Maciej Muzaj zadziwia w Rosji. "Bartek Kurek wie, że moim celem jest wygranie rywalizacji"

Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: Maciej Muzaj
Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: Maciej Muzaj

- Fajnie, że Bartek Kurek wraca do formy, bo to niezwykle ważny gracz naszej reprezentacji. On jednak wie, że moim planem jest wygranie z nim rywalizacji - mówi Maciej Muzaj, w tej chwili zdecydowanie najskuteczniejszy siatkarz ligi rosyjskiej.

[b]

[/b]Atakujący kadry Polski po zakończeniu bardzo intensywnego sezonu reprezentacyjnego zaczął występy w Gazpromie Jugra-Surgut, klubie z miasta położonego na Syberii, nad potężną rzeką Ob (4200 km od Warszawy).

Nie brakowało takich, którzy uważali, że Muzaj nie poradzi sobie w bardzo wymagającej Superlidze. Tymczasem 25-letni siatkarz jest jednym z jej objawień, w każdym spotkaniu zdobywa dla Gazpromu mnóstwo punktów i po 8. kolejkach jest zdecydowanym liderem klasyfikacji najskuteczniejszych graczy.

W rozmowie z WP SportoweFakty mówi o tym, czego może nauczyć się w Rosji, walce z Bartoszem Kurkiem o rolę pierwszego atakującego reprezentacji, szalonym prezesie trenerze i o miejscowych zwyczajach, które mają ułatwić codzienne życie w przejmującym zimnie.

ZOBACZ WIDEO: Karol Kłos podsumował sezon reprezentacji Polski. "Tak dobrze jeszcze nie było"

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Ile stopni masz teraz za oknem?

Maciej Muzaj, siatkarz reprezentacji Polski i zespołu Gazprom-Jurga Surgut: Teraz jest chyba minus 26 st. C. Było już nawet trochę zimniej, prawie minus 30. Nieprzyjemnie się oddycha w takim mrozie, ale w mieszkaniu i na hali jest ciepło, a na dwór nie wychodzę zbyt często.

Czyli okolicy nie zwiedzasz, nad Obem jeszcze nie byłeś?

Nie, jeśli gdzieś wychodzę, to zwykle na zakupy czy do restauracji. Długie spacery mi się nie zdarzają. Raz mi się zdarzyło, z kolegą z drużyny i jego psem poszliśmy za miasto. Było pięknie, to fakt, ale bardzo zimno. Zresztą na zwiedzanie brakuje czasu. Musiałem się urządzić w nowym mieszkaniu, kupić potrzebne rzeczy. Do tego trwa już sezon, więc dużo godzin spędzamy w podróży.

Koledzy z zespołu dają wskazówki, co warto zobaczyć?


Żartobliwie mówią, żeby nie wychodzić, bo nie ma po co (śmiech). Jeśli coś polecają, to raczej sklepy czy galerie handlowe.

Nazwa Surgut w języku chantyjskim oznacza dziurę na ryby, czyli biorąc pod uwagę panujące tam warunki, pewnie chodzi o przerębel.

Nawet nie wiedziałem. Nie brakuje tu miejsc, gdzie można łowić ryby pod lodem, ale mnie jakoś nie ciągnie, żeby się w to bawić. Kiedyś coś tam łowiłem, ale takim zapaleńcem, żeby kuć w lodzie na rzece, nie jestem. Wiem natomiast, że jest tu jeden staw, który nigdy nie zamarza, niezależnie od temperatury. Przepompowują tam wodę z elektrowni.

Czytaj także:
Serie A: znakomity Bartosz Bednorz, Bartosz Kurek w cieniu. Wilfredo Leon jednym z liderów Sir Safety Perugia

Kiedy tak idziesz ulicą przy 30-stopniowym mrozie, zdarza ci się myśleć: Po co ja tu przyjeżdżałem? Przecież mogłem wybrać jakieś lepsze miejsce do życia?


Jeszcze nie. Nie chcę mówić, że takie myśli nie przyjdą, ale na razie jest w porządku. Ze mną do Surgutu przyjechała dziewczyna, która bardzo mnie wspiera. I to jest dla mnie najważniejsze, że jesteśmy tutaj razem.

Jak udało ci się ją namówić, żeby pojechała z tobą na Syberię?


Nie było łatwo, na początku bardzo jej się to nie podobało. Jakoś ją jednak przekonałem. Chciała mi pomóc, wie, jak dużo jej wsparcie dla mnie znaczy. Trochę odpuściła pracę jako modelka. Na szczęście ma taki komfort, że może poczekać na ciekawą ofertę. Wiem, że nie jest jej łatwo, zwłaszcza gdy wyjeżdżam z drużyną na kilka dni. Jednak za niecały miesiąc wracamy do Polski na święta. Ona zostanie w kraju trochę dłużej, żeby wyrobić kolejną wizę.

Przed wyjazdem rozmawiałeś z Łukaszem Kadziewiczem, który kilkanaście lat temu grał w Surgucie. O czym opowiadał?

O temperaturach, o specyfice klubu i jego prezesie Rusłanie Chabibulinie, który jest też trenerem i rządzi klubem od wielu lat. Doradzał, jak rozmawiać tutaj z ludźmi, jak załatwiać różne sprawy. Trzeba pamiętać, że tu na Syberii jest trochę inna kultura życia i trzeba się do niej dostosować.

Coś się w tej kulturze zaskakuje?


Bardziej w takiej tutejszej codzienności. Niektóre zachowania są spowodowane warunkami, w jakich się tutaj żyje. W Polsce nikt nie zostawia auta na noc z włączonym silnikiem, bo nie ma to sensu. A w Surgucie tak się robi, na parkingu pod moim blokiem połowa samochodów warczy od rana do wieczora. Ludzie chodzą też w kurtkach, które sięgają prawie do kostek. Można się zastanawiać, jak w ogóle są w nich w stanie chodzić.

Czytaj także:
PlusLiga. Trener mistrzów Europy poprowadzi Jastrzębski Węgiel!

Jak wspominają w Surgucie Polaków, którzy grali dla Gazpromu?

Bardzo ciepło, szczególnie Roberta Prygla. Mówią, że był świetnym zawodnikiem i człowiekiem. On też czuł się na Syberii znakomicie, grał tam cztery lata, był nawet kapitanem drużyny.

Prezes Chabibulin ma opinię człowieka trochę szalonego.


I taki jest. Teraz bardzo się koncentruje na odpowiedniej diecie, przeszedł wielką metamorfozę, zrzucił wiele kilogramów. Teraz stara się zainteresować swoją dietą zawodników, także jogą, którą uprawia. Zależy mu na tym, żebyśmy się dobrze odżywiali i prowadzili. Nie jest zwolennikiem jedzenia dużych ilości mięsa, doradza nam ryby, których w Surgucie jest bardzo duży wybór.

Na treningach nie pojawia się często, przeważnie jest z nami tylko na meczach. Mówi tylko po rosyjsku, ja dopiero zaczynam naukę, więc nie rozumiem wszystkiego, co mówi do nas w czasie spotkań. Widzę jednak, że mocno je przeżywa i jakby mógł, sam wpadłby na boisko, żeby nam pomóc. Jest wariatem, ale takim pozytywnym.

Po sezonie reprezentacyjnym masz już spore doświadczenie w pracy z siatkarskimi wariatami.


Zgadza się, po szkole, jaką daje Vital Heynen, nic już nie jest straszne (śmiech). Nie porównywałbym jednak selekcjonera naszej kadry i prezesa Chabibulina. Trudno mi to wyjaśnić, ale na pewno ci dwaj szkoleniowcy nie są do siebie podobni.

Ten mroźny syberyjski klimat może i ci się nie podoba, ale ci służy. W każdym meczu zdobywasz mnóstwo punktów.


Po kadrze jeszcze trochę pary mi zostało. Teraz staram się łapać oddech, gdzie się da, bo sezon reprezentacyjny był dla mnie bardzo długi. Dlatego na niedawny turniej pucharowy nie pojechałem z drużyną. Zostałem w Surgucie, pracowałem indywidualnie. Chcę dać zespołowi jak najwięcej, a żeby to robić muszę być zdrowy.

Wciąż jesteś najlepiej punktującym graczem całej ligi?


Tak. Za mną są Jan Jereszczenko z Jeniseja Krasnojarsk i Sam Deroo z Dynama Moskwa. W tej chwili mam nad nimi całkiem sporą przewagę (Muzaj zdobył w dotychczasowych meczach 194 punkty, drugi Jereszczenko 150 - przyp. WP SportoweFakty). 

Z czego wynika ta twoja nadzwyczajna skuteczność? W polskiej lidze byłeś jednym z czołowych atakujących, ale nie zdarzało się, żebyś w kilku kolejnych meczach zdobywał w okolicach 30 punktów. Odpowiada ci styl w jakim gra się w Rosji?


W całej Rosji nie gra się w jednym stylu. Trener Chabibulin tak ułożył nasz zespół, że to ja dostaję zdecydowaną większość piłek. Był taki mecz, w którym nie graliśmy pięciu setów, a atakowałem 60 razy. Nie powiem, żeby to było moje marzenie, bo nikt nie jest maszyną i jeśli będziemy dalej tak grać, to kiedyś się to na mnie odbije. Nie da się wytrzymać takiej intensywności przez cały sezon. Jednak rola lidera drużyny mi odpowiada. Skąd ta skuteczność? Myślę, że z reprezentacji przyjechałem dobrze przygotowany i teraz to widać.

Po dwudziestym punkcie też dostajesz dużo piłek?


Dostaję. I jak to w sporcie - czasami kończę, czasami nie.

Wiesz dlaczego pytam. Grając w PlusLidze miałeś opinię zawodnika, któremu w najważniejszych momentach, w końcówkach setów, brakuje skuteczności. Uważasz, że niesłusznie przypięto ci taką łatkę, czy sam też dostrzegasz taki problem?


Wcześniej bardzo się przejmowałem takimi opiniami o sobie. Teraz już się nie przejmuję. Wiem, że poprawiłem swoją grę, że było wiele meczów i setów, w których nie zawodziłem w końcówkach, zdobywałem najważniejsze punkty. Ale były też takie, w których rozczarowywałem w kluczowych momentach. Nie ma jednak gracza, który skończy każdą ważną piłkę. A że dostałem taką łatkę? Trudno, mogę tylko robić swoje i starać się grać coraz lepiej. Jeżeli jestem w bardzo silnej lidze rosyjskiej, mam fajny kontrakt, to chyba nie dlatego, że ktoś we mnie nie wierzy i twierdzi, że nie potrafię skończyć piłki przy wyniku 23:24. Już nie raz udowodniłem, że wcale tak nie jest.

Pewnie tej łatki już by nie było, gdybyś jeszcze jako zawodnik Trefla Gdańsk skończył piłkę meczową i wyrzucił z rozgrywek Zenit Kazań. Wtedy pomyliłeś się może o centymetr.


Mam nadzieję, że w mojej karierze będzie jeszcze wiele takich momentów i że wiele takich akcji skończę. Nie ma się jednak co oszukiwać, że skończę je wszystkie, bo nieudane też będą.

Czego nauczysz się w Rosji, czego nie nauczyłbyś się w PlusLidze?


Na pewno lepszego grania na wysokiej piłce przeciwko bardzo dobremu blokowi. A ten blok rosyjskie drużyny mają naprawdę świetny, zawsze na mnie czeka. Ważnym doświadczeniem jest już sam wyjazd za granicę, nie tylko sportowym, ale i życiowym. Myślę, że jeśli będę dojrzalszy jako człowiek, to jako zawodnik również. Jeśli pokażę, że nie tylko w Polsce potrafię grać dobrze, to na pewno będę miał większą pewność siebie.

Są w twojej drużynie gracze, których warto podpatrywać? Jeśli spojrzeć na nazwiska, to tych znanych brakuje. No może poza bułgarskim libero Teodorem Salparowem.


Zespół składa się z młodych zawodników, z niewielkim doświadczeniem w lidze rosyjskiej. Fajnie, że Teo do nas przyszedł. Ma już 37-lat, ale wciąż ogromną energię, a przy tym mnóstwo doświadczenia. Od niego na pewno wiele można się nauczyć. No i mogę z nim porozmawiać po angielsku.

Z rosyjskimi kolegami nie możesz?


Raczej nie. Nawet jeśli rozumieją i trochę mówią, nie pokazują tego i wolą angielskiego nie używać. Dlatego staram się uczyć rosyjskiego. Lekcji nie biorę, ale za każdym razem, gdy wychodzę z domu, mam ostrą lekcję języka. Czy to w czasie rozmowy z trenerem, kolegami z zespołu, czy na zakupach. Ostatnio udało mi się przeprowadzić konwersację z panią w warzywniaku i załatwiłem to, co chciałem, więc byłem z siebie bardzo zadowolony.

Jaką renomę mają w lidze rosyjskiej polscy siatkarze? Do tej pory w Superlidze grało ich stosunkowo niewielu.


Cały czas tę renomę budujemy. Tutaj w Surgucie dużo mówi się o Pryglu i Kadziewiczu, trochę o Zbigniewie Bartmanie.

A jak Rosjanie patrzą na naszą reprezentację? Przez lata to my się ich baliśmy, ale ostatnio mamy lepsze wyniki, więc może teraz to w Rosji nas się boją?


Tego bym nie powiedział. Na pewno mówią o nas z dużym szacunkiem. Podpytują też o Heynena, który jak wiadomo jest bardzo barwną postacią. Pytają na przykład, co by zrobił nasz trener w danej sytuacji.

Opowiadałeś im już o waszych niezwykłych rozgrzewkach, które Vital nazywa "silly games"?


O nich akurat nie, ale o kilku innych wprowadzonych przez niego nowościach już tak. Byli zdziwieni, gdy powiedziałem im o jego podejściu do zawodników, o tym, że traktuje nas po prostu jak dorosłych ludzi i profesjonalistów, którzy potrafią się sami rozgrzać, sami o siebie zadbać i wiedzą, co jest dobre dla ich organizmów. W Rosji jest jednak inne podejście, bacik nad głową jest i trzeba wykonywać polecenia.

Jesteś w kontakcie z Fabianem Drzyzgą, który gra w Lokomotiwie Nowosybirsk?


Rozmawialiśmy dwa czy trzy razy. Po Nowym Roku nasze zespoły grają ze sobą, więc może będzie okazja pogadać trochę dłużej.

Jego drużynie idzie nadspodziewanie dobrze, o was nie można tego powiedzieć. Zdobywasz mnóstwo punktów, ale z siedmiu meczów Gazprom wygrał tylko dwa.


W tabeli na razie nie wygląda to dobrze. Najbliższe mecze mogą zdecydować o tym, czy zagramy w play-offach czy nie. Na pewno mamy szansę, ale musimy się mocno skupić na tych spotkaniach. Naszym celem jest miejsce w pierwszej dziesiątce, bo w Rosji do fazy play-off wchodzi własnie dziesięć drużyn.

Śledzisz występy innych reprezentantów Polski? Chociażby tych, z którym będziesz rywalizował o miejsce w kadrze na igrzyska?


Na tyle, na ile jestem w stanie. W stosunku do czasu polskiego mamy tu cztery godziny do przodu, więc jak kładę się spać, czasami oglądam spotkania PlusLigi lub mecze tych drużyn ligi włoskiej, w których grają nasi. Interesuję się tym, jak radzą sobie moi koledzy, trochę też tęsknię za PlusLigą.

W Treflu Gdańsk masz całkiem dobrego następcę.


Zgadza się. Bartek Filipiak to mój kolega jeszcze z SMSu w Spale, mieszkaliśmy nawet razem w pokoju. Dobrze się znamy i kumplujemy. Bardzo mu kibicuję.

On raczej nie będzie twoim głównym rywalem do miejsca w pierwszym składzie kadry. Dla Vitala Heynena numerem jeden jest Bartosz Kurek, który w Serie A wraca do wysokiej formy.


I to mnie cieszy, bo Bartek jest niezwykle ważny dla naszej reprezentacji. Ja chcę jednak być lepszy od niego, nawet w jego najwyższej formie. Fajnie, że problemy zdrowotne już za nim. Prywatnie się lubimy i kibicuję mu całym sercem. Bartek jednak wie, że moim planem jest wygranie z nim rywalizacji. Liczę na dobrą, zdrową walkę o miejsce w szóstce, gdy w maju spotkamy się na zgrupowaniu kadry.

Ostatni sezon reprezentacyjny dużo ci dał? Zagrałeś najwięcej spotkań ze wszystkich kadrowiczów, zdobyłeś najwięcej punktów.


Faktycznie, było tych meczów naprawdę sporo. Mogę się tylko cieszyć, że trener dał mi tak wiele szans, bo dzięki temu zebrałem mnóstwo doświadczenia, którego nie zebrałbym w inny sposób. W rozgrywkach międzynarodowych gra się inaczej niż w klubie. Można się ich nauczyć tylko poprzez granie. Trzeba się przekonać na własnej skórze jak to jest. W tym roku sporo pograłem w kadrze i mam nadzieję, że dzięki temu w przyszłym sezonie, jeżeli oczywiście zostanę powołany, będę dużo lepszym zawodnikiem, niż byłem w maju 2019.

Źródło artykułu: