Cztery sztaby pan Lipski, jedna sztaba pan "Siara" - tak w kultowej już komedii "Kiler-ów 2-óch" złotem dzielili się Jan Englert i Janusz Rewiński. Polacy w meczu z Portoryko nie byli aż tak pazerni, ale nie uznawali równego podziału, nie sztabek, a punktów. Za jedną punktową sztabkę Portorykańczyków sami brali prawie dwie i odnieśli najwyższe zwycięstwo w tym stuleciu. W meczu z gatunku "godzina z prysznicem" oddali rywalom marne 41 punktów, średnio 13,67 na seta.
- Mecz był "czysty", ani przez moment nie było wątpliwości, kto jest lepszy. Nie było żadnych kontuzji i zachowaliśmy sporo energii - cieszył się po zakończeniu spektakularnie jednostronnego spotkania Heynen. Jego zawodnicy na pytanie, czy jako reprezentanci Polski zagrali łatwiejszy mecz, zgodnie odpowiadali, że nie, a starcia, w którym oddaliby przeciwnikom tak mało punktów, nie pamiętali. Pamiętać nie mogli, bo wynik w XXI wieku jest rekordowy.
Biało-Czerwoni wyjątkowo szybko uwinęli się ze swoją robotą i zadowoleni pojechali do swojego hotelu w Złotych Piaskach. Halę w Warnie czekał jeszcze mecz dnia
- starcie Bułgarów z Irańczykami.
ZOBACZ WIDEO MŚ 2018. Niezwykły mecz kadry Polski. "Nie pamiętam takiego spotkania"
Na spotkaniu naszych najgroźniejszych rywali w pierwszej fazie turnieju zostali trenerzy Polaków - Heynen, Michał Gogol i Sebastian Pawlik. Ten pierwszy nie byłby sobą, gdyby w oczekiwaniu na mecz nie zrobił wokół siebie dużo szumu. Mniej więcej godzinę przed jego rozpoczęciem wpadł do biura prasowego i postanowił trochę poprzeszkadzać dziennikarzom w pracy.
Najpierw udawał smutnego, że nie może przeprowadzić konferencji prasowej, potem sam dosiadł się do kilku przedstawicieli mediów i toczył z nimi rozmowy. Zarówno o sprawach zawodowych, jak i prywatnych.
Mecz Bułgaria - Iran dość pewnie wygrała ta druga drużyna. Gospodarzom turnieju nie pomógł głośny doping kibiców, wyczyniający cuda wokół boiska zapiewajło ze sporych rozmiarów bębnem i niezwykle żywiołowe napędzanie się nawzajem. Z przebieżek ich libero Teodora Salparowa po wygranych ważnych akcjach uzbierałoby się parę kilometrów, w pewnym momencie szaleć zaczął nawet trener Plamen Konstantinow, który zderzał się klatami ze swoimi graczami.
W siatkówce drużyna gorsza rzadko jednak pokonuje lepszą, a maskowanie swoich braków nadmierną ekspresją nie bywa skuteczne. Iran lepszy był wyraźnie. Lepiej poukładany, pewniejszy swego, z zawodnikami o wyższych umiejętnościach. To ten zespół będzie naszym głównym rywalem do tak ważnego w kontekście awansu do czołowej szóstki pierwszego miejsca w grupie D. Bułgarzy na ten moment mają chyba zbyt wiele problemów wewnątrz zespołu. Ich lista w czwartek jeszcze się wydłużyła - w końcowych fragmentach meczu urazu łydki doznał chyba najważniejszy gracz tej ekipy, Todor Skrimow.
Z Irańczykami gramy jednak dopiero w przyszłym tygodniu, w poniedziałek. Piątek to dzień przerwy, sobota - starcie z Finlandią, a w niedzielę znów od grania mamy wolne. Jak powiedział Mateusz Bieniek, Polacy nie bardzo mogą opuszczać hotel, jeśli już, to góra na kwadrans, więc wolny czas będą spędzać w pokojach. Na czym? Jedni, jak Jakub Kochanowski, lubią oglądać filmy, inni - tu przykładem Bartosz Kwolek - grać w gry komputerowe, jeszcze inni tworzą grupę karcianą.
Przedstawicielem tej ostatniej jest Michał Kubiak. - Kiedyś graliśmy w pokera, ale zaniechaliśmy. Teraz gramy w trzy-pięć-osiem albo tysiąca - zdradził kapitan drużyny.
- Na pieniądze? - to pytanie paść po prostu musiało.
- To bardzo niedobre pytanie - uśmiechnął się. - Nawet jak byśmy grali na pieniądze, to przecież bym tego nie powiedział - dodał po chwili.
Po dniu przerwy poprzeczka pójdzie dla Polaków w górę, choć Finlandia to jeszcze wysokość, którą powinni pokonać z zapasem w pierwszej próbie. Iran i Bułgaria są już ekipami, przy których należy zakładać możliwą zrzutkę. Będziemy mocno ściskać kciuki, żeby w obu przypadkach udało się przeskoczyć. Choćby i po dwóch strąceniach.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)