Polscy siatkarze mają za sobą dwa oficjalne sparingi z Kanadyjczykami (1:3, 3:2), były to jedyne publiczne testy możliwości kadry Vitala Heynena przed Ligą Narodów. Co na razie wiemy o biało-czerwonej drużynie przed startem bardzo ważnego sezonu? Raczej niewiele, z czym zgadza się trener Tomasz Wasilkowski.
- Na razie nie wyciągałbym żadnych wniosków. Skład był mieszany, a siatkówka potrzebuje stabilizacji. Być może trener chciał podczas tych meczów po prostu przetestować wszystkich zawodników, jakich miał do dyspozycji. Na pewno musimy poprawić skuteczność z pozycji numer cztery, i to nie jest wniosek po sparingach, ale po całym poprzednim sezonie. Bez skutecznych przyjmujących nie ma szans na medale w dzisiejszej siatkówce międzynarodowej. Pomógłby nam w tym Leon, ale na razie musimy sobie radzić bez niego. I trzeba poprawić koniecznie blok, w którym jesteśmy wyraźnie słabsi niż choćby w 2014 roku. Jaki kierunek zmian obierze Heynen, trudno powiedzieć - ocenił były już drugi trener Cuprum Lubin.
- Celem w tym roku są mistrzostwa świata, a Heynen ma w tym roku o tyle lepiej, że punkty z Ligi Narodów nie będą liczyły się w rankingu FIVB i kwalifikacjach do igrzysk w Tokio. Gdyby było inaczej, to daję głowę, że Vital nie dostałby zgody na tak szeroką kadrę i tyle zmian. Niby nie wyczuwa się w związku paniki, dano kadrze czas, ale wszyscy wiemy, jaka w Polsce panuje presja. Pierwszy mecz z Kanadą oglądał komplet publiczności w Spodku. Wychodzi na to, że tutaj nie ma sparingów, trzeba wygrywać wszystko - stwierdził Wasilkowski, pytany o pogodzenie chęci jak najlepszego występu w Lidze Narodów i ciągłego rotowania składem w poszukiwaniu podstawowej szóstki reprezentacji Polski.
Część kibiców wyraźnie zdziwiła się, gdy zobaczyła, jak Vital Heynen sztorcuje Bartłomieja Lemańskiego i Bartosza Bednorza podczas przerw na żądanie. Według naszego rozmówcy nie należy się temu dziwić. Można było się spodziewać, że belgijski trener nie będzie siedział cicho, gdy wydarzenia na parkiecie nie potoczą się po jego myśli.
- Na tyle, na ile znam Vitala, to nie będzie obchodziło go takie czy inne nazwisko, tylko to, co gracz wnosi do drużyny. Niektórym otworzyły się oczy, kiedy zobaczyli jego sposób komunikacji, ale to nic dziwnego, Heynen po prostu wymaga. Nie ma znaczenia, że tobie wydawało się inaczej, musisz realizować taktykę. Dla mnie to nie jest nic nowego ani dziwnego, taki przekaz po prostu pasuje do osoby trenera Polaków. Przecież normalną rzeczą w pracy trenerskiej jest to, że podniesie się czasem głos! Naszym zadaniem nie jest suche przekazywanie informacji taktyczno-technicznych, czasem należy pobudzić albo nawet zdenerwować zawodników! Trener przede wszystkim musi być zgodny z samym sobą. Trener Piazza przeżywa każdy swój mecz, bywa impulsywny tak jak Heynen, ale najwidoczniej taki musi być. Nie ma jednego sposobu na prowadzenie zespołu, liczy się ten, który zaakceptuje drużyna i który pomoże jej w wygrywaniu - podsumował autor kilkudziesięciostronicowego artykułu o specyfice pracy Vitala Heynena.
Styl drużyn prowadzonych przez Vitala Heynena jest znany, podobnie jak wyniki Belga z drużynami klubowymi i reprezentacjami. Pozostaje pytanie, czy nowy selekcjoner Polaków będzie w stanie wdrożyć swoją filozofię gry i czy okaże się ona skuteczna. - To wszystko zależy od tego, jak on ocenia potencjał naszej kadry. Teraz Vital wypowiada się o nim bardzo pochlebnie, ale pewnie dobrze wie, jaki skład ma problemy i co należy poprawić. Ciężko mi sobie wyobrazić, żeby podobnie jak we Friedrichshafen zawodnicy dostali zakaz zagrywania z wyskoku. Według mnie będzie musiał pójść na jakieś kompromisy. Heynen daje dużo swobody, jeśli chodzi o wybory, ale taktyka musi być realizowana perfekcyjnie. Dlatego Belg będzie musiał ją dostosować do siatkarzy, których teraz ma - odparł Wasilkowski.
Na razie belgijski trener ma spory kredyt zaufania u kibiców, wiązane są z nim spore nadzieje. Heynen jest lubiany przez fanów siatkówki ze względu na spontaniczność i otwartość, ale przecież wszystko może się zmienić. - Z każdym trenerem wiąże się hurraoptymizm, wszyscy wypowiadają się o tym, jak to jest pięknie i cudownie. Podobnie było przecież w zeszłym roku, mówiono o dyscyplinie i ciężkiej pracy, których podobno wcześniej brakowało. A teraz tyle się mówi o luzie i radości, których brakowało za poprzedniego selekcjonera. Śpiewka jest ta sama i zmienia się, kiedy brakuje wyników. To, co było dobre i potrzebne, nagle okazuje się złe. A przecież w karierze trenerskiej i zawodniczej nie da się wygrywać zawsze. Podejrzewam, że kiedy Heynen zacznie wygrywać, nagle coraz więcej trenerów zacznie krzyczeć na czasach, a jeśli nie będzie wyniku, wtedy się okaże, że zabrakło twardej ręki, to nie było jednak to. Wybór właściwej drogi przypomina u nas szukanie igły w stogu siana, a trzeba po prostu wiedzieć, czego się chce. Obrać kierunek, jaki wydaje się potrzebny i zatrudnić trenera, który to zrealizuje, a nie zdawać się na łapankę - ocenił były trener będzińskiego MKS-u.
Cel wyznaczony przez PZPS na mistrzostwa świata we Włoszech i Bułgarii to znalezienie się Biało-Czerwonych w walce o medale. Biorąc pod uwagę wyniki tej kadry w ostatnich latach, znalezienie się na podium mundialu będzie szalenie trudne. Ale jak przekonuje nasz rozmówca, możliwe.
- Dużo zależy od tego, jak potoczy się początek turnieju i w jakiej formie dotrwamy do tych mistrzostw po całym sezonie. W 2014 roku też mieliśmy wielkie apetyty, ale mało kto wierzył, że stać nas na równie wielki sukces. Trzeba być optymistą i patrzeć do przodu. Ale nie można absolutnie lekceważyć innego kraju dlatego, że nie ma ligi lub ma słabsze rozgrywki. Każdy będzie chciał bić aktualnego mistrza i należy przygotować się na ciężką przeprawę. Bardzo chciałbym sukcesu, bo jest on nam szalenie potrzebny. Siatkarzom, trenerom, kibicom, związkowi... Wszystkim - przyznał.
ZOBACZ WIDEO Gdańszczanie napisali piękną historię. Damian Schulz: Medal to wisienka na torcie
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)