Dominika Pawlik: To nie krokodyle łzy. Tak wyglądało odejście Roberto Santillego (komentarz)

WP SportoweFakty / Asia Błasiak / Na zdjęciu: trener Roberto Santilli
WP SportoweFakty / Asia Błasiak / Na zdjęciu: trener Roberto Santilli

Roberto Santilli po niecałych dwóch sezonach pożegnał się z Indykpolem AZS Olsztyn i za kilka dni przejmie obowiązki trenera w Jastrzębskim Węglu. Czy można to porównać do tego, co zrobił Ferdinando de Giorgi? Nie, to zupełnie inny przypadek.

Ferdinando de Giorgi dostał propozycję z Cucine Lube Civitanova, w związku z tym poprosił Jastrzębski Węgiel o rozwiązanie kontraktu. Klub zgodził się ale pod warunkiem, że najpierw znajdzie jego następcę. Włoch początkowo miał zostać jeszcze do niedzielnego meczu z ONICO Warszawa. Ostatecznie Jastrzębie poinformowało o zakończeniu współpracy dzień przed wspomnianym starciem.

To fakty, które jednak wzbudzają emocje. Czy były trener reprezentacji Polski powinien to zrobić, skoro miał obowiązujący kontrakt, a władze traktowały szkoleniowca i jego wizję długofalowo? Czy fair było opuszczać klub w trakcie sezonu, tylko dlatego, że dostał propozycję z lepszego (grającego w Lidze Mistrzów, będącego w czołówce Serie A) zespołu? Każdy może to ocenić według własnego sumienia.

Jakie jest podobieństwo sprawy Ferdinando de Giorgiego a Roberto Santillego? Niewielkie. Łączy ich to, że zmieniają kluby w trakcie sezonu. Ten pierwszy sam tego chciał, poprosił o to pracodawcę. Ten drugi dostał propozycję, ale decyzję podjął wspólnie z klubami, Indykpolem AZS Olsztyn i Jastrzębskim Węglem. Nie zostawił też na lodzie ekipy ze stolicy Warmii, bowiem cały proces zakończył się dopiero w momencie, gdy udało się uzgodnić warunki z Michałem Gogolem.

Gdyby Ferdinando de Giorgi pojawił się podczas niedzielnego meczu, trudno powiedzieć, jak wyglądałoby rozstanie i w którą stronę pokierowałyby emocje kibiców. To zawodnicy nie chcieli, żeby do niego doszło, choć pierwotnie miał przecież pracować w Jastrzębiu jeszcze w starciu z ONICO.

ZOBACZ WIDEO: Michał Kołodziejczyk: Polskie kluby dają wiele Europie. Śmiechu

Roberto Santilli nie dostał i nie dostanie oficjalnej szansy pożegnania z kibicami Indykpolu AZS. Większość z nich jednak wiedziała, że to może być ostatni mecz trenera w Uranii, przynajmniej w olsztyńskich barwach.

Jeśli ktoś po meczu z Aluronem Virtu Wartą Zawiercie nie opuszczał hali zbyt szybko, widział, że Santilli był wyraźnie przygaszony. Nie tylko przez sam wynik, bo ten miał swoje pozytywne kwestie, ale przede wszystkim dlatego, że miał przekazać drużynie, że odchodzi.

Zawodnicy zdawali sobie sprawę z tego, że będzie musiało do tego dojść, ale jak w życiu - nawet kiedy jesteś przygotowany na czyjeś odejście, nie oznacza to, że jesteś w stanie je od razu zaakceptować i przyjąć do siebie, jak gdyby nigdy nic się nie stało.

Może nie wszyscy, ale na pewno większość zawodników Indykpola AZS, bardzo ceniła sobie współpracę z Santillim. Nie tylko jako z trenerem, ale po prostu jako człowiekiem. Być może po prostu wyczerpała się formuła między trenerem a drużyną, a władze klubu zobaczyły światełko w tunelu i zatrudnienie Michała Gogola, który jest zupełnie innym szkoleniowcem. I to właśnie on może nadać świeżości w szeregach zespołu. Nie zmienia to faktu, że Olsztyn będzie tęsknić za Santillim.

Komentarze (0)