Chytry plan Indykpolu AZS-u Olsztyn. Kuzbass Kemerowo nie skorzysta z tego w rewanżu

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: siatkarze Indykpolu AZS Olsztyn
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: siatkarze Indykpolu AZS Olsztyn

Indykpol AZS Olsztyn przegrał z Kuzbassem Kemerowo, ale dopiero po tie-breaku. Sześciogodzinna różnica czasu nie sprawiła problemu Akademikom, dzięki czemu wciąż mają szansę na awans do ćwierćfinału Pucharu CEV.

Kuzbass Kemerowo, drużyna prowadzona przez Tuomasa Sammelvuo, była zdecydowanym faworytem środowego starcia przed własną publicznością. Szczególnie w obliczu problemów kadrowych rywali i osłabieniu linii defensywy, mogli czuć się pewnie przed meczem.

Indykpol AZS Olsztyn do Rosji wyruszył w poniedziałek, bez kontuzjowanego Robberta Andringi i świeżo pozyskanego Marcina Wiki, a także bez nowego trenera, Michała Gogola. - Byliśmy nastawieni na trudne spotkanie. Kemerowo jest w czołówce ligi rosyjskiej, więc grając u siebie na pewno są bardzo silną drużyną. Widzieliśmy, że nie mamy nic do stracenia, więc chcieliśmy dać maksa. Przygotowywaliśmy się do tego meczu rzetelnie, staraliśmy się z trenerem sprawić, żeby zawodnicy wiedzieli dobrze, co mają robić i żeby byli dobrze nastawieni - mówił po meczu Mateusz Nykiel, który w spotkaniu pełnił podwójną funkcję. Obowiązki pierwszego trenera piastował Marcin Mierzejewski, natomiast jego asystentem był równocześnie statystyk olsztyńskiego klubu.

- Możemy być zadowoleni z tego wyniku, bo mecz nie zaczął się dla nas najlepiej. Pierwszy set był na styku, drugi bez historii. Kemerowo zaczęło nas bombardować zagrywką, a my nie umieliśmy tego przetrzymać. Na szczęście wróciliśmy, mieliśmy dużą przewagę, która zaczęła topnieć, ale utrzymaliśmy ją do końca, co nas wzmocniło mentalnie. W czwartej odsłonie głównie goniliśmy rywali, ale świetną serię zanotował Paweł Woicki, który nękał floatem Rosjan. Udało nam się doprowadzić do tie-breaka. Z perspektywy całego spotkania możemy być zadowoleni, bo dwa sety mogą być bardzo cenną zaliczką przed rewanżem w Uranii. Pozostaje jednak lekki niedosyt - dodał członek sztabu szkoleniowego Akademików.

To właśnie zagrywka była główną bronią zespołu gospodarzy. To zespół złożony z bombardierów, na czele z Wiktorem Poletajewem. - Wiedzieliśmy, że to nie drużyna, która bryluje w bloku, bo ich najlepszym blokującym jest właśnie atakujący. Zdawaliśmy sobie z tego sprawę, że trzeba z tego korzystać i grać, jak najwięcej środkiem, bo ich środkowi nie pilnują pierwszego tempa rywali - wyjaśnił Nykiel. I tak też się działo. Paweł Woicki, równie chętnie co w rozgrywkach ligowych, korzystał z Miłosza Zniszczoła i Pawła Pietraszki.

ZOBACZ WIDEO "Podsumowanie tygodnia". Losowanie Ligi Mistrzów: "Będą szły iskry"

Wydawało się, że największym utrudnieniem będzie przestawienie na czas rosyjski. Sześciogodzinna różnica jest spora, nie wszyscy są w stanie szybko wyregulować swoje organizmy. Indykpol AZS postanowił jednak funkcjonować tak, jakby nadal był w Polsce.

Spotkanie było rozgrywane o godzinie 19. czasu miejscowego, czyli o 13. czasu polskiego. W ostatnim czasie olsztynianie trenowali o tej właśnie porze, do czego organizmy siatkarzy były więc przyzwyczajone. - To był bardzo dobry pomysł, żeby pozostać na naszym czasie. W rzeczywistości wyglądało to tak, że szliśmy rytmem polskim, jeśli chodzi o spanie. Kładliśmy się w takich porach, jak normalnie robilibyśmy to w Polsce. Dzięki temu zawodnicy dobrze się czuli i problemem mogłoby być, gdybyśmy starali się przestawić na miejscowy czas za wszelką cenę. Różnica jest jednak duża i mogłoby się to odbić na spotkaniu - wyjaśnił Mateusz Nykiel.

Z tego rozwiązania trudno będzie skorzystać rosyjskim siatkarzom. Mecz w Uranii odbędzie się o godz. 18. polskiego czasu, a w Kemerowie będzie wówczas północ. Spotkanie to zaplanowano na 15 stycznia. Poprowadzi je już nowy trener Akademików i jest duże prawdopodobieństwo, że do dyspozycji będzie miał już wszystkich zawodników.

Źródło artykułu: