Kiedy w ćwierćfinałowym meczu na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie w 2008 roku Włosi pozbawili Polskę marzeń o dalszych występach w turnieju (3:2), zagraniczne media jednogłośnie okrzyknęły zdobywcę decydującego punktu "złotym dzieckiem włoskiej siatkówki". Matteo Martino zamienił jednak swój talent w tombak.
- Kiedy byłem mały rodzice wysłali mnie do szkółki siatkarskiej i tak rozpoczęła się moja przygoda z tym sportem. Nie miałem wpływu na to, kim teraz jestem. I tak wyszło, że gram w siatkówkę, ale dla mnie jest to praca, nie przyjemność. Nie jestem do końca szczęśliwy z tego wszystkiego - powiedział przyjmujący w jednym z wywiadów.
Martino wróżono topową karierę. W 2007 roku 20-letni wówczas siatkarz dostał nagrodę dla najlepszego punktującego, przyjmującego i atakującego mistrzostw świata juniorów. Pierwsze większe sukcesy, obiecujące warunki fizyczne i wybitny talent do siatkówki sprawiły, że zaczęły nim się interesować poważne kluby Serie A.
Pomyślne występy w Sparklingu Mediolan i Bre Banca Lannutti Cuneo zwróciły uwagę władz ligi na przyszłego kadrowicza, który według ekspertów miał w przyszłości stanowić trzon i siłę napędową reprezentacji. Tak się jednak nie stało. Po udanych dla Martino igrzyskach w Pekinie, w których drużyna narodowa zdobyła 4. miejsce, siatkarz nie był powoływany do kadry na późniejsze imprezy. Wówczas zaczęto mówić o jego trudnym charakterze, nieumiejętności pracy zespołowej i negatywnym nastawieniu do samej siatkówki.
31-latek podbijał kolejne kluby. Każdy następny trener miał nadzieję, że to właśnie jemu uda się zrobić z Włocha siatkarza z pierwszego zdarzenia, wykrzesać drzemiący w nim potencjał i zwyczajnie zachęcić Matteo do gry.
Przyjmujący przeszedł do Cucine Lube Civitanova, w którym miał nastąpić rozkwit jego kariery. Wbrew początkowym przypuszczeniom, stopniowo był odsuwany od wyjściowej szóstki i na moment nawet zrezygnował z siatkówki halowej. Rozpoczął wówczas swój krótki romans z "plażówką", by w 2013 roku ponownie wrócić na parkiet.
Zasilił szeregi Jastrzębskiego Węgla i choć zdobył w PlusLidze brązowy medal, odliczał dni do zakończenia kontraktu. W rozmowie z siatka.org przyznał, że nie czuł się dobrze w Polsce. - Niestety, ale to dla mnie bardzo zły, negatywny sezon. Nie odnalazłem się tutaj i jestem rozczarowany. Chciałbym o tym jak najszybciej zapomnieć - stwierdził.
Z czasem ówczesny trener Węgla, Lorenzo Bernardi, przestał stawiać na Martino, co - jak się okazało - uszczęśliwiało Włocha. - Nie przeszkadza mi to. Mogę w tym czasie odpoczywać, co bardzo lubię robić. Jestem zadowolony, lubię zostawać na ławce rezerwowych, relaksować się - powiedział i dodał, że nie dogadywał się z innymi zawodnikami, co można było wywnioskować po jego zachowaniu w czasie rozgrywek.
Zazwyczaj rezerwowi sportowcy podczas meczu bardzo żywo w nim uczestniczą, klaszczą, śledzą przebieg gry, rozgrzewają się. Martino nie wykazywał oznak zainteresowania tym, co obecnie działo się na boisku. Można by porównać jego postawę w kwadracie do oglądania trzeci raz tego samego filmu na kanapie z przerwami na drzemkę. Przeważnie patrzył w sufit, a i o interakcji z pozostałymi rezerwowymi nie było mowy. - Wolę sobie postać lub poleżeć w kwadracie. Siatkówka jest troszeczkę nudnym sportem dla mnie - stwierdził zawodowy sportowiec.
Była jedna rzecz, która sprawiała mu radość i dodawała kolorytu jego życiu. Siłownia. Od początku kariery nadmiernie eksponuje swoje wdzięki w mediach społecznościowych. Sęk w tym, że siatkarze nie powinni nadprogramowo rozbudowywać mięśni, bo każdy dodatkowy kilogram to obciążenie m.in. dla kolan.
Z roku na rok sukcesywnie oddalał się od topowych klubów przeplatając siatkówkę halową z plażową. Grał m.in. we Francji, Rosji, Arabii Saudyjskiej czy Chinach, jednak trenerzy widząc nikłe zaangażowanie ze strony zawodnika i zwyczajny brak czerpania radości z gry - rezygnowali z niego lub Martino sam odchodził argumentując swoją decyzję marnymi zarobkami. Ostatecznie Włoch powrócił do swej dawnej miłostki - siatkówki plażowej.
Po turnieju w beach volley, który odbył się 8 lipca w Mediolanie, wykryto w organizmie Martino trzy substancje podnoszące poziom testosteronu, Epitrenbolon, Norandrosterone i Noretiocolanolone. Włoski Krajowy Sąd Antydopingowy tymczasowo zawiesił siatkarza. Martino zdaje się tym nie przejmować i - co pokazuje w swoich mediach społecznościowych - z powodzeniem realizuje się jako trener personalny w klubie fitness.
Jak mówią eksperci, trudno znaleźć w światowej siatkówce człowieka, który tak bardzo zmarnował swój talent. Możliwości, jakie miał Martino wyraźnie kontrastują z tym, co ostatecznie osiągnął. Lekceważący stosunek do sportu, nikłe zaangażowanie w życie drużyny i brak porozumienia z innymi zawodnikami sprawiły, że skutecznie - mimo wybitnych umiejętności - oddalił się od topowych klubów.
ZOBACZ WIDEO Mamy nagranie z historycznego zjazdu Bargiela. Te ujęcia zapierają dech w piersiach!