Daniel Pliński: Nie sądziłem, że moje życie po sporcie będzie takie piękne. Ta Liga Mistrzów spadła mi z nieba

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Daniel Pliński
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Daniel Pliński

- Chciałem robić coś takiego. Komentować mecze, mówić widzom o tym, co widzę i czuję. Ta Liga Mistrzów spadła mi z nieba - mówi Daniel Pliński, były reprezentant Polski w siatkówce, od niedawna komentator NC+.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Jeszcze w poprzednim sezonie walczył pan o medale w Polskiej Lidze Siatkówki, teraz zaczyna pan pracę jako komentator, będzie pan komentował mecze siatkarskiej Ligi Mistrzów. Duże nerwy towarzyszą tym początkom w nowej roli?[/b]

Daniel Pliński, były reprezentant Polski w siatkówce, komentator NC+: Zdecydowanie tak. Całe życie robiłem coś innego, to mnie oceniali dziennikarze, to o moich akcjach dyskutowano. Teraz ja będę oceniał innych. Twierdzę jednak, że świat należy do odważnych. Canal Plus robi wszystko, żebyśmy czuli się komfortowo i byli dobrze przygotowani. Muszę powiedzieć, że nie sądziłem, że życie po sporcie może być takie fajne. Mam dużo różnych zajęć i spełniam się w tym, co robię. A ta Liga Mistrzów spadła mi z nieba.

Dlaczego?

Chciałem robić coś takiego. W czasie kariery lubiłem rozmawiać z dziennikarzami, dużo mówiłem im o tym, co dzieje się na boisku. Dlatego ucieszyłem się, że będę mógł komentować mecze i mówić widzom o tym, co widzę i czuję. Mówić prawdę. Gdy słucham innych sprawozdawców, często odnoszę wrażenie, że jednego zawodnika lubią, a innego nie. A moim zdaniem najważniejsza jest uczciwa ocena, co dany gracz robi dobrze, a co źle.

Zasięgał pan opinii kolegów z boiska, którzy wcześniej od pana zdecydowali się zasiąść przed mikrofonem?

Uważam, że bardzo dobrze jako komentator odnalazł się Łukasz Kadziewicz. Na tę chwilę jest dla mnie niedoścignionym wzorem. Dzwoniłem do niego już w lutym i radziłem się. Powiedział, że widzi mnie w tej roli, ale też że powinienem się nagrać, posłuchać i ocenić.

Słyszałem, że lubi pan styl Tomasza Hajty.

Mówi ciekawie, jest otwarty i przede wszystkim jest sobą. Owszem, lubię słuchać Hajty, natomiast jestem wielkim fanem Kazimierza Węgrzyna.

Chciałby pan wypracować podobny styl do tej dwójki? Komentować ze swobodą i dowcipem?

Tak, będę się starał wprowadzić trochę humoru do swojego komentarza. Jednak żeby to robić, trzeba złapać trochę luzu i się nie stresować.

Po pana dotychczasowych wystąpień w mediach w roli eksperta można odnieść wrażenie, że nie gryzie się pan w język.

Wiadomo, że nie zawsze można powiedzieć wszystko to, co się myśli, czasami trzeba być dyplomatą. Oceniając jakiegoś zawodnika nie zamierzam jednak mówić tego, co on chciałby o sobie usłyszeć. W ten sposób zachowują się niektórzy trenerzy - biorą zawodnika na rozmowę w cztery oczy i nie mówią mu prawdy. Nie lubię takiego fałszu, wolę prawdę, nawet brutalną.

Komentując rozgrywki Ligi Mistrzów będzie pan oceniał kilku polskich mistrzów świata, na przykład Artura Szalpuka, Jakuba Kochanowskiego, Mateusza Bieńka. W czasie wrześniowych mistrzostw zaskoczył mnie pan opinią, że pana zdaniem Szalpuk ma większe umiejętności, niż MVP siatkarskiego mundialu sprzed czterech lat Mariusz Wlazły.

I tego zdania nie zmieniam. Uważam, że siatkarsko Artur jest lepszym graczem, jest w stanie zrobić na boisku więcej rzeczy. Mariusz to wybitna postać światowej siatkówki, ale żeby to pokazać, potrzebuje określonego systemu gry. Odchodząc od porównywania Wlazłego z Szalpukiem, ja dzielę zawodników na dwie grupy - takich, którzy grają w siatkówkę oraz takich, którzy w siatkówkę grać potrafią. Tych drugich jest znacznie mniej, jeden z nich to na przykład Michał Kubiak. On bez wątpienia potrafi grać w siatkówkę, a nawet wśród graczy uważanych za wybitnych są tacy, o których bym tego nie powiedział. Tacy zawodnicy dobrze funkcjonują w danym systemie, bo potrafią bardzo dobrze wykonywać jakieś elementy. Ale nie zawsze potrafią grać w siatkówkę.

Jeśli chodzi o Szalpuka, wydawało mi się, że złoty medal mistrzostw świata bardziej go zbuduje, że od początku sezonu ligowego będzie liderem Skry Bełchatów. Tymczasem on jest na razie trochę w cieniu. Pan też spodziewał się po nim więcej?

Moim zdaniem Artur razem z Miladem Ebadipourem decyduje o charakterze drużyny Skry. Obaj od zaczęli sezon w klubie zaraz po mistrzostwach świata i dlatego spisywali się trochę słabiej, a cały zespół miał problemy. W ostatnich meczach wrócili jednak na swój normalny poziom i gra Skry od razu zaczęła wyglądać inaczej - w trzech spotkaniach zespół z Bełchatowa zdobył dziewięć punktów.

Któremu z mistrzów świata sukces w Bułgarii i we Włoszech dał pana zdaniem najwięcej?

Myślę, że Bartkowi Kurkowi. Przede wszystkim, jeśli chodzi o pewność siebie. W pierwszych kolejkach PLS Kurek grał tak, jak na mistrzostwach.

To może być jego stały poziom? Patrząc na jego grę w najważniejszych meczach można było dojść do wniosku, że po prostu nie da się grać tak dobrze przez cały czas.

Po pierwszych pięciu spotkaniach turnieju wielu fachowców mówiło, że Bartek gra co najwyżej średnio, albo zastanawiali się, dlaczego on jest na boisku. Trener Vital Heynen wiedział jednak, że musi zbudować jego pewność siebie. I zrobił to tak skutecznie, że do Kurka mogło później skakać do bloku trzech gości, a on mimo to kończył prawie każdą piłkę. W pierwszej części mistrzostw Bartek atakował na zasadzie "a może mi się uda". Nie trzymał kierunków i tak dalej. A kiedy już złapał pewność siebie, był w stanie zaatakować w każde miejsce boiska.

Są takie momenty, kiedy zaczyna się widzieć więcej, atakować celniej?

Oczywiście. Kiedy brakuje formy, to boisko jest małe, a blok zasłania całą halę. A dobra forma w połączeniu z pewnością siebie to zmienia. Nagle boisko staje się większe, a blok niski, choć skacze do ciebie na przykład Piotr Nowakowski. Sam miałem chwile, że tak się czułem. Bartek w ostatniej akcji finału z Brazylią zaatakował nad Evandro i Isakiem, którzy mają po 207 centymetrów wzrostu. To świadczy o tym, że był wtedy w stanie zrobić wszystko. Pewność siebie jest w sporcie najważniejsza. Często zawodnicy, którym jej brakuje, zwalają swoją słabą formę na złe przygotowanie fizyczne. To nieprawda.

ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 92. Fabian Drzyzga przerywa milczenie. "Długo gryzłem się w język. Tym ludziom powinno być wstyd i głupio" [cały odcinek]

Była pana zdaniem jedna konkretna sytuacja, w której Kurek złapał tą pewność?

Początek meczu Polska - Serbia. Poszedł na zagrywkę i zaczął "kopać". Wtedy wiedziałem już, że coś się zaczyna dziać. Wcześniej miał problemy z regularnością w serwisie, a począwszy od tego spotkania posyłał bomby po 120 km/h. Tym spotkaniem przełamał się zarówno on, jak i cała drużyna.

W swojej karierze widział pan wielu graczy z takimi możliwościami jak on?

Wielu może nie, ale kilku było. Widziałem natomiast bardzo niewielu zawodników z porównywalną chęcią do pracy. Mówimy o jego ogromnym talencie, ale na szczyt doprowadziła go ciężka praca. Największym darem, jaki można dostać od Boga, jest chęć do pracy i Bartek ten dar posiada.

A taki Jakub Kochanowski? Słyszałem, że kiedy pierwszy raz go pan zobaczył, od razu wiedział, że ma do czynienia z niezwykłym graczem.

Rzucał się w oczy, to prawda. Na pewno wielki talent, choć brakuje mu tych trzech, czterech centymetrów. Jest jednak niezwykle szybki, skoczny i co najważniejsze, bardzo mądry na boisku. Jeżeli chodzi o jego mentalność, dałbym mu nie 21, a 30 lat. Jakby miał za sobą dwa turnieje olimpijskie i wielkie sukcesy w dorosłej siatkówce. Jego siatkarska mądrość jest nieprawdopodobna, ale i poza boiskiem to niezwykle inteligentny chłopak. Kuba się nie obrazi, jak opowiem o nim pewną historię. W Olsztynie otrzymał jakąś nagrodę, nie pamiętam już jaką. Przyszła do niego dziennikarka, żeby zrobić o tym reportaż. Po rozmowie powiedziała mu coś w rodzaju: "jak na sportowca to bardzo dobra wypowiedź". Kuba wrócił do treningu, rozciągamy się, a on w pewnym momencie mówi, że jest bardzo zdenerwowany. Pytamy dlaczego, a on odpowiada: Bo zostałem podsumowany słowami "jak na sportowca to bardzo dobrze". Po pierwsze nie powinno się tak generalizować, traktować sportowców jako osobną kategorię, a po drugie Kuba był ostatnią osobą, o której można było coś takiego powiedzieć. To naprawdę niezwykle inteligentny facet. Dlaczego ktoś uważa, że należy przykładać do niego inną miarę niż do innych, bo zawodowo uprawia sport. On jest po prostu mądrym człowiekiem.

W czym objawia się taka boiskowa mądrość?

To działa na podobnej zasadzie, jak w przypadku Bartka Kurka. Grając razem z Kubą w Olsztynie widziałem, jak pracował, jak przykładał się do każdego ciężaru na siłowni, każdej piłki na treningu. Znów wracamy do tego, że ktoś osiąga sukces bo ma świadomość, że trzeba na niego zapracować. Niektórym udaje się szybko, po dwóch czy trzech latach ciężkiej pracy, inni muszą czekać całą karierę. Gwarancji nie ma nigdy, ale pracować trzeba.

W Lidze Mistrzów będzie pan komentował również występy Wilfredo Leona, przyszłego reprezentanta Polski, uważanego za najlepszego obecnie siatkarza na świecie. Oglądał pan jego ostatnie mecze we włoskiej Serie A?

Oglądałem, niektóre jego momenty na zagrywce robią ogromne wrażenie. Ja jednak uważam, że zastąpienie w Zenicie Kazań Leona Earvinem N'Gapethem nie osłabiło tego zespołu. Francuz ma inny styl, ale też jest wielkim graczem. Jestem jego fanem i to jego uważam za najlepszego gracza na świecie. N'Gapeth jest w stanie zrobić na boisku wszystko, zarówno w sensie pozytywnym, jak i negatywnym. Kibice, dziennikarze lubią takich sportowców, którzy potrafią też "rozwalić system". W mojej opinii jest najlepszy technicznie, świetnie gra nie tylko w ataku czy zagrywce, ale też w przyjęciu i obronie.

U Leona widać momentami arogancję, dużą boiskową agresję. W ten sposób się napędza?

Niektórzy wielcy gracze potrzebują takiego impulsu. Czasami spojrzą na drugą stronę siatki, żeby dać rywalom sygnał: "panowie, ja tu gram i zaraz wam pokażę".

Leon, Kurek i Kubiak - z tą trójką na boisku nie będzie na nas mocnych?

Trener Heynen ma wielkie szczęście, którego nie mieli jego poprzednicy. Po wcześniejszych dużych sukcesach reprezentacja Polski się osłabiała, a teraz będzie mocniejsza. Mistrzowie świata dostają takie wzmocnienie, że muszą pójść do przodu. Nie wymienił pan jeszcze jednego gracza, moim zdaniem niedocenianego. Mam na myśli Pawła Zatorskiego, który w półfinale i finale mistrzostw wykonywał niesamowitą robotę, przyjmując potężne bomby serwisowe rywali. Zagrywki po 120 km/h z gatunku tych nie do przyjęcia przyjmował w punkt.

Do kolejnego sezonu reprezentacyjnego jeszcze daleko, wcześniej Liga Mistrzów. Kto pana zdaniem ją wygra.

Jest pięciu głównych faworytów. Trzy drużyny włoskie, Civitanova, Modena i Perugia, rosyjski Zenit Kazań oraz PGE Skra Bełchatów.

W porządku, ale który z nich zwycięży?

Chyba postawiłbym na Civitanovę. Takich skrzydeł nie ma chyba nikt - Cwetan Sokołow, Osmany Juantorena i Joandry Leal. Kluczowym graczem będzie ten pierwszy, zobaczymy czy dojdzie do wysokiej formy po kontuzji.

Na koniec spytam jeszcze o pana grę w piłkarskiej A-klasie dla Zatoki Puck. Ponoć nie spodziewał się plan, że zrobi się wokół tego tak głośno.

Zacząłem grać dla przyjemności. Pojawiła się okazja, żeby zagrać, więc z niej skorzystałem, bo uwielbiam rywalizację. W siatkówce dzięki moim warunkom fizycznym udało mi się zrobić jakąś karierę, ale w piłce nożnej nie miałbym szans, bo w tym sporcie jest zdecydowanie większa rywalizacja, wszyscy go uprawiają. Trzeba być naprawdę wybitnym, żeby coś w futbolu osiągnąć. W siatkówce za moich czasów było to trochę łatwiejsze, choć uważam, że teraz robi się to coraz trudniejsze.

Powiedział pan, że nie spodziewał się tak pięknego życia po sporcie. W czym jest ono piękniejsze od życia sportowca?

Przede wszystkim nie mam już takich bóli, jak wcześniej. W ostatnich sezonach miałem problemy nawet z tym, żeby rano zrobić sobie kawę. Musiałem połykać tabletki, żeby móc trenować i nie zawieść drużyny. Poza tym spełniam się poza sportem. Spędzam bardzo dużo czasu z rodziną, z dziećmi. Prowadzę akademię siatkówki, zaufał mi Canal Plus. Robię piękne rzeczy i się w nich spełniam.

Źródło artykułu: