MŚ 2018: pokazali serce mistrza. Brazylia uciekła przeznaczeniu

Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: siatkarze reprezentacji Brazylii
Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: siatkarze reprezentacji Brazylii

Im więcej problemów trapi Brazylijczyków, tym bardziej należy się spodziewać, że jakoś się z nimi uporają. Wicemistrzowie świata nie zamierzają przerwać walki o kolejny medal i czują się pewni przed ważnym meczem z reprezentacją USA.

W tym artykule dowiesz się o:

Jeżeli ktoś chciałby poszukać kandydata do roli "wiecznie drugiego" Adasia Miauczyńskiego brazylijskiej siatkówki, to William Arjona nadaje się do niej idealnie. 39-letni rozgrywający reprezentacji Brazylii, nazywany czasem "Magiem", to zawodnik, którego mimo wieku chciałaby absolutnie każda drużyna na świecie. Ale co z tego, że Arjona potrafi czarować jak nikt inny i był przez lata najważniejszym ogniwem multimedalistów z Sady Cruzeiro, skoro i tak bez przerwy był drugi lub trzeci w kolejności.

W reprezentacji zawsze był ktoś, kto zasłużył na większe zaufanie selekcjonera, a brak przekonania Bernardo Rezende do Arjony był tak wielki, że siatkarz miał myśleć o zmianie obywatelstwa na argentyńskie. Za rządów Renana Dal Zotto nie zmieniło się wiele, numerem jeden pozostał Bruno Rezende, ale jego zmiennik doczekał się w końcu chwili chwały, i to na swoich pierwszych (!) mistrzostwach świata.

Gdyby nie wejście Arjony, gracze Brazylii przegraliby gładko 0:3 z Rosji i nikt by się temu nie dziwił, mając w pamięci wszelkie problemy i słabości trapiące niedawnych hegemonów. Ale okazało się, że starzy mistrzowie nie zapomnieli, jak się odwraca mecze, a pewni siebie Rosjanie zapomnieli o maksymie koszykarskiego trenera Rudy'ego Tomjanovicha "nigdy nie lekceważ serca mistrza". - To, że jestem po raz pierwszy na mistrzostwach świata w wieku 39 lat i do tego pomogłem zespołowi w takim meczu jak ten z Rosją... Aż trudno o tym myśleć - szczerze przyznał bohater spotkania, wyczerpany fizycznie i mentalnie jak cała jego reprezentacja. Luiz Felipe Fonteles przyznawał z uśmiechem w strefie wywiadów, że po takim spotkaniu w głowie wszystko pulsuje i migocze. Tak wielkie emocje go opanowały.

Cichych bohaterów meczu z Rosją było więcej. Kilka ważnych obron zaliczył libero Maique Reis Nascimento, sporo pochwał od kolegów zebrał Lucas Loh za zmianę daną w czwartym secie, do tego pomocni byli Evandro Guerra i Isac Santos, nawet jeżeli nie wynika to bezpośrednio ze statystyk meczu. Kto by się spodziewał, że to akurat szeroka ławka rezerwowych uratuje drużynę, której wróżono rychły koniec ze względu na brak zmienników dla wielkich nieobecnych na przyjęciu, Ricardo Lucarellego i Mauricio Borgesa.

Największym pozytywnym zaskoczeniem jest 23-letni Douglas Souza da Silva, regularnie zdobywający po kilkanaście punktów w każdym meczu siatkarskiego mundialu. Przyjmującemu trudno odmówić sukcesów w klubach i kadrach młodzieżowych i nic dziwnego, że Rezende i Dal Zotto regularnie go powoływali jako uzupełnienie składu, ale nie wiadomo było, czy udźwignie wraz z Fontelesem taki ciężar odpowiedzialności. Okazało się, że najmłodszy z powołanych na MŚ Brazylijczyków radzi sobie nie tylko ze Słowenią i Australią, ale można śmiało stawiać na niego przeciwko wielkim tego świata.

Jeszcze w lipcu tego roku brazylijskie media spekulowały, czy federacja wybrała właściwego następcę Bernardo Rezende. Dochodziły sygnały o braku porozumienia na linii sztab-zawodnicy, a pod adresem Renana Dal Zotto padały poważne oskarżenia o bycie "marionetką" związku, który wybiera sobie kadrowiczów wedle uznania. Rozczarowujące czwarte miejsce w tegorocznej Lidze Narodów sprawiło, że w Dal Zotto uderzało się bardzo łatwo, na przykład za kiepską formę Bruno Rezende, nieudany eksperyment z Murilo Endresem na libero czy nieporozumienie z Funviciem Tabaute w sprawie powołania dla leczącego się Lucarellego. Ale Brazylia wciąż jest w grze o medal mistrzostw i krytycy następcy Rezende nie są tak głośni. Choć tęsknota za czasami absolutnej dominacji z pewnością nie przeminie.

Brazylijczyków podczas turnieju we Włoszech i Bułgarii trudno było jednoznacznie ocenić. Potrafili w ciągu dwóch dni pierwszej fazy grupowej stworzyć wraz z Francuzami jeden z najlepszych meczów całych mistrzostw (3:2), a potem przegrać w kiepskim stylu z Holendrami (1:3). Przeszli suchą stopą przez drugą fazę rozgrywek, ale tam nie trafili na równego sobie rywala, dlatego siatkarski świat czekał na prawdziwą weryfikację niegdysiejszych gigantów w meczu z Rosją. Okazało się, że Brazylii z roku 2018 brakuje sporo do generacji wzniesionej na szczyt przez Bernardo Rezende, ale jak na pacjenta, któremu co chwila przewiduje się zgon, trzyma się zaskakująco dobrze.

ZOBACZ WIDEO MŚ 2018. Brazylijczyk został zapytany o polskich kibiców. Aż mu się oczy zaświeciły

Komentarze (0)