Cuprum Lubin - PGE Skra: mistrz Polski w dobrej formie. Gospodarze łatwo rozbici

Newspix / Radosław Jóźwiak / Na zdjęciu: siatkarze PGE Skry Bełchatów
Newspix / Radosław Jóźwiak / Na zdjęciu: siatkarze PGE Skry Bełchatów

Siatkarze PGE Skry Bełchatów najwyraźniej odzyskali swój rytm, którego brakowało im na początku sezonu. Mistrzowie Polski, w meczu 7. kolejki PlusLigi, bez straty seta pokonali na wyjeździe Cuprum Lubin.

Mistrzowie Polski nie najlepiej rozpoczęli ligowy sezon. Po sześciu meczach ich bilans był zaskakująco słaby - 3 zwycięstwa i tyle samo porażek. Łukasz Kadziewicz w wywiadzie dla WP SportoweFakty uspokajał jednak, że nie ma powodów do niepokoju. - Tam jest Mariusz Wlazły, który trzyma tę ekipę od wielu, wielu lat. Od niego zależy, jak to wszystko będzie wyglądało - przyznał wicemistrz świata z 2006 roku.

Pierwszy set meczu z Cuprum Lubin, które podobnie jak bełchatowianie odrodziło się po kiepskim początku sezonu, potwierdził, że podopieczni Roberto Piazzy mają ogromny apetyt na kolejne trzy oczka. Przyjezdni doskonale przyjmowali, a dzięki fantastycznym wystawom Grzegorza Łomacza, nie mieli najmniejszych problemów z kończeniem ataków. Trójka skrzydłowych: Milad Ebadipour, Mariusz Wlazły i Artur Szalpuk, grała jak natchniona. Miedziowi w żaden sposób nie byli w stanie ich powstrzymać. Masahiro Yanagida, w odbiorze kompletnie sobie nie radzący, w ataku dwoił się i troił, aby nieco się zrehabilitować i utrzymać lubinian w grze. Na niewiele się to jednak zdało. Brakowało wsparcia ze strony kolegów, niewidoczny był Jakub Wachnik, w kratkę spisywał się Igor Grobelny. W tej sytuacji PGE Skra nie miała problemów z rozbiciem przeciwnika.

W drugim secie podopieczni Marcelo Fronckowiaka żądni byli rewanżu, ale serwisy Milada Ebadipoura i Grzegorza Łomacza szybko zastopowały ich zapędy (7:11). W grze gospodarzy zdecydowanie brakowało stabilizacji. Masahiro Yanagida, najjaśniejszy punkt Cuprum w pierwszej partii, tym razem szybko został zastąpiony przez Filipa Bieguna. Chwilę później za Damiana Borucha pojawił się Przemysław Smoliński, jednak i tym razem roszada nie przyniosła efektów (12:16). PGE Skra Bełchatów bezwzględnie wykorzystywała błędy Miedziowych, a Roberto Piazza z wielkim spokojem obserwował przebieg spotkania. Do tego stopnia, że w końcówce partii pozwolił odpocząć Mariuszowi Wlazłemu, którego zmienił Renee Teppan. Mistrzowie Polski nie bacząc na skład, kontynuowali doskonałą grę, kolejny raz bardzo efektownie rozbijając przeciwnika.

ZOBACZ WIDEO: Fajdek o mały włos nie zabił trenera. "Gdyby nie wstał, skończyłoby się zgonem"

W trzeciej odsłonie Marcelo Fronckowiak postanowił zagrać va banque, posyłając na plac gry rezerwowych, którzy mieli okazję się zaprezentować we wcześniejszych odsłonach. Do pewnego momentu decyzja szkoleniowca przynosiła efekt. Dobrze w ataku radził sobie zwłaszcza Jakub Ziobrowski, zmuszając trenera rywali do skorzystania z przysługującej przerwy (12:10). Po niej mistrzowie Polski nieco się otrząsnęli, jednak nie potrafili przejąć inicjatywy. Gra przez długi czas toczyła się cios za cios, dopiero serwisy Artura Szalupka pozwoliły odetchnąć faworytowi (21:18). W tym momencie bełchatowianie znaleźli się właściwie na ostatniej prostej do zwycięstwa. Kropkę nad "i", efektownym atakiem postawił Milad Ebadipour.

PlusLiga 7. kolejka:

Cuprum Lubin - PGE Skra Bełchatów 0:3 (16:25, 17:25, 22:25)

Cuprum: Gorzkiewicz, Wachnik, Boruch, Marcyniak, Grobelny, Yanagida, Gruszczyński (libero) oraz Toobal, Patucha, Ziobrowski, Smoliński.

PGE Skra: Łomacz, Wlazły, Kłos, Kochanowski, Szalpuk, Ebadipour, Piechocki (libero) oraz Teppan.

MVP: Jakub Kochanowski (PGE Skra).

Źródło artykułu: