Finaliści ubiegłej edycji Ligi Światowej w fazie interkontynentalnej wygrali 12 z 15 meczów. W międzyczasie trener Laurent Tillie rotacyjnie dawał odpocząć swoim podstawowym zawodnikom. Na przykład na turniej w Polsce nie przyjechali Jenia Grebennikov, Earvin Ngapeth czy Benjamin Toniutti.
- Wzrastamy wspólnie. Młodzi zawodnicy, którzy przyszli, wywierają presję i dzięki temu, choć nie jesteśmy jeszcze starymi zawodnikami, pozwala nam się to bardziej skoncentrować na grze. W ten sposób zbieramy doświadczenie, także od młodszych graczy. Od czterech lat musimy pchać ten wózek. Wiemy, co zrobić, aby pokonać przeciwnika. Staliśmy się naprawdę solidną grupą, ale uważam, że możemy jeszcze podnieść nasz poziom. Mamy znakomitych siatkarzy, którzy grali już o wielkie cele. Z tego musimy korzystać - powiedział pierwszy z wymienionych.
Les Bleus zajęli pierwsze miejsce w tabeli, choć przecież do Final Six nie musieli się kwalifikować z racji bycia gospodarzem. Środki "zapobiegawcze" wdrożył trener Tillie.
- Na tym polega profesjonalny sport - możesz każdego pokonać, ale i z każdym przegrać. Trzeba mieć świadomość, że nic nie jest wieczne, także bycie na szczycie. Najistotniejsze jest to, by utrzymać wysoki poziom tak długo, jak to tylko możliwe. Nam udawało nam się to w miarę od pewnego momentu w fazie interkontynentalnej. Liczę, że będziemy to kontynuować - powiedział.
- Trener zaznaczył, że mamy zakwalifikować się sportowo, aby pokazać wszystkim, że jesteśmy gotowi. I tak się stało. A nawet jak już wywalczyliśmy awans, nic się nie zmieniło. Chcieliśmy podkreślić, że należy nam się miejsce wśród sześciu najlepszych drużyn na świecie - podkreślił Grebennikov.
Choć z jednej strony sześć najlepszych zespołów świata wyłoni dopiero wrześniowy mundial, zdaniem francuskiego libero już do Lille przyjedzie światowy top 6.
- Dla mnie są to faktycznie najlepsze zespoły obecnie na świecie, ale nie jestem w stanie wskazać faworyta. Tu już będzie granie na wysokim poziomie, każda z drużyn może wygrać. Nie boimy się nikogo, ale ostrożnie podchodzimy do tego, nawet mimo bycia gospodarzem - zaznaczył gracz Trentino.
- Mamy świadomość, że teraz poziom finałów będzie wyższy niż w fazie grupowej. Tam niektóre zespoły szybko się poddawały. Istniała taka forma fatalizmu, który przytrafił się również nam. Na szczęście udało nam się go przezwyciężyć. Jestem przekonany, że takiego fatalizmu nie będzie w Final Six, bo tu już gramy o stawkę - dodał Laurent Tillie.
Spotkania turnieju finałowego rozegrane zostaną na Stade Pierre-Mauroy w Lille, co z pewnością robi wrażenie także na zawodnikach. Mecze siatkarzy może obejrzeć z perspektywy trybun nawet 28 tysięcy widzów.
- To będzie zupełnie coś innego niż to, co do tej pory przeżyliśmy. Gra przed naszą publicznością na dużym stadionie przy fantastycznej atmosferze na pewno będzie wyjątkowym doświadczeniem. Panuje w nas delikatny niepokój, bo chcemy wyjść na przeciw oczekiwaniom kibiców. Musimy być skoncentrowani na naszej grze. Przygotowywaliśmy się najlepiej, jak potrafiliśmy i mam nadzieję, że to wszystko przy wsparciu kibiców poniesie nas do szczęśliwego finału - zakończył selekcjoner reprezentacji Francji.
Trójkolorowi w swojej grupie rywalizować będą z Serbią i triumfatorem ostatniej edycji Ligi Światowej, drużyną Brazylii.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Zabawna wpadka dziennikarza na konferencji. Nawałka: Chce pan mnie awansować?"