Rzeszowianie z ósmą porażką. Marcin Możdżonek: Zabrakło trochę szczęścia, chłodnej głowy

WP SportoweFakty / Iza Zgrzywa / Na zdjęciu: siatkarze Asseco Resovii Rzeszów
WP SportoweFakty / Iza Zgrzywa / Na zdjęciu: siatkarze Asseco Resovii Rzeszów

Asseco Resovia znów musiała przełknąć gorycz porażki. W zaciętym, pięciosetowym pojedynku górą byli olsztynianie. - Zabrakło trochę szczęścia, chłodnej głowy, zimnej krwi. To wszystko miał po swojej stronie Indykpol AZS - mówił Marcin Możdżonek.

Siatkarze Asseco Resovii po zwycięskiej batalii z Treflem Gdańsk wybiegli zmotywowani na boisko, jednak już w pierwszych dwóch partiach, olsztynianie sprowadzili ich na ziemię. Rzeszowianie, nie złożyli broni i wygrali kolejne dwie odsłony, doprowadzając do tie-breaka. W nim lepsi byli jednak zawodnicy Indykpolu AZS.

- Niestety, musimy znów przełknąć gorycz porażki, osłodzoną łyżką jednego punktu. Znów gra nie układała nam się tak, jak powinna. Z dobrych rzeczy można powiedzieć, że walczyliśmy na tyle, na ile mogliśmy do samego końca. Świetne wejście Kawiki Shojiego, który rozstrzelał rywali zagrywką i dał nam sygnał do natarcia. Martwi natomiast drugi set, w którym prowadziliśmy bardzo wysoko, mieliśmy bardzo dobre przyjęcie i tego nie wykorzystaliśmy, daliśmy się zbić, daliśmy się pokonać zespołowi z Olsztyna i przegraliśmy drugą partię, która myślę, że była kluczowa dla końcowego wyniku tego meczu - oceniał środkowy Asseco Resovii, Marcin Możdżonek.

Miało być z piekła do nieba, jednak w ostatnim, rozstrzygającym secie do głosu znów doszli siatkarze z Warmii i Mazur. - Zabrakło trochę szczęścia, chłodnej głowy, zimnej krwi. To wszystko miał po swojej stronie Indykpol AZS i tyle. Set był za krótki, może gdybyśmy mogli zagrać tie-breaka do 25 punktów, to kto wie, może udałoby nam się dogonić olsztynian, tak jak zrobiliśmy to w czwartej partii - mówił zawodnik.
Spotkanie jeszcze się nie rozpoczęło, a już w szeregach Asseco Resovii pojawiły się pierwsze problemy. Podczas rozgrzewki, kontuzji stawu skokowego doznał libero, Mateusz Masłowski. W rezultacie szkoleniowiec Pasów musiał dokonać zmian w wyjściowej szóstce, wynikających z limitu obcokrajowców.

- Musimy trochę kombinować, a takie rzeczy są zawsze deprymujące. Podłamaliśmy się trochę kontuzją Mateusza Masłowskiego, jeszcze nie rozbrzmiał pierwszy gwizdek w hali Podpromie, a my już nie mieliśmy jednego zawodnika. Taka sytuacja nie jest łatwa i gdyby grał Mateusz, to na środku zagrałby David Smith, ponieważ takie są w naszym zespole zależności. Aczkolwiek, Bartek Lemański zagrał świetnie, Luke Perry również zagrał rewelacyjnie. Przyjmował, wszystko bronił, dogrywał jak szalony. Tak naprawdę ten mecz przegraliśmy w zupełnie innych rzeczach. Kontuzja Mateusza Masłowskiego na pewno jest przykra i deprymująca, ale to nie ona zadecydowała o przegranej - podkreślał środkowy.

Odkąd pieczę nad Asseco Resovią zaczął sprawować Gheorghe Cretu, gra rzeszowian poprawiła się. Mimo to, ekipa znad Wisłoka wciąż plasuje się na dalekiej, przedostatniej pozycji. - Widać po naszej grze, że gramy coraz lepiej. Oczywiście efekty punktowe w tabeli są niezadowalające, ale nasza gra wygląda coraz lepiej. Mam nadzieję, że teraz Klubowe Mistrzostwa Świata będą dla nas takim przełamaniem, w którym będziemy grali swobodniej, luźniej i radośniej i w końcu, tak jakbyśmy sobie tego życzyli, czyli dobrze - zakończył Marcin Możdżonek.

ZOBACZ WIDEO Kszczot trzyma kciuki za Kubicę: Wierzyłem, że wróci. Teraz najważniejsza jest stabilizacja.

Komentarze (3)
avatar
lammergeyer2
25.11.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
No i w KMS będą kolejne bęcki...
Jakby grała ZAKSA albo chociaż Stocznia to może byśmy w Częstochowie jakąś polską drużynę zobaczyli. A tak z Resovią i Skrą marnie to widzę...