MŚ 2018. Heynen w lepszej sytuacji niż Antiga przed czterema laty

WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: reprezentacja Polski mężczyzn
WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: reprezentacja Polski mężczyzn

Gdy w 2014 roku nasi siatkarze zostawali mistrzami świata, euforia mieszała się ze smutkiem, bo reprezentacyjne kariery kończyli Mariusz Wlazły i Michał Winiarski. Dziś takiego problemu nie mamy. Nie oznacza to, że Polacy staną się hegemonami.

W tym artykule dowiesz się o:

Sukcesy polskich siatkarzy z 2014 i 2018 roku mają kilka wspólnych mianowników. Tak jak nie oczekiwano od Biało-Czerwonych wywalczenia tytułu mistrzowskiego przed własnymi kibicami, tak nie byli oni też faworytami turnieju rozgrywanego w Bułgarii i Włoszech. Biorąc pod uwagę wcześniejsze wyniki naszej reprezentacji, już sam awans do czołowej szóstki rozpatrywano w kategoriach sukcesu.

Polską drużynę z dwóch ostatnich mundiali łączy też fakt, że był to pierwszy rok pracy z kadrą dla trenerów Stephane'a Antigi i Vitala Heynena. Obaj objęli dowodzenie na kilka miesięcy przed turniejem. W przypadku Francuza dodatkowym utrudnieniem był fakt, że debiutował w roli szkoleniowca. Z powierzonym mu zadaniem poradził sobie jednak perfekcyjnie.

Antigę i Heynena dzieli jednak to, co spotkało ich po zakończeniu turnieju. W jednej chwili Francuz cieszył się z sukcesu, by w drugiej mieć z tyłu głowy, że właśnie z kadrą żegnają się jej liderzy - Mariusz Wlazły czy Michał Winiarski.

Przebudowa zespołu Antigi

Wlazły o swojej decyzji poinformował zaraz po zdobyciu mistrzostwa. Atakujący walnie się do niego przyczynił, dlatego też kibice byli w szoku. - Ta decyzja zapadła już wcześniej - argumentował wtedy siatkarz PGE Skry Bełchatów.

Antiga miał zatem świadomość, że Wlazły dołączy do jego ekipy na ledwie jeden sezon reprezentacyjny, że później przyjdzie mu na nowo szukać rozwiązania problemu jaki polska kadra miała z atakującymi. Na tej pozycji próbowano bowiem różnych graczy. Jakub Jarosz czy Zbigniew Bartman nie byli i nie będą nigdy zawodnikami tego pokroju, co Wlazły.

- Nikogo do kadry zmusić nie można - odpowiadał francuski trener, gdy dziennikarze dopytywali go o Wlazłego i próbę nakłonienia atakującego do ponownej gry w biało-czerwonej koszulce.

Głównym celem Antigi po zdobyciu złotego medalu na MŚ 2014 były igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro. Polacy zakwalifikowali się na nie rzutem na taśmę, ale byli już inną drużyną niż dwa lata wcześniej. Na atak przestawiono Bartosza Kurka, do Brazylii poleciał też Dawid Konarski, który na mundialu w Polsce był zmiennikiem Wlazłego.

Francuz nie poradził sobie też ze znalezieniem godnego następcy Winiarskiego. Dość powiedzieć, że na IO w kadrze Polski pojawił się Bartosz Bednorz, którego nazwiska próżno szukać w ostatnim czasie w gronie siatkarzy powoływanych do kadry.

Komfort Heynena

W porównaniu do Antigi, Vital Heynen może czuć się komfortowo. Po niespodziewanym sukcesie żaden z siatkarzy nie ogłosił zakończenia reprezentacyjnej kariery. Belgowi udało się też wykorzystać potencjał Kurka w ataku, w co wcześniej mało kto wierzył. 30-latek został uznany MVP turnieju i sprawił, że chociaż na chwilę Biało-Czerwoni mogli zapomnieć o Wlazłym.

Jeśli przeanalizujemy drużyny z MŚ 2014 i MŚ 2018, wysuwa się jeden wniosek. Filarami kadry Heynena są znacznie młodsi gracze. U Antigi po złoto sięgali przecież 36-letni Paweł Zagumny czy Krzysztof Ignaczak, Wlazły miał wówczas 31 lat. Obecnie w reprezentacji królują 30-latkowie (Nowakowski, Kurek, Wojtaszek, Łomacz, Kubiak). Obecny opiekun polskiej kadry ma ten luksus, że chwilę po osiągnięciu sukcesu nie musi ogłaszać rewolucji i szukać następców kluczowych graczy.

- Dla mnie nic się nie zmienia. Medal igrzysk olimpijskich to mój cel. To tylko pokazuje jaki mamy potencjał - mówił chwilę po wywalczeniu mistrzostwa świata Heynen.

Podobnego zdania są siatkarze. - Mam w głowie cel nadrzędny. To są igrzyska olimpijskie. Dla tego celu jestem w stanie poświęcić bardzo dużo - dodawał przed kamerami Polsatu Sport Kubiak.

Nie zagłaskać naszej kadry

Z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że na igrzyska olimpijskie do Japonii poleci zespół w większości złożony z tych samych graczy, którzy pojawili się w Bułgarii i Włoszech. Decydować będzie dyspozycja sportowa. Być może umiejętności młodszych graczy, jak chociażby Jakuba Kochanowskiego czy Bartosza Kwolka, rozwiną się na tyle, że zepchną oni starszą gwardię w cień. Tego jednak nie można przewidzieć.

Jedno jest pewne. Fakt, że Polacy właśnie obronili mistrzostwo świata, a w drużynie nie dojdzie do żadnej rewolucji, nie jest równoznaczny z tym, że staniemy się hegemonami i wygramy wszystkie imprezy w najbliższych sezonach. Zwracał na to uwagę Łukasz Kadziewicz w studiu Polsatu Sport po niedzielnym finale. Jeśli przeanalizujemy wyniki siatkarzy z ostatnich lat, to widać, że najlepsze rezultaty szkoleniowcy odnosili w pierwszym roku pracy. Później coś nie grało jak powinno, co ostatecznie prowadziło do zmiany trenera.

Dlatego, jak słusznie zauważył Kadziewicz, nie możemy zagłaskać Biało-Czerwonych. Może się okazać, że po roku czy dwóch sposoby pracy Heynena nie będą już dawać takich efektów, że być może coś w tej grupie się zatrze i nie będzie funkcjonować należycie.

Nadzieją może być jednak osoba Heynena. Belg, gdy pracował z reprezentacją Niemiec, potrzebował trzech lat, by z europejskiego średniaka uczynić z niej drużynę, która na MŚ 2014 wywalczyła brązowy medal. Potrafił też wycisnąć maksimum z kadry Belgii. Skoro ze średnimi graczami osiągał rzeczy wielkie, to jeszcze większych może dokonać z polskimi siatkarzami. Tym bardziej, że na medal igrzysk olimpijskich siatkarzy czekamy od roku 1976. Za długo.

I życzmy Belgowi sukcesu w Tokio w roku 2020 i tego, by następnie otrzymał propozycję nowego kontraktu z PZPS, równocześnie głowiąc się nad tym, jak zastąpić w kadrze Kubiaka, Kurka czy Nowakowskiego.

ZOBACZ WIDEO MŚ 2018. Zatorski nawiązał do mistrzostwa sprzed 4 lat. "Lepiej smakuje złoty medal z tego roku"

Źródło artykułu: