Jeżeli ktoś prosi cię "nie myśl o białych niedźwiedziach", to na pewno o nich pomyślisz. Prosta zasada, która sprawdza się na przykład w Internecie. Po jednej wypowiedzi Michała Kubiaka na temat piłki nożnej (w skrócie: nie lubi jej, uważa siatkówkę za grę bardziej wymagającą, aczkolwiek ma szacunek do pracy piłkarzy) w bój ruszyła husaria szyderców, którzy mają świetlicową siatkówkę w absolutnej pogardzie.
I czekała na moment odpadnięcia Polaków z gry o medale we Włoszech i Bułgarii, by raz na zawsze udowodnić intelektualną niższość śmiesznego pana siatkarza. Wtedy słowa kapitana reprezentacji Polski wydawały się niepotrzebne i szkodliwe dla wizerunku siatkówki w naszym kraju, ale teraz, po sukcesie i obronie mistrzowskiego tytułu, okazuje się, że Kubiak wykonał absolutnie genialną pracę promocyjną, której mógłby mu pozazdrościć cały wydział marketingu w PZPS.
To prawda, ryzykował sporo, bo przy ewentualnej porażce na mistrzostwach musiałby przez lata unikać sekcji komentarzy w Internecie, by nie dostać nerwicy po lekturze hejterskich komentarzy. Ale przecież Kubiak na pewno śledzi od lat niekończące się nadwiślańskie przepychanki między fanami piłki nożnej i reszty świata, której wyraźnie nie jest w smak rozdźwięk między jakością naszego futbolu a pieniędzmi, jakimi się w nim obraca. I zdaje sobie sprawę, kto bierze udział w takich burdach oraz jak najłatwiej zaangażować hejtera do dalszego stukania w klawiaturę.
Gdyby Kubiak powiedział to, co powiedział, po sukcesie w Turynie, doczekałby się pewnie równie wielkiego odzewu, ale na krótko. W końcu mało kto już pamięta o dyskusjach na temat docenienia lekkoatletów kosztem gnuśnych piłkokopaczy po mistrzostwach Europy w Berlinie, może tylko garstka zatwardziałych Twitterowiczów, według których tego typu przerzucanie się argumentami cokolwiek zmieni.
Elektorat negatywny siatkówki dał się z łatwością wciągnąć na połowę przeciwnika, wydawało mu się, że z tej pozycji będzie mógł atakować sobie niszowe przebijanie balona do woli. I został na tej połowie, dał sobie narzucić styl gry lekceważonego rywala, a kontra ze strony kadry Vitala Heynena, czyli także Kubiaka, była bezlitosna. Siatkarze po czterech latach posuchy znów spijają śmietankę i zbierają zasłużone gratulacje od całego kraju, a do tego gwarantują sobie przychylność sponsorów i władzy, która z pewnością zechce ogrzać się przy sukcesie.
A do tego ich mecze śledzili także ci, którzy mają całą siatkówkę w poważaniu takim jak wodne polo czy podwodne bierki. Ludzie, którzy z uporem maniaka wpychali volley'a do najciemniejszej niszy, sami go wyciągnęli z niej na miesiąc, a ich zaangażowanie sprawiło, że o tych mistrzostwach mówiło się nie mniej niż o złotym turnieju z 2014 roku. A biorąc pod uwagę, że Polacy nie byli gospodarzami i wcale nie byli w gronie kandydatów do złota, to wielki sukces promocyjny.
Sukces, który ma swoją brzydką stronę. O geniuszu Kubiaka piszę trochę z przymrużeniem oka, a trochę ze smutkiem, bo po raz kolejny okazuje się, że Polacy uwielbiają umniejszać i obrzydzać wszelkie sukcesy odniesione przez rodaków, a przy okazji traktują je jako platformę do wywyższania się i patrzenia z pogardą na każdego, kto ośmiela się mieć inne zdanie. I to dotyczy zarówno wojowników piłkarskich, jak i tych spod znaku siatkówki.
Sport, który ma w założeniu łączyć i angażować do pracy nad sławnym ciałem i psychiką, po raz kolejny spełnia funkcje medyczne, czyli pomaga w upuszczaniu własnej żółci i krwi oponentów. Jeżeli ktoś traci czas na to, by machać szabelką w Internecie i udowadniać, jak bardzo żałosny jest jeden sport w porównaniu do drugiego, zdradza się z niższością intelektualną poniżej poziomu najgłupszego piłkarza czy siatkarza.
Przed władzami polskiej siatkówki stoi wyzwanie utrzymania pozytywnego trendu i dobrego wykorzystania sukcesu z Turynu, ale nie tylko. Może warto nie zdawać się na marketing w stylu Kubiaka (skuteczny, ale szkodliwy na dłuższą metę), tylko wyjść z promocją dyscypliny poza własną "bańkę" i pokazać, że nawet w świetlicy można się wybornie bawić. Nie kierować swojej oferty tylko do przekonanych, ale i tych, którzy po prostu oczekują dobrej jakości w sporcie. Przecież poza internetem pełnym jadu i frustracji istnieje całkiem przyzwoity świat, w którym ludzie wypełniają zarówno Stadion Narodowy, jak i katowicki Spodek lub Tauron Arenę. W którym jest miejsce dla każdego fana sportu.
Może nie wszyscy traktują poważnie Andrzeja Wronę, który pojawia się niemal równie często w TVN-ie i na Pudelku, co na parkiecie, ale moim zdaniem mistrza świata z 2014 roku wykonuje przez swoją aktywność i wizerunek zdecydowanie lepszą robotę dla naszej siatkówki niż większość klubów PlusLigi. Warto to wziąć pod uwagę.
ZOBACZ WIDEO MŚ 2018. Siatkarze mówią o Heynenie. "Gość ma jaja"
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)
Na pasztetową ci zabrakło?
Za nędzną wierszówkę napiszesz wszystko?