Mistrzostwa Europy siatkarek. Grzegorz Wojnarowski: Podbój siatkarskiego kosmosu właśnie się zaczął (komentarz)

WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: reprezentacja Polski siatkarek
WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: reprezentacja Polski siatkarek

Dwa przegrane w Turcji mecze nie mogą zmienić oceny występu Polek na ME - 4. miejsce to duże osiągnięcie. Do medali potrzeba już naprawdę niewiele - trochę więcej doświadczenia, ogrania w meczach pod presją i jednej siatkarskiej olbrzymki.

Nie dojechały do Ankary, pękły, były dziewczynami do bicia. Niedzielny kibic kobiecej siatkówki, a takich w ostatnich dniach sporo przybyło, właśnie w ten sposób może ocenić występ reprezentacji Polski w fazie finałowej mistrzostw Europy siatkarek 2019. Patrząc jedynie na wyniki, trudno się nie zgodzić - w półfinale Turczynki zbiły nas dotkliwie w trzech z czterech setów, w meczu o trzecie miejsce Włoszki trzymały pod wodą od początku do końca.

Ale to bardzo powierzchowne, krzywdzące i nieprawdziwe spojrzenie na występ Biało-Czerwonych. Prawda jest taka, że Polki zrobiły w Turcji tyle, ile na tę chwilę są w stanie zrobić. Awansowały do najlepszej czwórki bardzo trudnego i wymagającego turnieju. Nie nazwę tego wielkim sukcesem, w tak siatkarskim kraju jak nasz nazywanie nim miejsca poza podium jest brakiem szacunku dla samych zawodniczek. To jednak bez wątpienia duże i ważne osiągnięcie. Dlaczego?

Jacek Nawrocki budował tę kadrę od fundamentów. Gdy zaczynał, Biało-Czerwone miały niewiele do zaoferowania, zwłaszcza po tym jak odeszły zawodniczki, które pamiętały jeszcze wspaniałą erę "Złotek". O sam awans na ME trzeba było wtedy walczyć w barażu z Białorusią. W eliminacjach mistrzostw świata przed własną publicznością biły nas Czeszki, a Serbki nie dawały wyjść z 16 punktów w secie. W II dywizji World Grand Prix trzeba było grać z Kanadą, Peru, Kazachstanem czy Kolumbią.

ZOBACZ WIDEO: Mistrzostwa Europy siatkarek. Włochy - Polska. Jacek Nawrocki: Brakuje nam jeszcze, by wygrywać takie mecze

Po czterech latach pracy Nawrockiego, czterech latach mozolnego nadrabiania zaległości i zbliżania się do światowej czołówki, jesteśmy czwartą drużyną Europy i jedną z sześciu najlepszych w World Grand Prix. Potrafimy nastraszyć mistrzynie świata Serbki, przed własną publicznością wygrać z wicemistrzyniami Włoszkami.

Zobacz także:
Malwina Smarzek-Godek: Chciałoby się więcej. Nie cieszymy się z 4. miejsca
Jacek Nawrocki: Może te dwa przegrane mecze przygotują nas na przyszłość

Nie jesteśmy jeszcze na poziomie tych drużyn, ale brakuje nam już naprawdę niewiele. Jeszcze trochę ogrania, więcej meczów o wysoką stawkę, rozegranych pod dużą presją. I jednego siatkarskiego "potwora", naszej własnej Tijany Bosković czy Paoli Egonu. Zawodniczki, której rywalki będą się bały.

A kandydatki do takiej roli mamy dwie. Malwina Smarzek-Godek już bije punktowe rekordy kadry Polski, już rozgrywa kapitalne spotkania, choć jeszcze nie przeciwko najlepszym z najlepszych. Ma jednak dopiero 23 lata, świetnie się rozwija i za rok, dwa może wskoczyć na półkę wymienionych Bosković i Egonu.

Może to zrobić również Magdalena Stysiak, najwyższa siatkarka w historii reprezentacji Polski. Ta mierząca aż 203 centymetry dopiero w grudniu skończy 19 lat, a już potrafi bardzo dużo. Ma dość talentu, by stać się najlepszą ofensywną przyjmująca świata. Potrzebuje, tylko i aż, czasu, mądrej pracy i zdrowia.

Najbliższy sezon spędzi w Scandicci, jednym z najlepszych klubów włoskiej Serie A. To dobre miejsce, by wskoczyła na dobre wskoczyła na "international level", zaczęła być nazywana olbrzymką nie tylko ze względu na swój wzrost. A jeśli to zrobi, zakończy się budowa siatkarskiego, nomen omen, wieżowca, którą kilka lat temu Nawrocki zaczynał praktycznie od poziomu morza.

Teraz jesteśmy na poziomie, z którego do medali ważnych imprez jest tylko jeden krok. Dziewczyny, wy wiecie o tym najlepiej. Wiecie też co zrobić, żeby ten krok wykonać i stać się nowymi "Złotkami" - drużyną, którą pokocha cała Polska.

Tym razem z Ankary Biało-Czerwone wyjeżdżają jeszcze pokonane, ale już za kilka miesięcy mogą wracać z tureckiej stolicy z tarczą. Najprawdopodobniej właśnie tam zostanie rozegrany europejski turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich. Włoszek i Serbek, czyli tych dwóch ekip, które jeszcze są od nas trochę lepsze, tam nie będzie.

Będą Turczynki, które w finale ME co prawda przegrały z Serbią 2:3, ale zagrały na kosmicznym poziomie. Poziomie na razie dla nas nieosiągalnym, ale nasz podbój siatkarskiego kosmosu, bardzo chcę w to wierzyć, dopiero się zaczyna.

Grzegorz Wojnarowski

Źródło artykułu: