LSK: Marek Solarewicz: Nie akceptuję słabych treningów. Dziewczyny dobrze o tym wiedzą

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Marek Solarewicz
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Marek Solarewicz

- Gdy policzymy średnią wieku na przykład naszej szóstki na boisku, obniżyła się ona o jakieś sześć lat. To bardzo dużo - przekonuje Marek Solarewicz, szkoleniowiec ŁKS-u Commercecon Łódź, a także... świeżo upieczony ojciec.

[b]

Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty: Pokonaliście Wisłę Warszawa 3:0, a wcześniej też Chimika Jużne 3:2. Wywiązaliście się z roli faworyta, ale mam wrażenie, że te spotkania miały wiele wspólnych punktów, choćby falowanie waszej gry. Czy podziela pan to zdanie?[/b]

Marek Solarewicz, trener ŁKS Commercecon Łódź: Te mecze mają jakąś swoją analogię. Nawet przygotowując się do tego spotkania, wspominaliśmy naszym zawodniczkom, że to może być podobny mecz do tego na Ukrainie, jeśli się nie ogarniemy od samego początku. A tu to zrobiliśmy. Rewelacyjnie wystartowaliśmy w pierwszym secie. Skuteczne zagrywki Katariny Lazović ustawiły tę partię i spotkanie.

Czytaj więcej o meczu ŁKS Commercecon Łódź - Wisła Warszawa

Ale już w drugim i trzecim secie pewnie zadrżało serce, gdy rywalki zaczęły odrabiać straty, prawda?

Wydawało się, że będzie łatwo i przyjemnie, choć mobilizowaliśmy się i mówiliśmy sobie, że to nie będzie mecz, który łatwo dowieziemy do końca. I rzeczywiście trzeba było się trochę napracować. Ale to wszystko było w ramach "akceptowalnej" sytuacji. Mecz wygrany został przecież 3:0, co też pewnie nie będzie bez znaczenia.

ZOBACZ WIDEO Martin Schmitt dostał pytanie od Adama Małysza. Odpowiedź była natychmiastowa

"Same prowokujemy sobie trudne sytuacje" - mówiła jakiś czas temu Klaudia Alagierska. To jest problem tylko sportowy czy bardziej złożony?

Wszystkim zdarzają się serie. Nie usprawiedliwiam nas, ale widzę to też w PlusLidze, którą oglądam. Dochodzi do nich także w LSK, ale są inaczej odbierane, bo u kobiet częściej zdarzają się błędy. Dlatego mówi się, że to charakteryzuje kobiecą siatkówkę. Był to kolejny trudny mecz dla nas mentalnie, bo to my jesteśmy faworytem i musimy to na boisku udowodnić. Udało się to z Wisłą, a na Ukrainie te dwa pierwsze sety uciekły nam przez brak naszej kontroli gry. Nie to, że Chimik nas zaskoczył.

A to nie tak, że musi pan być trochę adwokatem diabła? Chciałby pan, żeby ten zespół nie błędów popełniał, a z drugiej strony trzeba go bronić.

Taka jest rola trenera. Patrzę obiektywnie na sytuację i wiem, gdzie jesteśmy. Ale z drugiej strony wymagam też pewnych rzeczy. Nie akceptuję słabych treningów, słabego podejścia. Dziewczyny dobrze o tym wiedzą. Ja muszę na to patrzeć wieloaspektowo.

Patrzę od początku sezonu na grę Katariny Lazović i odnoszę wrażenie, że w klubie ma inną rolę niż w reprezentacji. Dobrze zauważyłem?

No tak, w kadrze stała w kwadracie.

Ale mam na myśli Ligę Narodów, gdzie często jako lewoskrzydłowa była najlepiej punktującą siatkarką w swojej drużynie. 

To wiąże się z tym, że dużo zespołów zaczyna w nią zagrywać, co jest logiczne. Najprostsza taktyka z możliwych, żeby celować w nią, ściągać do środka boiska, by nie była gotowa pójść do ataku. I to też u nas się zazębia. Dużo zespołów tak gra przeciwko nam. Też nad tym pracujemy, przygotowujemy się, ale potrzebujemy czasu, żeby Katarina wiedziała, co może zrobić, a także aby rozgrywająca wiedziała, w którym momencie zagrać do niej piłkę i jaka ona musi być. To jest rzecz taktyczna i przed nią praca, by się pokazała, utrzymała na powierzchni, czyli grała dobrą siatkówkę mimo że ktoś angażuje ją 40-50 zagrywkami w meczu.

Skoro pojawił się wątek pojedynczych postaci, to jest w drużynie siatkarka, która zyskuje sobie miano "strażaka". To Izabela Kowalińska. Gdy nie idzie Monice Bociek, na boisku pojawia się doświadczona kapitan i ustawia tę grę. Na żadnej innej pozycji, oprócz libero, aż tak dużej rotacji nie ma.

Jeśli mówimy o meczu w Jużnem, to było trudne spotkanie do dokonania zmiany, bo Monika grała dobrze, nawet lepiej niż się zazwyczaj prezentuje, bym powiedział.

W ogóle ten mecz w statystykach nie wyglądał źle, a na boisku było już 0:2...

W pierwszym secie prowadziliśmy 23:20, a potem straciliśmy pięć punktów z rzędu. Monika grała solidnie. To była trudna decyzja o zmianie, ale ma dodać zespołowi coś ekstra. Nie chodzi o to, że ona tego nie ma. Iza uspokaja dziewczyny, dodaje spokoju na boisku. W ten sposób to się zazębia.

Monika Bociek mówiła, że o "mistrzyniach Polski trzeba zapomnieć, to nowy zespół", a z drugiej strony fakty są następujące: jesteście na trzecim miejscu w tabeli i wygraliście sześć ostatnich spotkań. 

My po to tu jesteśmy, po to pracujemy, po to mamy kibiców i sponsorów, by dobrze się prezentować.

...i to mają teraz usłyszeć w Rzeszowie i Policach...

Tak, oczywiście pozdrawiam serdecznie zawodniczki, trenerów i kibiców z tych miast. To dla nas naturalna rzecz. Dużo osób mnie pyta o presję i trochę mnie to zaskakuje. To normalne, że jak jesteś mistrzem Polski, chcesz wygrywać.

Nie bez znaczenia jest to, że przyszedł pan trochę jakby "z zewnątrz" do zespołu, który został mistrzem Polski.

Musimy zachować balans. Dlatego staram się być obiektywny. To jest nowy, młody zespół. Gdy policzymy średnią wieku - na przykład szóstki na boisku - obniżyła się ona o jakieś sześć lat. To bardzo dużo. Trzy lata to już jest dużo. Wielokrotnie to obserwowałem na przykładzie swoich zespołów albo innych drużyn w lidze. Tego nie widać może na boisku, bo wydaje się, że jest ta sama zawodniczka, tak samo uśmiechnięta, tak samo gotowa i robi tę samą robotę. Tym bardziej, że się docieramy. Wciąż coraz więcej wiemy o sobie, lecz zdarzają się nieporozumienia, jak na przykład między V i VI strefą, gdzie ustawione są Katarina Lazović i Ola Wójcik. Ale komunikacyjnie dziewczyny wiedzą jak to zrobić.

Dużo było poważnych tematów, więc zapytam jeszcze, jak czuje się mama, tata i najmłodsza z Solarewiczów?

- Bardzo dobrze. Cały czas je i śpi.

A wy pewnie nie śpicie?

Na razie jakby jeszcze nie odczuwamy obecności dziecka. Monika jest taką żoną, że zajmuje się bardzo mocno. Wie, że mam taką pracę, że muszę być skoncentrowany i zaangażowany. Dużo pracuję też w domu. Jest wtedy czas do przygotowań do treningów, meczów i jest czas do snu oraz oczywiście do zajmowania się dzieckiem. Pewnie ktoś się obrazi, że nie pomagam tak bardzo żonie...

...ale sportowy to na pewno zrozumieją.

Tak jest! Pewnie moja żona to rozumie, bo kiedyś sama grała. Ale Majka też nam "pomaga", bo dużo śpi i je. To dobrze. Jakby cały czas była pobudzona, byłoby inaczej. Pewnie później to się zmieni, ale takie jest życie.

Komentarze (0)