[b][tag=53410]
Michał Kaczmarczyk[/tag], WP SportoweFakty: Jak blisko była pani zakończenia kariery po ostatnim sezonie w MKS-ie Dąbrowa Górnicza, zakończonym spadkiem z ligi?[/b]
Patrycja Polak-Balmas, przyjmująca Banku Pocztowego Pałacu Bydgoszcz: Bardzo blisko. Ostatni sezon wiele mnie kosztował, ale jak się okazało, miałam ogromne szczęście pracować w przeszłości z Piotrem Makowskim, wtedy trenerem Pałacu, teraz prezesem. Rozmawiałam z nim dłużej w wakacje i namawiał mnie długo na to, żebym jeszcze dała sobie szansę i dołączyła do jego klubu. Pokazał, że we mnie wierzy i dlatego się zgodziłam.
Poprzedni sezon zdołał pani obrzydzić siatkówkę na tyle, by myśleć na
poważnie o porzuceniu jej?
O tamtym sezonie można by wiele mówić... Przede wszystkim wynik nie był dla nikogo satysfakcjonujący, poza tym działo się wiele rzeczy pozasportowych i nie było nam z tym wszystkim lekko. Do tego do dzisiaj czekam na połowę swojego wynagrodzenia, jakie mi przysługuje według umowy. To wszystko dawało mi do myślenia, że to chyba nie jest już droga, którą chcę iść.
Mogę się tylko domyślać, jak bardzo musiałyście przeżywać w MKS-ie wszystkie zawirowania wokół klubu, atmosfera wokół drużyny była gęsta i nieprzyjemna. Musiało się to odbić zwłaszcza na młodszych siatkarkach.
Młodzież z MKS-u ma przed sobą przyszłość, jest perspektywiczna, dlatego podejrzewam, że jej było nieco łatwiej uporać się z tamtą sytuacją. Najwięcej spadło na barki tych bardziej doświadczonych dziewczyn, w tym mnie. Stąd też moje wahania, czy jeszcze warto to wszystko kontynuować.
W takim razie jak bardzo na plus była przeprowadzka z Dąbrowy Górniczej do Bydgoszczy?
Widać, że w tym mieście wszyscy dokładają starań o klub, dbają o Pałac, żeby funkcjonował tak, jak należy. Zarząd kieruje się w swoich działaniach wartościami, przede wszystkim jest słowny i wywiązuje się ze swoich zobowiązań. Poza tym ciekawie zbudowany jest zespół, jest w nim miejsce na wychowanki, które Pałac mają wręcz we krwi i dziewczyny, które już występowały w tym mieście i znają klub. To na pewno się przekłada na postawę drużyny i atmosferę. Tym bardziej się cieszę, że po takim sezonie jak poprzedni mogłam trafić do naprawdę dobrze funkcjonującego klubu.
Obecność Banku Pocztowego jako tytularnego sponsora daje wam poczucie stabilności?
Tak, tym bardziej, że Pałac to jeden z niewielu klubów w lidze, który nie ma zaległości i dba o to, by zawodniczki dostawały regularnie pensje. Nie ma podpisywania wirtualnych kontraktów. Cieszy nas fakt, że mamy sponsora, który gwarantuje większy wkład finansowy w klub, aczkolwiek chciałoby się, żeby takich sponsorów było w klubie jak najwięcej!
Przyznam, że byłem zaskoczony postawą waszego klubu w tym sezonie, jako że nie spodziewałem się, że ktokolwiek spoza czwórki Chemik, Budowlani, ŁKS i Developres dostarczy w Lidze Siatkówki Kobiet większych emocji. Tym bardziej, że po kontuzjach Mai Pahor i Tamary Gałuchy trudno było przypuszczać, że pójdzie wam tak dobrze.
O ile dobrze pamiętam, tydzień przed pierwszym meczem Tamara doznała kontuzji i tak naprawdę zostałam przestawiona na prawe skrzydło trochę z doskoku. To dla nikogo nie była łatwa sytuacja, ale tak czy siak udało nam się z niej wyjść obronną ręką. A skoro już teraz mamy do dyspozycji Tamarę, to może być jeszcze lepiej. Czy same jesteśmy tym zaskoczone? Na pewno tak, ale trzeba wspomnieć, że przecież w turniejach przed sezonem też spisywałyśmy się naprawdę dobrze...
Tak, ale to nie zawsze się przekłada w pełni na ligę.
Racja, tym bardziej możemy się cieszyć, że w naszym wypadku tak się stało. Poza tym nie powinniśmy się sugerować wynikami z pierwszej rundy ligi, bo przecież znamy z historii przykład drużyn, które świetnie radziły sobie w pierwszej połowie sezonu, żeby potem mieć problem w wygraniem choćby jednego meczu. Oby u nas było dobrze.
Z jakim nastawieniem podchodziła pani do gry na prawym skrzydle? "Zdobyć
kilka punktów, ale przede wszystkim nie przeszkadzać zespołowi"?
Wiedziałam, że Tamarę będzie ciężko zastąpić, ale starałam się wywiązywać z tej roli jak najlepiej. Było o tyle trudno, że przez cały okres przygotowawczy trenowałam jak typowa przyjmująca, kiedy nagle musiałam zmienić pozycję, co z kolei też wymusiło zmiany w treningu i więcej w nim było przygotowania do gry na ataku. Teraz wracam na przyjęcie, a takie zmiany i powroty nigdy nie są dla zawodnika łatwe. Ale przecież jestem już na tyle ograna i doświadczona, że jedyne, co mi pozostaje, to jakoś sobie z tym poradzić. I mam nadzieję, że po prostu spisałam się najlepiej, jak mogłam.
Można mieć było wątpliwości, czy Monika Jagła udźwignie ciężar odpowiedzialności na libero po odejściu Słowenki Pahor, tym bardziej, że to właśnie jej pozycja była jednym ze słabszych punktów Pałacu w sezonie 2017/2018. Ale i ona dała radę.
Monika była w o tyle dobrej sytuacji, że w poprzednim sezonie sporo występowała w pierwszej drużynie i po prostu już zna tę ligę, a to bardzo ważne w jej wieku. Poza tym z trenerem Matelą pracujemy nad każdym elementem, w tym nad przyjęciem i podczas zajęć z nim zwracamy uwagę na naprawdę sporo detali. Spędzamy naprawdę sporo godzin w sali i ten postęp, który widać w porównaniu z poprzednim sezonem, jest efektem pracy wykonanej pod okiem naszego trenera.
Jak rozumiem, szkoła trenera Mateli to przede wszystkim granie rzetelnej siatkówki na miarę możliwości, bez niepotrzebnych błędów?
Faktycznie skupiamy się na detalach, na unikaniu błędów, a przede wszystkim na konsekwencji. Jeżeli coś sobie założymy, to dążymy do tego aż do skutku i trzymamy się najlepszych możliwych wariantów. Nawet po ostatnich wygranych dobrze wiemy, że jest masa rzeczy, które wymagają poprawy i których powinnyśmy unikać. Można zażartować, że bijemy rekordy w długości odpraw wideo, ale to dobrze, że zwracamy tyle uwagi na przygotowanie taktyczne. Pracujemy nad tym, by nasz siatkówka była rzetelna i myślę, że to może nam dawać przewagę w tej części sezonu.
Które ligowe zwycięstwo w tym sezonie dało wam najwięcej sportowej satysfakcji?
Ciężko powiedzieć, ale chyba to z Grot Budowlanymi Łódź. To w końcu jeden z pretendentów do medalu i drużyna z wieloma bardzo dobrymi siatkarkami. Ale mimo wszystko wygrałyśmy dzięki zespołowości i walce do końca. Pokazałyśmy, że wiemy jak grać i miałyśmy prawo być z siebie dumne po takim spotkaniu.
Przychodzi mi na myśl obraz Eweliny Krzywickiej walczącej z wysokim blokiem Budowlanym. Teoretycznie to nie ma prawa się udać, a w praktyce daje zwycięstwa i punkty. Można to odnieść do postawy całej drużyny?
Może rzeczywiście nie mamy jakichś niewiarygodnych warunków fizycznych albo gwiazd światowego formatu, ale to, co do tej pory zdobyłyśmy, wywalczyłyśmy konsekwencją, sprytem, czasem też cierpliwością. Można wygrywać na różne sposoby, a nasz sposób na razie jest dość skuteczny.
Domyślam się, że na razie jesteście skupiony na pomyślnym zakończeniu pierwszej rundy LSK, ale czy po ostatnich wygranych zaczynacie mierzyć trochę wyżej niż wcześniej?
Wszyscy byliby zadowoleni, gdybyśmy trafiły do najlepszej szóstki ligi i awansowały do play-offów. Każda z nas zrobi wszystko, żeby tam się znaleźć, jestem tego pewna. A co będzie dalej? Zobaczymy, na tym etapie sezonu tak naprawdę każdy może wygrać i przegrać z każdym. Tak już się dzieje w lidze, że z sezonu na sezon staje się ona coraz bardziej nieprzewidywalna.
Patrząc na problemy Stoczni Szczecin czy bydgoskiego Chemika, zastanawiała się pani, czemu nie reagowano tak głośno, gdy zaczynano mówić o podobnych problemach w ekstraklasie siatkarek?
Przede wszystkim zastanawiam się, czy mimo wszystko ktoś naprawdę poważnie podejmuje ten temat... Chciałabym, żeby zaczęto o tym głośno mówić, bo w Lidze Siatkówki Kobiet mamy sporo klubów, którym przydałaby się dokładniejsza kontrola, by ograniczyć przypadki zawodniczek z kontraktami niewypłaconymi do końca. Sama mam związane z tym przykre doświadczenia. Lepsza weryfikacja klubów jak najbardziej by się przydała i mam nadzieję, że zarząd ligi w końcu pochyli się nad tą sprawą.
ZOBACZ WIDEO Świderski o sytuacji Stoczni: To nie tylko problem Szczecina, ale całej polskiej siatkówki