Pierwszy, to Sir Safety Conad Perugia. W zeszłym sezonie we Włoszech wzięła wszystko: jesienią Superpuchar, w środku zimy Puchar Włoch, a na wiosnę wymarzone scudetto. Do karety zabrakło tylko wygranej w Lidze Mistrzów. Wiele wskazuje na to, że w tym sezonie może się to w końcu udać. Najlepsza obecnie włoska drużyna cierpliwie i długo pracowała na sukces, a pieniądze na transfer Wilfredo Leona nie przyszły łatwo.
Wielu śmieje się otwarcie z prezesa Perugii Gino Sirsi. Z jego farbowanych włosów, oryginalnego stroju i nadekspresji południowca. Ale jeszcze więcej osób, już nie tak otwarcie, zazdrości mu żyłki menadżerskiej, przebiegłości i cierpliwości w dążeniu do celu. Brak tych elementów pogrążył zapędy niejednego sportowego biznesmena. Tymczasem Perugia może być wzorowym przykładem, jak należy pracować w siatkówce ze sponsorami.
Ałmaz Chairow, dziennikarz kazańskiego Biznes Online, przedstawił przed końcem ubiegłego sezonu ligowego zestawienie, w którym widać jak na dłoni, że prezes Sirci wykonał wielką pracę, by doprowadzić klub do miejsca, gdzie budowanie składu trener rozpoczyna od najlepszego siatkarza świata Wilfredo Leona. Skąd wziął pieniądze na zakup tego gracza?
Podczas gdy np. w Rosji kluby wolą otrzymywać 10 milionów od jednego głównego sponsora, kluby włoskie biorą 1 milion od dziesięciu sponsorów, aktywnie współpracując ze średnimi i małymi firmami. Rozumieją, że strój meczowy jest główną przestrzenią reklamową, więc trudno tam nawet znaleźć miejsce na numer i nazwisko gracza. W zeszłym sezonie na koszulkach Perugii widniało około 20 logotypów sponsorów, kolejne 12 - na szortach, a są one inne w meczach Ligi Mistrzów i mistrzostw Włoch: niektórzy sponsorzy są zainteresowani rynkiem krajowym, inni międzynarodowym. Dlatego zespół występuje pod dwiema różniącymi się nazwami: w Serie A jako Sir Safety Conad Perugia, a w Lidze Mistrzów - Sir Colussi Sicoma Perugia.
ZOBACZ WIDEO Dawid Kubacki: Wiem, że stać mnie na miejsca w "10"
- Centralne miejsce na koszulce Perugii zajmuje logo SIR Safety System. Jest to jeden z największych producentów odzieży roboczej w Europie. Właścicielem firmy jest Gino Sirci, prezes klubu. Conad to z kolei sieć supermarketów, która już wyszła poza Włochy, Colussi jest firmą spożywczą, a Sicoma międzynarodowym producentem urządzeń do mieszania betonu - wylicza rosyjski Biznes Online. W oficjalnym spisie sponsorów i partnerów biznesowych Perugii znajduje się 60 firm, z praktycznie każdej gałęzi włoskiej gospodarki. Ktoś płaci, ktoś pracuje na zasadach barterowych.
Po co kupować autobus, gdy firma transportowa Nasini może go dostarczyć? Wystarczy zarezerwować miejsca. Hotel Centova przyjmuje Perugię z dużym rabatem, a restauracja il Vizio będzie karmić graczy za darmo po wygranych meczach. Gino Sirci wszystko dokładnie wymyślił i z jeszcze większą starannością dogląda siatkarskiego biznesu. A ten kręci się doskonale. Nic dziwnego, że prezes mógł wyciągnąć rękę po każdego gracza na świecie i kiedy zapragnął ściągnąć Wilfredo Leona, nikt nie pytał jak, tylko: kiedy i za ile?
Gdy Leon trafił w 2014 do Zenitu Kazań po okresie karencji i roztrenowania, jego cena była znaczenie niższa w porównaniu do obecnej. Przez te cztery lata nie tylko urósł mentalnie, poprawił przyjęcie i nauczył się kiwać. W ciągu tego czasu niewyobrażalnie, wzrosła też jego cena. Hokeiści czy piłkarze w Rosji pewnie by się tylko uśmiechnęli pod wąsem, ale w siatkarskich realiach takie kwoty robią wrażenie.
Wg doniesień rosyjskich mediów w 2014 Leon miał podpisać z Zenitem Kazań kontrakt wart ok. 500 tys euro. Dwa lata później na umowie była już kwota dwa razy wyższa - milion euro za sezon. Od sezonu 2018/2019 siatkarz i jego agent zażądali znacznej podwyżki. Prezesi Zenitu Kazań sprawdzili wartość nowej umowy z Gazpromem, wykonali kilka telefonów i powiedzieli "niet". Takiej podwyżki Leon nie dostanie nawet w Kazaniu. Oczywiście nie tylko finanse przesądziły o jego wyjeździe z Rosji. Nikt w Europie nie zapłaci mu przecież takich pieniędzy, a kontrakt z Perugią prawdopodobni oscyluje wokół tego, jaki miał w Kazaniu. Zawodnik zdał sobie jednak sprawę, że w Superlidze nie ma już czego szukać i ruszył na podbój Serie A.
Do ligi włoskiej wszedł razem z drzwiami. Rozegrał jak dotąd osiem meczów i atakował prawie 200 razy uzyskując niewiarygodną skuteczność w ataku. 66 procent to wynik niewyobrażalny dla innych skrzydłowych na świecie, do tego zabójcza zagrywka i dobry blok. Po kilku tygodniach zachodzi poważna obawa, że Leon zrobi z Serie A rosyjską Superligę, gdzie zwycięzca od początku jest znany, a reszta bije się o drugie miejsce, za które we Włoszech nie ma nawet medalu.
Trener Lorenzo Bernardi już kilka razy był bliski wygrania Ligi Mistrzów. Najpierw nie udało mu się z Halkbankiem Ankara, potem właśnie z Perugią. Mając obecnie w zespole Leona, Aleksandara Atanasijevicia, czy Luciano De Cecco może spodziewać się, że wyczekiwana koronacja nastąpi wiosną przyszłego roku.
Tej korony absolutnie nie zamierza oddawać Władimir Alekno, który tak się już do niej przyzwyczaił, że pewnie bez tego nie poznałby się w lustrze. Zarówno on, jak i szefowie Zenitu Kazań nie wyobrażają sobie innego scenariusza niż siódma wygrana w najważniejszych klubowych rozgrywkach. Zenit po pięciu kolejkach Superligi jest liderem w Rosji i pewnie do końca sezonu nie odda przywództwa. Wszyscy w klubie zdają sobie jednak sprawę z tego, że w Europie będzie znacznie trudniej będzie utrzymać się na tronie, a drugim powodem, obok Perugii, dla którego Zenit Kazań miałby nie obronić tytułu jest... Zenit Kazań.
W drużynie mistrza Rosji w porównaniu do zeszłych sezonów wypadł "tylko" jeden element układanki: Wilfredo Leon. W jego miejsce wszedł Earvin Ngapeth i po trzech meczach trudno stwierdzić, na ile uda mu się załatać wyrwę po Leonie. Z pewnością widać już zmianę stylu gry mistrzów Rosji. Dużo więcej obron i gry środkiem, a Matthew Anderson stał się drugą siłą w ataku obok Maksima Michajłowa. Aleksander Butko znacznie częściej kieruje do niego sytuacyjne piłki, szuka w grze z drugiej linii. Przyjście takiego znakomitego przyjmującego jak Francuz nieco paradoksalnie w końcu uwidoczniło, jak znakomitym przyjmującym jest Amerykanin, często niedoceniany w tym elemencie i chwalony jedynie za grę w ataku. Tymczasem od kilku sezonów to on trzyma grę Zenitu w przyjęciu i jest postacią nie do zastąpienia w zespole.
Bardzo ostrożnie, i rozsądnie, wypowiada się na razie o grze Ngapetha trener Alekno. Ani za bardzo nie gani, ani zbytnio nie chwali. - Z pewnością wraz z przyjściem Earvina poprawiliśmy obronę i całościową grę, ale na razie mamy problemy na siatce. Nie jesteśmy jeszcze w optymalnej formie - stwierdził po ostatnim meczu ligowym. Kilka dni wcześniej zdążył wypomnieć Francuzowi, że przyjechał do Kazania z nadwagą, którą koniecznie musi zrzucić, jeśli chce przynieść zespołowi pożytek w ataku.
Jak zwykle same zyski przynosi Zenitowi niezmordowany Maksim Michajłow, który po pięciu kolejkach jest najlepiej punktującym i serwującym ligi, ze skutecznością 60 procent w ataku, jakiej nie powstydziłby się sam Leon. Atakujący wygląda na sportowca, który skutecznie wyleczył się z reprezentacyjnej traumy.
Zenit Kazań i Sir Colussi Sicoma Perugia to dwaj główni faworyci tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Tuż za nimi czai się Cucine Lube Civitanova. Zespół na razie w większości meczów Serie A1 wygląda jakby zawodnicy pierwszy raz spotkali się autobusie jadącym na mecz, ale mimo to ma na koncie tylko jedną porażkę i wyprzedza go jedynie Perugia. W drużynie jest tylu fenomenalnych siatkarzy, że w końcu ta maszynka musi ruszyć. A wtedy będą równorzędnym partnerem i dla Zenitu, i dla Perugii.
Póki co jednak gwiazdy Lube świecą bardzo blado. Fenomenalny Roberlandy Simon wygląda jakby miał zasnąć przy siatce, Joandry Leal z trudem odrywa się od parkietu, a Bruno Rezende jest mniej więcej w takiej formie jak jego ojciec. Tylko Osmany Juantorena się nie kompromituje i próbuje trzymać grę w ataku, bo popisy Cwetana Sokołowa należy litościwie przemilczeć ze względu na jego notoryczne problemy ze zdrowiem.
Mimo wielu kłopotów, niestabilnej formy i pogłosek o rychłej utracie posady przez trenera Giampaolo Medei, zespół jest wiceliderem włoskiej ligi i jak tylko zacznie korzystać z potencjału, który w nim drzemie, będzie jednym z głównych faworytów do wygrania Ligi Mistrzów 2019.
Przed startem tych rozgrywek po raz kolejny wypada również powtórzyć: pieniądze nie są ważne, są najważniejsze. Trzej główni faworyci to jednocześnie trzy najbogatsze kluby siatkarskie w Europie. Równo rok temu oficjalnie ukazała się informacja, że Gazprom Transgaz Kazań podpisał nową umowę z siatkarskim klubem z Tatarstanu wartą miliard 112 milionów rubli, czyli ponad 15 milionów euro. O wysokości budżetu Lube i Perugii nikt oficjalnie w mediach nie napisał, ale wystarczy spojrzeć na koszulki z nazwiskami siatkarzy i wiadomo, że po boisku biegają i skaczą miliony euro.
Trenerzy i zawodnicy pytani o pieniądze zazwyczaj bardzo się denerwują. Pewnie nie tylko dlatego, że wypomina im się wysokie zarobki, ale bardziej złości ich co innego. Przypominają sobie wtedy, jak niewiele znaczyłyby ich, niekiedy wybitne, umiejętności, gdyby nie mogli ich spożytkować dzięki milionom płynącym nieprzerwanym strumieniem od hojnych sponsorów.
Poza pieniędzmi cała reszta też ma oczywiście ogromne znaczenie: świetny trener, gigantyczna pracy całego sztabu, statystyków, lekarzy, masażystów, menedżerów. Najważniejsi są jednak siatkarze. Ci najdrożsi. To od nich w decydujących momentach zależy wszystko. Od nich wszystko się zaczyna i kończy również, zazwyczaj, razem z nimi. Dlatego jest wielce prawdopodobne, że epoka Zenitu Kazań za kilka miesięcy się skończy, a Wilfredo Leon wygra Ligę Mistrzów już w barwach innego klubu. Walka Zenitu Kazań z włoskimi krezusami zapowiada się pasjonująco.