Michał Kaczmarczyk: Liga, w której nikt niczego nie wie. Gdzie szacunek dla kibiców? (felieton)

WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: Natalia Sroka
WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: Natalia Sroka

Pora skończyć z brzydkim zwyczajem części klubów Ligi Siatkówki Kobiet, które rzadko kiedy informują o ważnych zmianach i decyzjach. Pal sześć dziennikarzy, ale kibicom chyba należy się poważne podejście do obowiązków.

W tym artykule dowiesz się o:

Niedawno Imoco Volley Conegliano, mistrz Włoch w kobiecej siatkówce, opublikował oświadczenie dotyczące kontuzji Megan Easy, która po raz kolejny zerwała ścięgno Achillesa i znów straci dobrze zapowiadający się sezon. Klub nie miał problemu z tym, żeby poinformować o przypadłości Amerykanki i jej leczeniu w ojczyźnie. Życzył jej wszystkiego dobrego i podkreślił, że strata Easy jest dla Imoco bolesna nie tylko ze względów sportowych, ale i czysto ludzkich. Przykre informację dla kibiców podały także polskie kluby, Grot Budowlani Łódź i Developres SkyRes Rzeszów, po urazach Julii Twardowskiej i Helene Rousseaux.

Ale spójrzmy na to z innej strony: czy Budowlani, Developres i Imoco musieli to robić? Przecież podali jak na tacy swoim konkurentom, że ich składy są osłabione, i to jeszcze z detalami. A przecież wystarczyło nie pisać, nie mówić, nabrać wody w usta. Pozostawić wszystkich w stanie niepewności! Być może jakiś ligowy konkurent nabrałby się na ten zacny fortel i ciągle przygotowywał się do rywalizacji z myślą, że Twardowska, Rousseaux, Easy są zdolne do gry. Nic, tylko wręczyć medal za spryt!

Dobrze, a teraz na poważnie: oczywiście to, jak postępują kluby z Conegliano, Rzeszowa i Łodzi, to to prostu wzorowe wywiązywanie się z obowiązków profesjonalnego klubu, który dba o kibiców i mówi nie tylko o wygranych meczach, ale też o mniej przyjemnych sprawach, na przykład wielomiesięcznych kontuzjach. Tymczasem okazuje się, że w Lidze Siatkówki Kobiet nie wszyscy o tym pamiętają. Dlaczego w składzie Enei PTPS Piła nagle zabrakło Natalii Sroki i Karoliny Portalskiej? Gdzie podziała się awizowana w DPD Legionovii Legionowo rozgrywająca Anna Wodrowska, co się dzieje z kontuzjowaną podczas juniorskich ME Aleksandrą Gryką? Czemu zespół Banku Pocztowego Pałacu Bydgoszcz nagle opuściła Słowenka Maja Pahor, co dolega Tamarze Gałusze? Dlaczego w kadrze Energi MKS Kalisz brakuje libero Agaty Nowak? Co się stało z drugim trenerem BKS-u Profi Credit Bielsko-Biała Mariuszem Gacą? Pytania można mnożyć, a to tylko przypadki z obecnego sezonu.

Odpowiedzi nie szukajcie na oficjalnych kanałach komunikacji klubów, nie znajdziecie ich tam. Czasem informację o zdrowiu siatkarki poda jej menadżer, czasem ktoś na forum internetowym podzieli się tajemną wiedzą (inna sprawa, czy przypadkiem nie zmyśloną na potrzeby plotki), innym razem wyszpieguje się prawdziwą przyczynę absencji w social mediach. Od czasu do czasu pomocne okażą się też media. Od razu poruszę argument, który pewnie się pojawi w komentarzach: tak, powinniśmy wykonywać lepszą i szybszą robotę, jeśli chodzi o pilnowanie klubów i ich działań, ale i tak udaje nam się wygrywać walkę z blokadami informacyjnymi (czasem łatwiej, niż mogłoby się wydawać). Chwilami zastanawiam się, kiedy kluby zaczną płacić dziennikarzom za pracę, która powinna być wykonana przez ich pracowników.

ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 92. Fabian Drzyzga: Niektórzy poszli za daleko. Powinno im być wstyd i głupio! [2/5]

W swoim ostatnim ekstraklasowym sezonie MKS Dąbrowa Górnicza miał problem, by powiedzieć kibicom, jak długa przerwa będzie czekała kontuzjowaną Aleksandrą Sikorską. Ostatecznie były już klub LSK czekał na podanie ważnej wiadomości o kapitan drużyny prawie tydzień (nasz portal był szybszy, wystarczyła jedna rozmowa z prezesem), tłumacząc się długim i skomplikowanym procesem przekazywania wiadomości na licznych szczeblach klubowej hierarchii, prawie jak w urzędzie. Natomiast koszykarski MKS z tego samego miasta umiał przekazać swoim fanom wieść o zerwanym więzadle w kolanie Jakuba Parzeńskiego i jego leczeniu dzień po feralnym zdarzeniu. Ten sam szyld, a jakże inne podejście.

Czyli można traktować zawodnika jak człowieka, z szacunkiem, a nie jak paprotkę, którą przesuwa się lub zdejmuje z parapetu bez słowa wyjaśnienia. Nawet nie wspominam o tym, że siatkarski MKS nie umiał (nie chciał?) informować kibiców o odsunięciu od sztabu Magdaleny Śliwy, nie potrafił też dogadać się z prezesem Robertem Koćmą, kiedy ma być opublikowane oświadczenie o jego odejściu z klubu. Trudno się dziwić, że klub przestano traktować poważnie, bo zwyczajnie sobie na to zasłużył.

Przedstawiciele Chemika Police i Developresu SkyRes Rzeszów psioczyli ostatnio na Polsat Sport, który nie uprzedził wcześniej obu klubów, że ich mecz będzie transmitowany nie w telewizji, a na stronie internetowej stacji. Radosław Anioł i Marek Pieniążek mieli pretensje o niepoważne traktowanie LSK i słusznie, bo Chemik i Developres nie zasłużyły na takie podejście ze strony telewizji, ale warto w tym momencie zadać sobie pytanie, czy inne kluby ekstraklasy traktują poważnie siebie i swoich kibiców.

Wyobrażacie sobie, żeby w składzie PGE Skry Bełchatów nagle zabrakło Mariusza Wlazłego i klub zamilknął? Przecież nawet gdyby dziennikarze zaniedbali swoją pracę, do akcji ruszyliby źli kibice i zapchaliby skrzynki mailowe klubu pytaniami. Tymczasem w LSK najwidoczniej jest normalne, że ktoś wypada ze składu i przechodzi się nad spokojnie tym do porządku dziennego. Parafrazując kierownika szatni z "Misia": nie mamy pana siatkarki i co pan nam zrobi? Cham się uprze i mu daj.

Nie popadajmy w absurdy, nie chodzi o czerwony pasek w wiadomościach za każdym razem, gdy siatkarka kichnie ani o publikowanie całej dokumentacji medycznej. Tylko o zwykłą uczciwość wobec ludzi, którzy poświęcają czas i pieniądze na klub. Jeżeli tak ma wyglądać wyciąganie polskiej siatkówki kobiet z marazmu, to poszedłbym o krok dalej: skoro kibiców nie interesuje, kto opuszcza drużynę, nie opłaca się też mówić im o nowych zawodniczkach.

Kogo obchodzi, kto wychodzi na parkiet, kto jest trenerem? Mają grać i wygrywać. Nie opłaca się też mówić o porażkach, po co psuć humor ludziom i prowokować do krytycznych komentarzy. Za jakiś czas dojdziemy do wniosku, że pisanie o jakichkolwiek meczach to przeżytek, bo przecież wszystko można obejrzeć w TV, a jeśli nie można, to trzeba było kupić bilet na mecz i tam się dowiedzieć, a nie tylko wymagać i wymagać. I tak do momentu, w którym nikt nie będzie wiedział niczego. Chciałbym napisać, że mocno przesadzam, ale najwidoczniej w tym kierunku idziemy.

Michał Kaczmarczyk

Komentarze (0)