Siatkarze Visły Bydgoszcz przed rozpoczęciem sezonu wskazywani byli jako główny kandydat do gry o utrzymanie. Pierwsze cztery mecze pokazały, że nie są to opinie na wyrost, ekipa znad Brdy za każdym razem schodziła z parkietu pokonana. Na usprawiedliwienie należy jednak podkreślić, że podopieczni Przemysława Michalczyka mierzyli się z bardzo wymagającymi rywalami. W niedzielę poprzeczka zawisła równie wysoko, przeciwnikiem była bowiem PGE Skra Bełchatów, podrażniona niedawną przegraną na własnym parkiecie z Cuprum Lubin.
Początek meczu należał do bełchatowian, którzy imponowali w grze blokiem. Gospodarz starali się neutralizować atuty rywali agresywną zagrywką i kombinacyjnym rozegraniem Radosława Gila. Szybko okazało się jednak, że to może nie wystarczyć. Skrzydłowi Visły mieli bowiem problemy z kończeniem akcji, w przeciwieństwie do Artura Szalpuka i Mariusza Wlazłego (8:12).
Gracze Przemysława Michalczyka byli bezradni w ofensywie. Całkowicie niewidoczny był Tonecek Stern, podobnie jak Jakub Urbanowicz. Po przeciwnej stronie siatki z każdą kolejną akcją rozkręcał się Milad Ebadipour, Irańczyk ożywił się w drugiej połowie seta, po wejściu na parkiet Kamila Droszyńskiego. Gospodarzom nie pomogło pojawienie się Jakuba Peszki w miejsce słabo dysponowanego Gonzalo Quirogi. Przyjezdni triumfowali bardzo pewnie.
ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio #8: Iga Baumgart-Witan. Baba nie do zajechania
Milad Ebadipour był bardzo aktywny również w pierwszych akcjach drugiego seta. Skuteczna gra na skrzydle i dobra obrona w wykonaniu doświadczonego przyjmującego, pozwoliły bełchatowianom przejąć inicjatywę. Po stronie bydgoskiej mieliśmy kontynuację problemów, na które zespół znad Brdy nie potrafił znaleźć recepty. W dalszym ciągu brakowało lidera, który byłby w stanie poderwać zespół do walki (8:12).
PGE Skra Bełchatów grała na wielkim luzie, po asie serwisowym Mariusza Wlazłego różnica wzrosła do sześciu punktów. Michał Gogol nawet przez chwilę nie musiał instruować swoich podopiecznych, którzy koncertowo realizowali przedmeczowe założenia. Bardzo efektownie wyglądała współpraca Grzegorza Łomacza z Jakub Kochanowskim. Po drugiej stronie siatki próżno było szukać jakichkolwiek pozytywów.
PlusLiga. Jastrzębski Węgiel - Projekt Warszawa. Wicemistrzowie nadal niepokonani
PlusLiga. Cuprum - Resovia: miłe złego lubińskie początki. Asseco Resovia z drugim zwycięstwem
Trener bydgoskiej ekipy przed rozpoczęciem trzeciego seta dokonał kilku zmian w wyjściowym składzie. Na parkiecie od początku pojawili się Piotr Lipiński, Paweł Gryc i Jakub Peszko. Na roszady zdecydował się także Michał Gogol, w miejsce Milada Ebadipoura desygnując Piotra Orczyka, a za Grzegorza Łomacza Kamila Droszyńskiego. To wszystko sprawiło, że dominacja bełchatowian nie była tak wyraźna jak w poprzednich dwóch odsłonach. Wręcz przeciwnie, to miejscowi przez dłuższy czas posiadali inicjatywę (14:13).
PGE Skra doszła do głosu dopiero w drugiej połowie trzeciej partii, wykorzystując błędy po stronie rywali i doskonałą dyspozycję Mariusza Wlazłego. Bardzo dobrze radził sobie także Kamil Droszyński, który w pierwszych dwóch odsłonach pojawiał się na boisku w końcówkach. Viślacy do końca walczyli bardzo ambitnie, jednak nie byli w stanie powstrzymać kapitana gości, który w kluczowym momencie i grze na przewagi nie zawiódł.
BKS Visła Bydgoszcz - PGE Skra Bełchatów 0:3 (19:25, 15:25, 27:29)
Visła: Gałązka, Stern, Kalembka, Quiroga, Gil, Urbanowicz, Szymura (libero) oraz Peszko, Gryc, Cieślik, Lipiński;
PGE Skra: Ebadipour, Szalpuk, Łomacz, Kłos, Kochanowski, Wlazły, Piechocki (libero) oraz Petković, Droszyński, Orczyk.
MVP: Mariusz Wlazły (PGE Skra)