Kuzbass Kemerowo, drużyna prowadzona przez Tuomasa Sammelvuo, była zdecydowanym faworytem środowego starcia przed własną publicznością. Szczególnie w obliczu problemów kadrowych rywali i osłabieniu linii defensywy, mogli czuć się pewnie przed meczem.
Indykpol AZS Olsztyn do Rosji wyruszył w poniedziałek, bez kontuzjowanego Robberta Andringi i świeżo pozyskanego Marcina Wiki, a także bez nowego trenera, Michała Gogola. - Byliśmy nastawieni na trudne spotkanie. Kemerowo jest w czołówce ligi rosyjskiej, więc grając u siebie na pewno są bardzo silną drużyną. Widzieliśmy, że nie mamy nic do stracenia, więc chcieliśmy dać maksa. Przygotowywaliśmy się do tego meczu rzetelnie, staraliśmy się z trenerem sprawić, żeby zawodnicy wiedzieli dobrze, co mają robić i żeby byli dobrze nastawieni - mówił po meczu Mateusz Nykiel, który w spotkaniu pełnił podwójną funkcję. Obowiązki pierwszego trenera piastował Marcin Mierzejewski, natomiast jego asystentem był równocześnie statystyk olsztyńskiego klubu.
- Możemy być zadowoleni z tego wyniku, bo mecz nie zaczął się dla nas najlepiej. Pierwszy set był na styku, drugi bez historii. Kemerowo zaczęło nas bombardować zagrywką, a my nie umieliśmy tego przetrzymać. Na szczęście wróciliśmy, mieliśmy dużą przewagę, która zaczęła topnieć, ale utrzymaliśmy ją do końca, co nas wzmocniło mentalnie. W czwartej odsłonie głównie goniliśmy rywali, ale świetną serię zanotował Paweł Woicki, który nękał floatem Rosjan. Udało nam się doprowadzić do tie-breaka. Z perspektywy całego spotkania możemy być zadowoleni, bo dwa sety mogą być bardzo cenną zaliczką przed rewanżem w Uranii. Pozostaje jednak lekki niedosyt - dodał członek sztabu szkoleniowego Akademików.
To właśnie zagrywka była główną bronią zespołu gospodarzy. To zespół złożony z bombardierów, na czele z Wiktorem Poletajewem. - Wiedzieliśmy, że to nie drużyna, która bryluje w bloku, bo ich najlepszym blokującym jest właśnie atakujący. Zdawaliśmy sobie z tego sprawę, że trzeba z tego korzystać i grać, jak najwięcej środkiem, bo ich środkowi nie pilnują pierwszego tempa rywali - wyjaśnił Nykiel. I tak też się działo. Paweł Woicki, równie chętnie co w rozgrywkach ligowych, korzystał z Miłosza Zniszczoła i Pawła Pietraszki.
ZOBACZ WIDEO "Podsumowanie tygodnia". Losowanie Ligi Mistrzów: "Będą szły iskry"
Wydawało się, że największym utrudnieniem będzie przestawienie na czas rosyjski. Sześciogodzinna różnica jest spora, nie wszyscy są w stanie szybko wyregulować swoje organizmy. Indykpol AZS postanowił jednak funkcjonować tak, jakby nadal był w Polsce.
Spotkanie było rozgrywane o godzinie 19. czasu miejscowego, czyli o 13. czasu polskiego. W ostatnim czasie olsztynianie trenowali o tej właśnie porze, do czego organizmy siatkarzy były więc przyzwyczajone. - To był bardzo dobry pomysł, żeby pozostać na naszym czasie. W rzeczywistości wyglądało to tak, że szliśmy rytmem polskim, jeśli chodzi o spanie. Kładliśmy się w takich porach, jak normalnie robilibyśmy to w Polsce. Dzięki temu zawodnicy dobrze się czuli i problemem mogłoby być, gdybyśmy starali się przestawić na miejscowy czas za wszelką cenę. Różnica jest jednak duża i mogłoby się to odbić na spotkaniu - wyjaśnił Mateusz Nykiel.
Z tego rozwiązania trudno będzie skorzystać rosyjskim siatkarzom. Mecz w Uranii odbędzie się o godz. 18. polskiego czasu, a w Kemerowie będzie wówczas północ. Spotkanie to zaplanowano na 15 stycznia. Poprowadzi je już nowy trener Akademików i jest duże prawdopodobieństwo, że do dyspozycji będzie miał już wszystkich zawodników.