Polska kojarzy zagłębiowski MKS głównie z finałów mistrzostw Polski z 2013 roku i rywalizacji ze świętej pamięci Atomem Trefl Sopot, chyba najbardziej szalonej i emocjonującej serii spotkań w historii całej ekstraklasy siatkarek. Dąbrowa Górnicza mogła stać się miastem mistrza Polski, a tymczasem zespół Waldemara Kawki, mimo wcześniejszych triumfów w krajowym pucharze i dwóch udanych bojów o ligowy brąz, okazał się niegotowy do wykonania ostatniego, najważniejszego kroku.
Srebrne medale traktowano jako porażkę, ale liczono na to, że klub, który do tej pory imponował spokojnym i konsekwentnym wzrostem poziomu rok po roku, wyciągnie z tej traumatycznej lekcji wnioski na przyszłość. Nikt nie spodziewał się, że to właśnie ten finał będzie dla MKS-u punktem zwrotnym i od tego momentu w dąbrowskim klubie będzie tylko gorzej. A już z pewnością nikt nie myślał o tym, że chluba całego miasta rozegra tak zły sezon, jak ten mijający.
Były już prezes Robert Koćma lubił tłumaczyć mniejsze i większe klęski drużyny z Dębowego Miasta okolicznościami niezależnymi: szczęściem, dyspozycją dnia, kontuzjami, brakiem środków takich jak w najlepszych klubach kraju. Im dłużej trwało usprawiedliwianie się, unikanie odpowiedzialności i zamykanie oczu na coraz bardziej widoczne bolączki, tym szybciej do Dąbrowy Górniczej przybliżało się widmo absolutnej porażki. Aż nadeszło w 2017 roku, kiedy zabrakło wsparcia od Taurona i trzeba było po latach rozpasania dokonać resetu. Skończyło się wydawanie, zaczęło planowanie.
Okazało się, że bycie pozbawionym pieniędzy i skazanym na myślenie o przyszłości przerasta cały zagłębiowski klub. Zespół skomponowany przez Magdalenę Śliwę okazał się słabiutki i przegrywał mecz za meczem, a najwięcej emocji dostarczała wojna na górze między prezesem Koćmą a Adamem Malikiem, nowym wiceprezesem i dyrektorem sportowym. Jej efektem było zastąpienie Śliwy Andrzejem Stelmachem, a następnie rezygnacja samego Koćmy. Ciągłe przepychanki i walka o wpływy musiała odbić się na kondycji klubu i zespołu.
Co pozostało dąbrowskiej siatkówce? Klub, który w ciągu kilku lat zraził do siebie większość wiernych kibiców i siatkarek, które już nie uważają MKS-u za spokojne i godne polecenia miejsce pracy. Klub, który co roku notował wpadki transferowe i pomyłki skutkujące utratą zaufania fanów (bezsensowa decyzja o wyrzuceniu członu MKS z nazwy, z której wycofano się po jednym meczu) albo bardzo cennych punktów (zaniedbanie sprawy z Dominiką Sobolską i słynny walkower przeciwko Developresowi SkyRes Rzeszów).
Klub, który pożegnał bez żalu najbardziej zasłużone dla jego historii jednostki, między innymi Waldemara Kawkę i Krystynę Strasz, i zapomniał zupełnie o swojej tożsamości. Klub bezradny wobec wyzwań rzeczywistości, źle zarządzany, pozbawiony pomysłu na siebie, który przez lata potrafił brnąć w ślepy zaułek i co roku zmieniać zupełnie swój skład, niepotrafiący skorzystać z licznych wychowanek i pomocy byłych zawodniczek, choćby Eleonory Dziękiewicz. Klub, w którym przymykano oko na większe i mniejsze niedociągnięcia aż do tragicznego finału. Który od lat nieustannie rozczarowywał i z rozczarowaniem będzie kojarzony najsilniej.
Dzisiaj w Dąbrowie łezka się w oku zakręciła! Drużyna z historią klub z tradycjami!!! Niestety gdzieś zatracił się duch"ZAGŁĘBIA"!!! Pseudo znawcy... Można by rzec "WALDEK WRÓĆ!!!"
— Radosław Anioł (@radekaniol) 28 marca 2018
Jaki los czeka MKS? Bardzo niepewny, w końcu po odejściu samorządowca Koćmy miasto ma z klubem już niewiele wspólnego i nie ma obowiązku udzielenia mu podtrzymującej życie dotacji. Bez zewnętrznego sponsora byt klubu jest poważnie zagrożony. Gdzieniegdzie plotkuje się, że jest możliwe wykupienie miejsca w ekstraklasie od innego zespołu i postaranie się o licencję, ale jest to wariant bardzo niepewny, a poza tym trzeba do tego pieniędzy, których zawsze brakuje. Nawet jeżeli tak się stanie, to nie osłodzi to goryczy sportowej klęski na wszystkich frontach. I nie wiadomo, czy MKS wyciągnie wtedy konieczne wnioski ze swojego upadku.
Biorąc pod uwagę to, że klub do tej pory nie potrafi oficjalnie poinformować, że Magdalena Śliwa została odsunięta od zespołu i sztabu trenerskiego, to bardzo wątpliwe. To nie pierwszy raz, kiedy wybitna reprezentantka Polski została potraktowana przez MKS tak, jak na to zupełnie nie zasługiwała. Po srebrnym sezonie 2012/2013 czekano do ostatniego dnia umowy Śliwy, by poinformować ją, że klub jednak nie widzi dla niej już miejsca. A mimo to potrafiła po latach wrócić do Dąbrowy i zostać tam trenerem. Niestety, brzydka tradycja braku szacunku dla zasłużonych postaci wróciła z pełną mocną. Takiemu klubowi trudno kibicować i trudno współczuć.
Podobno w dąbrowskiej Hali Centrum swoje spotkania od przyszłego sezonu chciałby rozgrywać Aluron Virtu Warta Zawiercie, poszukujący na potrzeby PlusLigi większego obiektu niż własny. Gdyby tak się stało, doszłoby do ciekawej zamiany: ekstraklasową pustkę po byłym gigancie, który zawalił się pod ciężarem własnej bezmyślności, zastąpiłby mały i ambitny klub, który wyrabia sto dziesięć procent normy, by zaistnieć na siatkarskiej mapie Polski. Który po prostu szanuje siebie i swoją pracę. Taki, jak MKS Dąbrowa Górnicza za swoich najlepszych czasów.
ZOBACZ WIDEO Robert Kubica: Moi kibice są ewenementem
PS. Zleci klub i jego historia... a "panny" się otrząsną... i zmienią- w dobrych humorach- pra Czytaj całość