Krzysztof Ignaczak walczy o odzyskanie dawnego blasku Asseco Resovii Rzeszów. "Taki postawiłem sobie cel"

WP SportoweFakty / Asia Błasiak / Na zdjęciu: Krzysztof Ignaczak
WP SportoweFakty / Asia Błasiak / Na zdjęciu: Krzysztof Ignaczak

- Jestem przekonany, że już niedługo Podpromie będzie taką twierdzą, jaką kilka lat temu budowałem wspólnie z kolegami na parkiecie - mówi były siatkarz, a obecnie prezes Asseco Resovii Rzeszów, Krzysztof Ignaczak.

"Igła" rozegrał w reprezentacji Polski ponad 300 spotkań, a zwieńczeniem jego kariery w biało-czerwonych barwach był złoty medal mistrzostw świata, wywalczony w 2014 r. na polskich parkietach. Patrząc na dokonania klubowe, to największe sukcesy osiągnął w Asseco Resovii Rzeszów, z którą m.in trzykrotnie zdobył mistrzostwo kraju oraz srebrny medal Ligi Mistrzów w sezonie 2014/2015. 5 grudnia 2018 roku został oficjalnie prezesem tego klubu licząc na to, że przywróci dawną świetność ekipy z Podpromia.

Czytaj także: Kto zastąpi Bartosza Kurka w walce o udział w igrzyskach olimpijskich? Zapytaliśmy fachowców
 
Adrian Nuckowski, WP SportoweFakty: Na początek chciałbym wrócić wspomnieniami do 21 września 2014 roku. Czy był to najpiękniejszy dzień w pana sportowej karierze?

Krzysztof Ignaczak: Dla każdego sportowca dzień, w którym zdobywa złoty medal mistrzostw świata jest piękny. Ten sukces był zwieńczeniem ciężkiej pracy, jaką wspólnie z kolegami wykonaliśmy przez wiele lat. Było to ukoronowanie mojej reprezentacyjnej przygody. Wywalczyliśmy wiele krążków dla Polski na różnych imprezach i każdy z nich smakował inaczej. Gdybym jednak miał ustalać hierarchię osiągnięć to z pewnością tamten sukces był jednym z najważniejszych w mojej karierze. 
[b]ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". VAR największym problemem współczesnej piłki? "Mecz z VAR-em i bez to dwie różne dyscypliny sportu"

[/b]

Czy był taki moment, w którym poczuł pan, że czas zakończyć sportową karierę?
 
Im człowiek jest starszy, tym ma większy bagaż doświadczeń oraz więcej przemyśleń dotyczących dalszej przyszłości. W pewnym momencie zaczynały pojawiać się myśli odnośnie zakończenia kariery. Powiedziałem sobie jednak, że dopóki zdrowie pozwoli, to dalej będę grał w siatkówkę. Miałem na uwadze jednak to, aby nie zejść poniżej pewnego poziomu oraz żeby kibice zapamiętali mnie jako człowieka, który miał charakter zwycięzcy. Tytuł mistrza świata pozwolił mi więc zakończyć pewien etap mojej kariery. Już wtedy mogłem spać spokojnie, ponieważ miałem godnego następcę w postaci Pawła Zatorskiego. Wracając do pańskiego pytania to ten moment przyszedł z dnia na dzień. Byłem dziewięć lat (2007-2016 - przyp. red.) zawodnikiem ekipy z Rzeszowa i bardzo chciałem powiedzieć "pas" w moim dziesiątym roku gry w tej drużynie. Klub miał wówczas niestety inną wizję i nie chciał kontynuować ze mną współpracy. Zawsze chciałem walczyć o najwyższe cele i gra w trochę gorszych klubach nie bardzo mnie już interesowała. Doszedłem wtedy do wniosku, że to odpowiedni moment, aby definitywnie zakończyć sportową karierę i rozpocząć nowy etap w swoim życiu.

Czy gdy otrzymał pan propozycję powrotu na Podpromie, gdzie spędził prawie dziesięć lat swojego sportowego życia, to długo zastanawiał się pan nad objęciem posady prezesa tego klubu?
 
Bardzo długo. Nie była to dla mnie łatwa decyzja. Tak, jak pan wspomniał grałem w tej drużynie przez bardzo długi czas swojej klubowej kariery, więc można powiedzieć, że Rzeszów to mój drugi dom. Uważam, że jestem w stanie sprostać oczekiwaniom i przywrócić tej ekipie dawny blask. Nie będzie to łatwe zadanie, ale będziemy ciężko pracować, aby wrócić do walki o najwyższe cele. Taki postawiłem sobie cel. Liczę na to, że po słabszym sezonie 2018/2019 zespół Resovii będzie walczył o wysokie pozycje w PlusLidze oraz Pucharze Polski, a w późniejszym czasie także na europejskim szczeblu.

Został pan prezesem Asseco Resovii Rzeszów w momencie, kiedy drużyna zajmowała ostatnie miejsce w ligowej tabeli. Atmosfera w klubie była mocno napięta w tamtym czasie?
 
Tak. Każdy zdawał sobie sprawę, że drużyna gra zdecydowanie poniżej oczekiwań. Rzeszów to miasto, które w znacznym stopniu kojarzy się z siatkówką. Mamy świetnych, ale jednocześnie wymagających kibiców, dlatego czuliśmy niezadowolenie z ich strony. Obecny sezon w naszym wykonaniu powodował odmienne nastroje. Potrafiliśmy prezentować znakomitą siatkówkę, jak choćby podczas klubowych Mistrzostw Świata, czy w meczach ligowych przeciwko drużynom z Bełchatowa oraz Kędzierzyna-Koźla. Z drugiej strony pojawiały się ogromne wpadki, jak ta w meczu z Będzinem. W ostatecznym rozrachunku zabrakło nam kilku punktów w meczach ze słabszymi rywalami, aby awansować do czołowej szóstki w lidze. Uważam, że takie porażki jeszcze bardziej nasilały frustrację wśród naszych kibiców.

Przed rozpoczęciem sezonu 2018/2019, patrząc na skład rzeszowian stawiało się tę drużynę w gronie faworytów do minimum czołowej szóstki PlusLigi. Jaki był pańskim zdaniem powód, tak słabej dyspozycji tego zespołu, szczególnie na początku sezonu?
 
Moim zdaniem nie ma sensu wracać do tego co było i rozdrapywać ran. Musimy wyciągnąć odpowiednie wnioski. Każdy z zawodników dał z siebie 100 proc., sztab szkoleniowy wykonał bardzo dobrą pracę, więc należą im się podziękowania za ten sezon. Taki jest sport. Ktoś musi wygrać, ktoś musi przegrać. Czasem najmniejsze szczegóły decydują o końcowym wyniku. Drużyna to zbiór kilkunastu zawodników, którzy wspólnie ze sztabem szkoleniowym muszą znaleźć wspólny język. Nie zawsze każdy ma dobry dzień. Mamy pewne przemyślenia, które chcemy wprowadzić w życie i głęboko wierzę w to, że od nowego sezonu powrócimy do walki o najwyższe lokaty.

Czy rozwiązanie kontraktu z Rafaelem Redwitzem mocno wpłynęło w tamtym czasie na atmosferę w szatni?
 
Osobiście znam go jeszcze z czasów mojej gry w Resovii. Jest to bardzo poukładany i sympatyczny człowiek. Dziś mogę mu podziękować za serce oraz pracę, jaką włożył w ten zespół. Rozwiązanie kontraktu z Rafą wiązało się tym, że klub był źle skonstruowany pod względem liczby zagranicznych zawodników. Musieliśmy dać szansę gry na pozycji rozgrywającego reprezentantowi naszego kraju, dlatego w jego miejsce zatrudniliśmy Łukasza Kozuba. Była to dla mnie bardzo trudna decyzja. Będąc na fotelu prezesa trzeba jednak podejmować ruchy pod kątem dobra całej drużyny.

Czy zwolnienie trenera Gheorghe Cretu wiązało się bezpośrednio z brakiem wykonania planu minimum, jakim niewątpliwie był awans do czołowej szóstki PlusLigi?
 
Niekoniecznie. Trener Cretu wiedział już znacznie wcześniej, że po sezonie nie będzie kontynuował pracy z klubem. Mimo tego zachował się bardzo profesjonalnie. Jest to człowiek, od którego nigdy nie usłyszałem narzekań. Mimo licznych kontuzji w drużynie był naprawdę blisko od wywalczenia miejsca w czołowej szóstce. Podziękowaliśmy mu z całego serca za zaangażowanie oraz wysiłek, jaki włożył przez te kilka miesięcy pracy w Rzeszowie.

Czy może pan potwierdzić informację, że Piotr Gruszka zostanie nowym trenerem Asseco Resovii Rzeszów?
 
Rynek transferowy ciągle trwa. Kilka osób opuści naszą drużynę, kilka przywitamy na naszym pokładzie. Odnośnie Piotra to ani nie potwierdzam, ani nie zaprzeczam. Polecam śledzić nasze media społecznościowe.

Czy prowadził pan rozmowy z Vitalem Heynenem? Dużo mówiło się o tym, że jest on poważnym kandydatem na szkoleniowca rzeszowian.
 
Rozmawiałem z Vitalem kilka miesięcy temu odnośnie jego pracy w Rzeszowie już w trakcie sezonu 2018/2019. Powiedział, że chcę tylko skoncentrować się na reprezentacji Polski.

Czy skład Asseco Resovii Rzeszów na przyszły sezon to autorskie zestawienie Krzysztofa Ignaczaka, czy jednak konsultował pan ruchy transferowe z innymi członkami klubu?
 
Wszystkie możliwe transfery konsultowałem w porozumieniu z przyszłym trenerem drużyny, biorąc oczywiście pod uwagę budżet, jaki mamy do dyspozycji. To co obserwujemy na rynku włoskim spowodowało, że ceny zawodników osiągnęły już niebotyczne, jak na polskie realia sumy. Robimy jednak wszystko, aby nasz skład już na przyszły sezon był bardzo mocny.

Zbigniew Bartman, Marcin Komenda, Tomas Rousseaux. Czy może pan potwierdzić, że tych zawodników zobaczymy w przyszłym sezonie w barwach Resovii oraz na jakich pozycjach planujecie jeszcze wzmocnienia?
 
Z wymienionej trójki mogę potwierdzić jedynie Marcina Komendę, który ma już podpisaną umowę. Co do reszty zawodników, to będziemy na bieżąco informować kibiców o naszych kolejnych decyzjach. 

Czy planujecie uhonorować Łukasza Perłowskiego, który niedawno zakończył karierę, grając przez prawie 15 lat w tym klubie?
 
Jest kilka możliwości, aby mógł godnie pożegnać się kibicami na Podpromiu. Takiemu zawodnikowi, jak Łukasz należy się szczególna chwila na podziękowania za wieloletnią współpracę w Rzeszowie. Będziemy chcieli ustalić konkretny termin takiego spotkania z fanami lub oficjalnego meczu.

Jakie cele postawił pan przed zespołem na sezon 2019/2020?
 
Przede wszystkim chciałbym, aby była to drużyna walcząca w każdym meczu oraz przyciągająca kibiców na halę. Jeśli tak się stanie, to jestem przekonany, że już niedługo Podpromie będzie taką twierdzą, jaką kilka lat temu budowałem wspólnie z kolegami na parkiecie. Chcemy walczyć o mistrzostwo oraz Puchar Polski, ale dobrze wiemy, że inne zespoły także szykują wzmocnienia. Zapowiada się kolejny pasjonujący sezon, w którym ponownie będzie kilka ekip walczących o najwyższe cele. Głęboko wierzę, że jedną z nich będzie Resovia.

Zobacz również: Serie A: zespół Bartosza Bednorza rozbił ekipę Wilfredo Leona i doprowadził do piątego meczu

Komentarze (0)