Choć Cucine Lube Civitanova pokonało PGE Skrę Bełchatów 3:1, Miljković uważa, że niewiele brakowało, by kibice w płockiej Orlen Arenie byli świadkami tie-breaka.
- Szala zwycięstwa przychylała się z jednej strony na drugą i poza końcówką 4. seta, gdzie pojawiło się kilka błędów, byliśmy świadkami naprawdę dobrego widowiska - mówi. - Brawa należą się zwłaszcza bełchatowianom, bo zasłużyli na to, by powalczyć o końcowy triumf w 5. partii. Jestem zadowolony z tego, co zobaczyłem - choć przyznam szczerze, że spodziewałem się więcej kibiców. Mam nadzieję, że kolejne spotkania tego turnieju również dostarczą nam tylu emocji.
Mimo że w Polsce oglądamy obecnie najlepsze drużyny na świecie, Serbowi brakuje jeszcze jednego uczestnika.
- Wiem od osób z Lube, że mocno liczyli na przyjazd Perugii, co ostatecznie się nie udało, ale uważam, że tegoroczny sezon generalnie upłynie pod znakiem pojedynków między oboma zespołami, zarówno w lidze włoskiej, jak i Lidze Mistrzów - kontynuuje. - Powiedzmy sobie szczerze: w Civitanovej zbudowali tak mocny skład, by zrównoważyć transfery Leona i pozostałych zawodników, więc spodziewam się, że z biegiem sezonu będą grać jeszcze lepiej, by odzyskać tytuł.
Milijković wie też, kogo chciałby zobaczyć w finale klubowych mistrzostw świata.
- Spodziewam się, że awansują tam Lube i Zenit Kazań, ale nie mam 100-procentowej pewności (rozmowa została przeprowadzona przed spotkaniem dwóch rosyjskich ekip zakończonym zwycięstwem Fakieła Nowyj Urengoj - przyp.red.), natomiast co do Skry uważam, że wszystko jest możliwe, więc po prostu poczekajmy - kończy utytułowany zawodnik.
Ivan Milijković zakończył karierę po sezonie 2016-2017 w wieku niespełna 38 lat, zdobywając na pożegnanie mistrzostwo Turcji z Halkbankiem Ankara.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 92. Fabian Drzyzga: Wilfredo Leon jest niesamowity! To najlepszy siatkarz świata