Finał Joanny Wołosz, czyli od zera do bohatera. "Nie zatrzymujemy się, stać nas na wygraną"

Rozgrywająca polskiej kadry siatkarek po raz drugi w karierze zagra o złoto Ligi Mistrzyń i czuje się gotowa na najważniejszy mecz w karierze. - Jeżeli wszystko działa jak należy, jesteśmy nie do zatrzymania - mówiła Joanna Wołosz o swojej drużynie.

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
Joanna Wołosz WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: Joanna Wołosz
Imoco Volley Conegliano nie miało niemal żadnych trudności w półfinałowym dwumeczu Ligi Mistrzyń z Fenerbahce Opet Stambuł. Mistrzynie Włoch dwukrotnie pokonały Żółte Anioły ze Stambułu 3:0, a kierująca gra Imoco Joanna Wołosz przyćmiła swoimi występami rozgrywającą rywalek Anę Antonijević. Zresztą niemal wszystkie zawodniczki Fenerbahce na tle rywalek zdawały się zgaszone, stłamszone i pozbawione wiary w awans do finału rozgrywanego w Berlinie.

- Nie było mowy o zaskoczeniu, bo w pierwszym meczu grałyśmy bardzo dobrze, a rywal popełnił dużo błędów i raczej nie zastanawiałyśmy się nad przyczynami gorszej postawy Fenerbahce. Nastawiałyśmy się raczej na to, że w pewnym momencie przeciwnik się obudzi i wróci do swojej najlepszej gry, dlatego wymagałyśmy od siebie maksymalnej koncentracji. Po przejściu ćwierćfinału wiedziałyśmy, że nie możemy się zadowolić półfinałem i trzeba iść dalej. Wykorzystałyśmy okazję i od pierwszej do ostatniej piłki byłyśmy na tyle zmotywowane, by dopiąć swojego celu - mówiła w rozmowie z naszym portalem Wołosz.

Liga Mistrzyń: będzie włoski finał. Igor Gorgonzola Novara wygrał wojnę nerwów

Biorąc pod uwagę, że jeszcze w lutym tego roku klub Wołosz był na skraju odpadnięcia z Ligi Mistrzyń już po fazie grupowej, a w pierwszym meczu ćwierćfinału Eczacibasi Vitra Stambuł bez trudu poskromiło Pantery z Conegliano i pokonała je 3:0, awans Imoco do wielkiego finału LM to powód do przecierania oczu ze zdumienia. Niewiele osób wierzyło w to, że drużyna Wołosz odwróci losy rywalizacji z Eczacibasi i wygra złotego seta (15:10) na terenie potężnego przeciwnika.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa" #6. Liga Mistrzów, "TurboGrosik" w formie, strajk trenerów i piękne historie Lewandowskiego oraz Piątka [cały odcinek]

- Po meczu uznałyśmy w drużynie, że najlepiej nasza drogę w Lidze Mistrzyń opisuje hasło "od zera do bohatera", bo na dobrą sprawę tak to wyglądało. O mały włos nie wyszłyśmy z grupy, a potem w pierwszym meczu ćwierćfinału z Eczacibasi po prostu zebrałyśmy bęcki i trudno było być w takiej sytuacji optymistą. Ale mimo wszystko dokonałyśmy czegoś niemożliwego, bo chyba tak należy określić wygranie meczu złotego seta w starciu z tak silną drużyną. Mam nadzieję, że po tylu ciekawych historiach z Ligą Mistrzyń już się nie zatrzymamy. Oby w finale był ogień - stwierdziła z pewnością siebie polska rozgrywająca.

Co było kluczowe w ostatnich pucharowych meczach Imoco Volley Conegliano: chłodna głowa opierająca się presji wyniku i zdenerwowaniu czy wiara we własne, wysokie umiejętności? - Decydowało wszystko po trochu. Po pierwszym meczu z Eczacibasi wszystkie byłyśmy złe na siebie i wiedziałyśmy, że to był nasz najsłabszy występ w sezonie. Miałyśmy świadomość, że wystarczy podnieść choć trochę poziom gry, wrócić do swojej siatkówki i wszystko może się wydarzyć. Wygranie Ligi Mistrzyń to cel każdej z nas i ten cel cały czas prowadzi nas do przodu. Wierzymy, że jesteśmy zespołem, który stać na takie osiągnięcie i zasługuje na nie. Mamy świetną drużynę i to ona stanowi o sile Imoco: nie było spotkania, które wygrałaby nam jedna zawodniczka, na zwycięstwa zawsze pracuje grupa. Jeżeli wszystko działa jak należy, jesteśmy nie do zatrzymania - tak odpowiedziała na to pytanie Joanna Wołosz.

Tym samym nasza rodaczka po raz drugi zagra o złoto Ligi Mistrzyń i ma szansę zdobyć trofeum, którego nie mają w swoim dorobku Katarzyna Skowrońska-Dolata czy Katarzyna Skorupa. W 2015 roku Yamamay Busto Arsizio z Wołosz w składzie sensacyjnie awansowało do finału LM, ale w nim zdecydowanie lepsze okazało się Eczacibasi Stambuł.

- To była zupełnie inna historia, wtedy zrobiliśmy niespodziankę i chyba nikt nie zakładał, że znajdziemy się wtedy w finale. Dość łatwa wygrana z Chemikiem Police w półfinale LM była wtedy naszym szczytem możliwości. Podchodziłyśmy do finału z przekonaniem, że nie mamy nic do stracenia, ale mierzyłyśmy się z wielkim Eczacibasi i naprawdę poważnymi nazwiskami w jego składzie. Mam już za sobą dwa turnieje Final Four i teraz moim celem jest wygranie Ligi Mistrzyń. Wiem, że możemy to zrobić, niezależnie od tego, z kim zagramy w finale. W nim szanse będą się rozkładały po równo i wszystko może się wydarzyć - deklarowała reprezentantka Polski.

Teraz już wiemy, że 18 maja w Berlinie Imoco zagra o tytuł najlepszego klubu Europy z zespołem dobrze znanym z krajowych rozgrywek, Igorem Gorgonzola Novara. Kiedy rozmawialiśmy z Wołosz, drugi półfinał LM wciąż trwał, a była siatkarka Chemika Police zdradziła, dlaczego liczy na ponowne spotkanie z Giovannim Guidettim.

- Z pewnością wiele osób chciałoby dwóch włoskich klubów w finale, ale osobiście liczę na Vakifbank, bo to byłby ciekawy rewanż za zeszły sezon i porażkę w półfinale LM. A poza tym po tamtym meczu założyłam się z trenerem Guidettim, że za rok spotkamy się w finale i tym razem to moja drużyna wygra. I bardzo bym chciała, żeby ten nasz zakład doszedł do skutku - wyjaśniła Polka. Ona wypełniła swoją część zakładu, natomiast włoski trener VakifBanku musiał przełknąć gorycz porażki po przegranym 14:16 złotym secie z drużyną Massimo Barboliniego.

Pierwszy od pięciu lat finał Ligi Mistrzów bez Wilfredo Leona. "W takich chwilach muszę pamiętać, że to tylko sport"

Czy Joanna Wołosz zdobędzie w tym roku złoto Ligi Mistrzyń?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×