Serbski środkowy spędził w PlusLidze cztery sezony. Przyszedł do PGE Skry Bełchatów tuż po tym, jak klub sięgnął po ósme mistrzostwo Polski w historii. Dopiero w minioną sobotę udało mu się wywalczyć złoty krążek w barwach żółto-czarnych.
- Wygraliśmy już dwa Superpuchary, Puchar Polski, brązowy i srebrny medal, brakowało mi tylko złota. Wszyscy razem pracowaliśmy na to. Najlepsze zostawiłem na koniec - zaznaczył Srećko Lisinac.
W drugim meczu finałowym w Kędzierzynie-Koźlu bełchatowianie pokonali ZAKSĘ 3:1, choć rozpoczęli go od porażki do 15 w pierwszym secie.
- Z mojej perspektywy nie był to mój dobry mecz. Ciężko się grało, kiedy rywale w pierwszym secie pozwalają nam zdobyć 15 punktów, a sami robią sześć asów serwisowych. Ale przy takim wyniku nie jest ważna moja gra. Oni zaczęli bardzo dobrze, ale my nie zagraliśmy tak, jak potrafimy. Zastanawiałem się, czy nam w końcu na to pozwolą. W drugim secie jednak wróciliśmy do gry i zaczęliśmy grać to, co umiemy najlepiej. W ostatniej partii ZAKSA nawiązała walkę dzięki dobrym zagrywkom Deroo, ale my nie straciliśmy głowy i do końca utrzymaliśmy poziom - opowiadał środkowy PGE Skry.
Reprezentant Serbii złotym medalem pożegnał się z klubem z ziemi łódzkiej. Jednak zawdzięcza jej bardzo wiele, bo to w niej oszlifował się jako diament światowej siatkówki. W tej chwili uchodzi za jednego z najlepszych środkowych na świecie. Nie szczędził też komplementów pod adresem PlusLigi.
- Myślicie, że polska liga jest słaba? Moim zdaniem to jedna z najlepiej zorganizowanych lig na świecie, z telewizją, która dba o to, by dobrze się ją oglądało. Poziom jest wysoki, choć do Ligi Mistrzów jeszcze trochę brakuje. Ja się tu rozwinąłem. Jest mnóstwo dobrych zespołów, przez co w każdym meczu trzeba grać naprawdę na dobrym poziomie. Na początku sezonu podszedł do mnie Milad Ebadipour i powiedział: "bracie, trudno mi jest grać, bo ciągle jakieś derby, trudne mecze, wymagający przeciwnicy... Nie mam kiedy się zregenerować na kolejne spotkanie!". A ja mu odpowiedziałem: "bracie, tak jest przez cały sezon, a na końcu będzie jeszcze gorzej". Okazało się, że w play-offach zagrał fantastycznie. Nie wiedzieliśmy, czego oczekiwać po sobie, ale szybko się zaaklimatyzował, a my mu w tym pomogliśmy - opowiadał Lisinac.
Nie zdradził jeszcze, do którego klubu odejdzie. Ujawnił jednak, że będzie to drużyna z Serie A. - Nie jestem taki, żeby ukrywać prawdę. Jest mi smutno, że odchodzę z Bełchatowa. Spędziłem tu cztery lata i częściej przebywałem tutaj niż w domu z rodziną. Ale wiem, jaki mam cel, trzeba iść dalej. Mówili, że rok temu już powinienem przejść do innego klubu, a ja uważałem, że chcę coś zostawić tutaj, nie tylko przyjechać i uciec po roku czy dwóch. Chciałem zdobyć tu złoto. Szkoda jedynie, że nie wywalczyliśmy medalu Ligi Mistrzów, ale może będzie jeszcze ku temu okazja - zapowiedział zawodnik.
Jego następcą w PGE Skrze ma być Jakub Kochanowski. Zdaniem Srećko Lisinaca, były już gracz Indykpolu AZS-ie Olsztyn poradzi sobie w żółto-czarnej koszulce w Bełchatowie. - Czemu nie? Wielokrotnie pokazał, że można na niego liczyć. W reprezentacji zagrał kilka meczów na znakomitym poziomie, a w tym sezonie w lidze to potwierdził. Gregor lubi wystawiać krótkie, więc będzie mu dobrze w Bełchatowie - stwierdził serbski siatkarz.
Kibice oraz dziennikarze doceniali Lisinaca za jego charakter, pozytywne podejście, ale przede wszystkim za to, że rozmawiał w języku polskim. Czy nie zapomni go po przejściu do Serie A? - Języka polskiego nie zapomnę, jest podobny do serbskiego. Zresztą trochę zapomniałem serbskiego. Jak pojadę do domu będą myśleli, że uciekły mi reguły gramatyki, ale wtedy im powiem, że mówię po polski - żartował.
A gdzie przejdzie Srećko Lisinac? Według nieoficjalnych wiadomości, podpisał już kontrakt z Trentino. Wciąż jednak nie potwierdzono tej informacji.
ZOBACZ WIDEO Primera Division: padła twierdza Atletico, kapitalny Jan Oblak nie zatrzymał Espanyolu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS 2]