Liga Narodów Kobiet. Krzysztof Sędzicki: Nie jesteśmy (na razie) szóstym zespołem świata (komentarz)

Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: siatkarki reprezentacji Polski
Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: siatkarki reprezentacji Polski

Przed żeńską reprezentacją Polski turniej finałowy Ligi Narodów. Niech pierwszy kamieniem rzuci ten, kto przed startem rozgrywek wierzył, że tak się stanie. Oczywiście to wypadkowa wielu czynników, ale cieszę się, że z niej korzystamy.

Przede wszystkim nie można mierzyć kobiecej kadry miarą kadry męskiej. W tej drugiej trener Vital Heynen mógł sobie pozwolić na grę blisko trzydziestoma zawodnikami i - jak się okazało - to także zaprowadziło drużynę do turnieju finałowego Ligi Narodów. U naszych pań trener Jacek Nawrocki wraz z całym sztabem buduje wszystko od podstaw. Owszem, buduje już cztery lata, ale to naprawdę mozolna praca. Imprezą docelową na razie są mistrzostwa Europy na przełomie sierpnia i września, których jesteśmy współgospodarzami. A potem będziemy martwić się dalej.

Cały czas do nadrobienia jest pokoleniowa dziura, która kończy się mniej więcej przy rocznikach 1994/1995, czyli zawodniczkach, które mają obecnie po 24-25 lat. W całej szerokiej, 30-osobowej kadrze powołanej na ten sezon mamy tylko dziewięć starszych siatkarek. Teraz dopiero nadchodzi nowe pokolenie z Marią Stenzel, Julią Nowicką i Magdaleną Stysiak na czele, dla których to dopiero pierwsze poważne granie w seniorskiej kadrze. I to nie w roli rezerwowych, a tych, które wychodzą w szóstce.

Zobacz także składy drużyn na turniej finałowy Ligi Narodów

Stąd musimy być wyrozumiali dla pewnych rzeczy, które zdarzyły się podczas fazy interkontynentalnej. Wałkowane już często wysokie prowadzenie w końcówkach setów i porażka to coś, co na pewno boli. Problem w tym, że takie błędy wybacza Liga Siatkówki Kobiet, która stoi na takim poziomie, a nie innym. Dlatego każdy mecz w Lidze Narodów dla tej reprezentacji to doświadczenie, z którego trzeba czerpać garściami. To tutaj właśnie dużo więcej waży każda zepsuta zagrywka czy nieskuteczny pierwszy atak.

ZOBACZ WIDEO Niezniszczalna. Joanna Jóźwik wygrała z kontuzją [cała rozmowa]

Już od kilku dni chodziło mi po głowie zdanie, że choć awansowaliśmy do Final Six Ligi Narodów, nie oznacza to, że mamy prawo uważać się za szósty zespół świata. Trener Nawrocki w wywiadzie dodał nawet, że "nie jesteśmy nawet dziewiątym czy piętnastym. Ale nie jesteśmy też dwudziestym piątym, jak mówi ranking FIVB". Wiemy przecież, że drużyny pokroju Serbii, Holandii czy Rosji stać na dużo więcej. Tu trzeba było skorzystać z takiej trochę "polaczkowej" zasady: "jak dają, to trzeba brać". W tym wypadku z czystym sumieniem warto było brać.

Zwłaszcza, że w siatkówce zdarza się przecież, że o wygranej decyduje dyspozycja dnia. Być może któraś z wiodących postaci po drugiej stronie siatki akurat się nie wyśpi albo przytrafi jej się jakaś tajemnicza niemoc. Warto wtedy to wykorzystać. Tu mam na myśli spotkanie z Amerykankami, z którymi zagramy w grupie w turnieju finałowym. Nasze panie, gdy rywalizowały z USA w fazie zasadniczej, miały szansę, by wyjść na prowadzenie 2:0. Inna sprawa, że po tym, jak zrobiło się 1:1, w dwóch kolejnych odsłonach zespół Karcha Kiraly'ego zmiótł nas z boiska. Ale chodzi o to, żeby właśnie takie chwile słabości przeciwnika wykorzystywać.

Ocenianie postępów tej drużyny według mnie trzeba mierzyć od zera. Mija pięć i pół roku odkąd uśmiechnięte Belgijki zlały naszą kadrę w Łodzi podczas kwalifikacji do mistrzostw świata w łódzkiej Atlas Arenie. Wówczas reprezentacja Polski zbudowana została według zasady: "wszystkie ręce na pokład". Trener Nawrocki, który rozpoczął pracę w 2015 roku musiał budować zespół praktycznie od początku. Z tego, co było w naszej lidze, nie tylko na najwyższym poziomie rozgrywkowym, ale także na zapleczu ekstraklasy.

W tej chwili sztab nie ma takiego bogactwa wyboru, by dobrać po pięć zawodniczek na jedną pozycję i rotować składem jak Vital Heynen. Wciąż dopiero krystalizuje się grupa, na której będzie można oprzeć ciężar gry podczas mistrzostw Europy. Niestety często nasi trenerzy muszą stawiać na wariant pt. "tym najmniej stracimy", a nie "tym najwięcej zyskamy", choć czasami te pojęcia próbują się pokrywać. Ale jeśli Magdalena Stysiak po trzech kiepskich przyjęciach dołoży trzy znakomite ataki i odciąży Malwinę Smarzek-Godek, a Martyna Grajber choć nie skończy kilku piłek, podbije kilka trudnych piłek obronie i pomoże w przyjęciu (co już robiła w fazie interkontynentalnej i z tych zadań wywiązywała się bardzo dobrze), to chyba nie będziemy mieli nic przeciwko, prawda? Chodzi o to, by zgrać wszystko co najlepsze w jednym miejscu i jednym czasie.

Mimo, że do techniki Brazylijek czy umiejętności Amerykanek naszej reprezentacji jeszcze sporo brakuje, na wolę walki nie mamy prawa narzekać. Dziewczyny chcą walczyć i wygrywać. Tego wymaga od nich trener Nawrocki, tego i my możemy oczekiwać. Co ugramy, to nasze, byle z serduchem. Tą zasada kierujmy się podczas Final Six.

Krzysztof Sędzicki

Zobacz inne felietony autora ->

Komentarze (3)
avatar
Andrzej Przybylowski
3.07.2019
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Uważam że zespoł jest przecietny,napewno nie powinno być miejsca w tej drużynie dla Efimienko ktora jest b. słaba,Kąkolewska ktora zeby nie wzrost to kompletne dno.Bardzo dobra Stenzel,Alagiers Czytaj całość
avatar
JJS
2.07.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Już osiągneły b.dużo a co będzie w finale zobaczymy.Trenera siiiiię nie czepiajcie to prawdziwy dobry fachowiec,wyciągnoł drużyne z niebytu.Wada nie jest "artystą" w stylu włoskim. 
avatar
krytyk65
2.07.2019
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Żebyśmy jeszcze mieli trenera z "górnej półki". Z całym szacunkiem ale p. Nawrockiego przerasta ta funkcja. Drużyna ma potencjał, potrzeba reżysera, a wyniki zaskoczą cały świat.