Adam Swaczyna: Moje życie się zmieniło, ale nadal robię to, co kocham

WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Adam Swaczyna
WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Adam Swaczyna

W pierwszym pojedynku o Final Four siatkarskiej Ligi Mistrzów, kędzierzyńska ZAKSA pokonała VfB Friedriechshafen 3:2. Rodowity kędzierzynianin i jednocześnie asystent Vitala Heynena, Adam Swaczyna, taki wynik uważa za sprawę otwartą.

Anna Kardas, WP Sportowe Fakty: Pierwszy pojedynek z ZAKSĄ był jak podróż z piekła do nieba i z powrotem. Zabrakło niewiele...

Adam Swaczyna, asystent Vitala Heynena, VfB Friedrichshafen: Na pewno cieszylibyśmy się bardziej, gdybyśmy w pierwszym meczu pokonali ZAKSĘ, ale biorąc pod uwagę fakt, jak ułożyły się dwa pierwsze sety... Może byliśmy zbyt stremowani? Może to było konsekwencją tego, że nie gramy codziennie z tak silnym zespołem. Docierały do nas głosy, że wygraliśmy trzydzieści siedem meczów pod rząd, ale nie graliśmy z takimi rywalami, jakim jest ZAKSA. Z drugiej strony byliśmy pewni siebie i wiedzieliśmy, że jak zagramy swoją siatkówkę i będziemy się trzymali swojego konceptu, powinniśmy powalczyć i być może pokusić się o zwycięstwo. W pierwszych dwóch setach ta siatkówka nie była do końca naszą siatkówką. Ten mecz potoczył się trochę inaczej niż powinien.

Przed tym pojedynkiem mogliście się pochwalić serią 37 zwycięstw w lidze. Wynik niemal niespotykany w żadnej dyscyplinie.

Jest to wynik niesamowity i rzadko zdarza się coś takiego w siatkówce. Na pewno Zenit Kazań wygrywa wiele spotkań i chyba mieli jeszcze większą serię zwycięstw. Nie jest to łatwa sztuka i na pewno niełatwo będzie to powtórzyć po raz kolejny. Jest to coś wspaniałego. My to zapamiętamy do końca życia, ale nie było to aż tak istotne dla nas. O tym rozmawiali kibice i dziennikarze. My skupialiśmy się na swojej grze i każdym kolejnym pojedynku.

Jeszcze w sezonie 2013/2014 był pan libero w BBTS-ie Bielsko-Biała. Minęło kilka lat, a pańskie życie zmieniło się diametralnie.

Sporo się zmieniło, ale też wszystko bardzo szybko się potoczyło. Najważniejsze, że dalej jestem w siatkówce. Robię to, co kocham. Zastanawiałem się niedawno, kiedy zaczęła się ta przygoda. Nie wiem czy to nie było w momencie, kiedy rodzice pozwolili mi samemu wychodzić na podwórko i dostałem piłkę do ręki. Moje życie się zmienia, ale cały czas jestem przy tym, co kocham. Chcę dalej robić to co lubię i jak na razie się wszystko udaje. Z VfB Friedriechshafen gramy na bardzo wysokim poziomie. Jestem zadowolony z tego, co robię w życiu.

Na pewno teraz dostrzega pan tę różnicę pomiędzy byciem zawodnikiem, a członkiem sztabu.

Różnica jest przeogromna, ponieważ zawodnik nie przejmuje się wieloma rzeczami. Idzie na trening, wraca do domu, może zagrać w play station, wyjść z dziewczyną na zewnątrz. Najlepiej gdyby zadała pani to pytanie mojej rodzinie. Myślę, że oni najczęściej odczuwają to, że nie ma mnie w domu. Nie zawsze mam czas dla swojej dziewczyny. W sztabie pracujemy niemal cały dzień. To jest największa różnica i człowiek musi być bardziej odpowiedzialny, musi podejmować dużo więcej ważnych decyzji.

ZOBACZ WIDEO Zamiana ról na konferencji Vitala Heynena. Selekcjoner odpytywał dziennikarzy

Zawodnicy nie dali panu odczuć, że jest pan zbyt młody, jak na asystenta trenera?

Wielu ludzi mówi mi: "jesteś młody". Natomiast wśród zawodników nigdy nie usłyszałem czegoś takiego. Jeżeli słyszałem jakieś uwagi na swój temat to takie, że dobrze się ze mną pracuje i że będę dobrym trenerem. Coraz częściej nawet słyszę głosy, że spokojnie mógłbym być pierwszym trenerem. Więc nie zwracam uwagi na wiek, ale patrzę na mój staż i na czas, jaki spędzam nad siatkówką. W tej chwili jestem asystentem trenera już czwarty rok, więc nie wiem czy to ma znaczenie, ile mam lat, ale bardziej, jak długo pracuję w tym zawodzie.

Urodził się pan w Kędzierzynie-Koźlu. Natomiast swego czasu grał pan w Farcie Kielce z Tomaszem Drzyzgą, Sławomirem Jungiewiczem oraz Rafałem Buszkiem. Podróż na Opolszczyznę była dla pana sentymentalna?

Jest to podróż bardzo sentymentalna, niezmiernie cieszę się, że przyjechałem do Kędzierzyna-Koźla, ponieważ przebywanie za granicą to nie to samo, co przebywanie w Polsce. Poznaję dopiero nowych zawodników i nie mam jeszcze zbyt wielu kolegów, bo jest to mój pierwszy rok za granicą. Przed sezonem zakładałem sobie, że chciałbym przyjechać do Kędzierzyna, trafić na ZAKSĘ i zagrać tutaj w Lidze Mistrzów. To mi się udało. Czasami tak jest, że w życiu coś planujemy i po drodze okazuje się, że nasze marzenia się spełniają.

To ogromna nobilitacja pracować z tak utytułowanym szkoleniowcem, jakim jest Vital Heynen.

Dlatego, że jestem młody i jestem asystentem, chciałem się także rozwijać. Kiedy otrzymałem propozycję z Friedriechshafen, Vital Heynen nie był jeszcze trenerem kadry narodowej, ale był znanym szkoleniowcem w świecie siatkówki. Bardzo mi zależało, by z nim współpracować. Jest to dla mnie ogromna przyjemność, aby spojrzeć na siatkówkę z innej strony i pracować z człowiekiem, z którym mogę rozmawiać o siatkówce całymi dniami. To także miłe, że jest z nami Bartek Bołądź, bo czasami, mimo, że jest to niedozwolone, mogę porozmawiać po polsku. I jemu także na pewno jest łatwiej, że ma mnie. Śledzę  na bieżąco Plusligę, o czym mogę dodatkowo porozmawiać z Vitalem.

Rewanżowy pojedynek już we wtorek. I dużo i mało czasu, aby się do niego przygotować?

Na pewno powalczymy. W takiej samej sytuacji, w jakiej teraz jest ZAKSA, byliśmy w poprzedniej rundzie, kiedy wygraliśmy z Berlinem. Zwyciężyliśmy 3:2, ale tak naprawdę nic nam to nie dało. Trzeba było wygrać kolejne spotkanie. Taka sama droga czeka teraz na pewno ZAKSĘ. Muszą się zregenerować po meczu z Treflem. Następnie muszą dotrzeć do Friedriechshafen i zobaczmy, jak będą oszczędzać swoje siły. My nie mamy meczu w naszej lidze w weekend, więc skupimy się na tym, żeby coś poprawić. Myślimy o pozytywach.

Komentarze (0)