MŚ 2018. Earvin N'Gapeth. Szalony Francuz na drodze Polaków
Jest w stanie wygrać reprezentacji każdy mecz. Jest też w stanie pobić konduktora albo po pijaku samochodem potrącić pieszych. W sobotę poprowadzi swoich kolegów w meczu przeciwko Polakom.
N'Gapeth nigdy nie był święty. Lista jego wybryków jest bardzo długa. W 2017 roku prowadził auto pod wpływem alkoholu. Dopuszczalne normą przekroczył prawie czterokrotnie! (miał we krwi 1,98 promila). Stracił prawo jazdy, a samochód został odholowany na policyjny parking.
W 2015 roku zaatakował konduktora pociągu relacji Paryż - Bordeaux. Uderzył go w twarz. Tak to tłumaczył: - Chciałem tylko uprzejmie go poprosić o ewentualną możliwość opóźnienia pociągu. Miałem zarazem jak najlepsze intencje - opowiadał Ngapeth. Nikt nie uwierzył w kolejną bajkę. Musiał zapłacić 5 tysięcy euro grzywny.
Z kolei w 2012 uczestniczył w bójce w klubie nocnym. Policja wpakowała go do aresztu na 48 godzin. Potem zawodnik nie stawiał się na rozprawy sądowe. Jego adwokat Baptiste Scherrer śmiało bronił siatkarza przed sądem: - Nie powinnyśmy skazywać człowieka, który przynosi dumę Francji! Ostatecznie oczyszczono go z zarzutów, brakowało twardych dowodów.
ZOBACZ WIDEO MŚ 2018. Wielkie zamieszanie w tie-breaku. "Argentyńczycy mogli czuć się pokrzywdzeni"Tykająca bomba
Za liczne wybryki karany był także przez federację siatkarską. Pierwszy raz w 2010 roku. Selekcjoner Philippe Blain siłą wyrzucił Ngapetha z szatni, a potem z kadry. Trener Francuzów bił się w pierś, że nie ochronił zespołu, że spóźnił się z radykalną decyzją. Drużyna była całkowicie rozbita.
- Rok później wróciłem, bo obydwie strony tego potrzebowały - przekonywał siatkarz. - Nie mam tego za złe Philippe’owi. Mam do trenera duży szacunek, przecież był nawet świadkiem na ślubie moich rodziców - argumentował.
Ngapeth miał wtedy 19 lat, wygrał mistrzostwo Francji, a świat stał przed nim otworem. To była jednak tykająca bomba, co się później potwierdziło.
Na cześć Magica
Earvin to syn byłego reprezentanta Kamerunu i Francji, Erica N’Gapetha. Można powiedzieć - od wczesnego dzieciństwa był skazany na sport. Jego ojciec uwielbia koszykówkę, stąd swojemu starszemu dziecku dał imię na cześć legendarnego Earvina Magica Johnsona. - Mieliśmy w domu z piętnaście tysięcy kaset z nagraniami meczów Los Angeles Lakers, które byłem zmuszony oglądać, nawet jak nie miałem ochoty - wspomina zawodnik.
Sukcesy w gronie kadetów spowodowały, że kwestią czasu wydawał się debiut w najwyższej klasie rozgrywkowej we Francji. Na 17-letniego gracza parol zagięli przedstawiciele Tours VB, a jemu nie pozostało nic innego jak skorzystać z oferty zespołu z czołówki ligi. To był strzał w dziesiątkę. W ciągu trzech lat spędzonych w mieście nad Loarą, Earvin miał znaczny udział w zdobyciu mistrzostwa kraju w sezonie 2009/2010 oraz trzech Pucharów Francji. A dokonał tego wszystkiego mając zaledwie 20 lat!
Obecny selekcjoner Francuzów zdaje sobie sprawę, że jego as uwielbia być gwiazdą. - On ma taką potrzebę, nie znosi ograniczeń - tłumaczy Laurent Tillie. - Nie mam zamiaru mu niczego udowadniać, tylko wcielam się ewentualnie w rolę doradcy. Poza treningami i meczami w ogóle mnie nie interesuje, co robi. Najważniejsze, że to świetny zawodnik.
N’Gapeth kapitalny miał poprzedni rok: w Lidze Światowej Francja, dowodzona przez niego, grała jak z nut. Trójkolorowi zwyciężyli, a MVP zostały wybrany nie kto inny jak przyjmujący. Popisał się też znakomitą akcją, która przeszła do historii rozgrywek.
Podczas meczu półfinałowego Ligi Światowej Francja - Kanada (3:1). Najpierw podbił piłkę poza bandami reklamowymi, a później jeszcze w tej samej akcji zdobył punkt. To było niesamowite.
N’Gapeth nie zawodzi. We wtorek niemal w pojedynkę skrzydłowy zapewnił Les Bleus triumf nad Kanadą 3:1 i awans na trzecie miejsce w grupie B mistrzostw świata. Gdyby nie przyjmujący, Francja mogłaby pakować walizki do domu. Ich szanse na odegranie znaczącej roli w turnieju spadłyby praktycznie do zera.
Po mundialu czeka go kolejne wyzwanie. Od przyszłego sezonu Francuz zostanie następcą Wilfredo Leona w Zenicie Kazań. - Podjąłem decyzję z dwóch powodów: po pierwsze czuję, że zakończyłem pewien etap w Modenie. Byłem tam cztery i pół roku i oprócz Ligi Mistrzów wygrałem wszystko. Pod koniec pojawiła się rutyna. Tęsknię za wyzwaniami. Czuję potrzebę zobaczenia czegoś nowego, aby odzyskać motywację - tłumaczył w "L'Equipe".
Początek meczu Polski z Francją w sobotę o 19:40.