Jacek Pawłowski: Wstyd! Stocznia zakpiła z PLS, a teraz śmieje się zawodnikom w twarz

WP SportoweFakty / Kacper Kolenda / Na zdjęciu: byli siatkarze Stoczni Szczecin
WP SportoweFakty / Kacper Kolenda / Na zdjęciu: byli siatkarze Stoczni Szczecin

Scenariusz, który można było przewidzieć od kilku tygodni, ostatecznie stał się faktem. Stocznia Szczecin po zaledwie dziewięciu meczach pożegnała się z PlusLigą. Styl, w jakim klub opuszcza salony, pozostawia jednak wiele do życzenia.

W tym artykule dowiesz się o:

"Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi..." - mówił szatniarz w "Misiu" do zdezorientowanego Ryszarda Ochódzkiego. Wydawać by się mogło, że po wielu latach od zakończenia polskiej przygody z tzw. socjalizmem, podobne sytuacje nie powinny się zdarzać. A jednak - zdarzają się i to bardzo często, tyle że nie w szatniach, ale w klubach PlusLigi, uczestniczących w rozgrywkach podobno profesjonalnych. Niestety nie chodzi o płaszcz, ale zarobione na parkiecie pieniądze. Działacze Stoczni Szczecin w ostatnich tygodniach wyznaczyli nowe standardy "profesjonalizmu". Pieniędzy zawodnikom nie wypłacili, jednak kontraktów nie zamierzają rozwiązywać "i co pan nam zrobi...".

Okoliczności budowania siatkarskiej potęgi, na wzór rosyjskiego Zenitu Kazań, były wręcz groteskowe. Trener Radostin Stojczew transportowany z lotniska do hotelu niczym kontrabanda. Rozmowy prowadzono w ścisłej tajemnicy, jakby obawiano się spisku mającego na celu zniweczenie całego planu. Otoczka najwyraźniej udzieliła się niedoszłym sponsorom, którzy inwestycję zamiast potraktować poważnie, uznali za godny uwagi scenariusz filmowy, daleki od realizacji.

Jeżeli ktokolwiek uwierzył, że Stocznia Szczecin może stać się potęgą, to przede wszystkim klubowi działacze, być może też politycy. Udało się namówić do podpisania kontraktu gwiazdy światowej klasy: Mateja Kazijskiego, Łukasza Żygadłę, Nikołaja Penczewa i Bartosza Kurka. Wszyscy uwierzyli, że niebawem fantastyczna wizja nabierze realnych kształtów. Fala entuzjazmu pochłonęła również komisję licencyjną PZPS, która bez większych zastrzeżeń wydała zgodę na występy klubu w PlusLidze. Długi z minionego sezonu i nagłe mocarstwowe plany, bez uregulowania wcześniejszych należności, nikomu nie dały do myślenia.

Kilka miesięcy później staliśmy się świadkami kompromitacji, która na długo podważy wiarygodność PlusLigi, rozgrywek uchodzących za jedne z najlepszych na świecie. Klub, który przez kilka tygodni zwodził rywali, zawodników i dezorganizował rozgrywki, ostatecznie zrezygnował z walki. Mętne tłumaczenia na temat tego, kto jest winny, nie przemawiają do kibiców i obserwatorów. Bardziej wymowna jest otoczka, która towarzyszy temu wszystkiemu. Spotkania o punkty, w krytycznej sytuacji przekładane na ostatnią chwilę, wycofanie drużyny mimo zapewnień o ratowaniu sytuacji i na koniec... robienie z zawodników niewolników.

Czy w tej sytuacji możemy mówić jeszcze o Profesjonalnej Lidze Piłki Siatkowej? Władze rozgrywek swoim postępowaniem wyczerpały cierpliwość kibiców, którzy w internetowych komentarzach pod artykułami dotyczącymi Stoczni Szczecin apelowali "kończ waść, wstydu oszczędź". Inni z kolei, kiedy było po wszystkim, odetchnęli z ulgą. To był najlepszy komentarz do całej sytuacji. Z pewnością z ulgą odetchnęli działacze PLS, odpowiedzialni za organizację rozgrywek. Zapewne mają nadzieję, że z czasem kibice zapomną o nieplanowanej pauzie jednej z ekip i cieszyć się będą faktem, iż największa gwiazda rozgrywek, Bartosz Kurek, postanowiła pozostać na plusligowych parkietach. Oby tylko w kolejnym sezonie wyciągnięto wnioski i proces licencyjny został przeprowadzony rzetelnie, bez względu na to ile zespół wymogi rozgrywek spełni.

ZOBACZ WIDEO: Sandro Kulenović o treningach w Juventusie: Dla młodego chłopaka to coś wyjątkowego

Źródło artykułu: