Zaledwie 500 widzów zdecydowało się obejrzeć na żywo starcie z udziałem dwóch najsłabszych ekip tegorocznej PlusLigi. Kibice BKS Visły Bydgoszcz, którzy piątkowy wieczór zdecydowali się spędzić w hali Immobile Łuczniczka, po ponad dwóch godzinach rywalizacji opuszczali obiekt rozczarowani. Powody do zadowolenia miała jedynie garstka fanów MKS-u Będzin. Zespół z Zagłębia Dąbrowskiego bardzo ważny pojedynek rozstrzygnął bowiem na swoją korzyść, triumfując po emocjonującym tie-breaku.
- To kolejna niewykorzystana przez nas szansa. Walczyliśmy do końca. W piątym secie można było się pokusić o zwycięstwo, ale zespół z Będzina w końcówce zagrał konsekwentnie - powiedział po zakończeniu rywalizacji trener ekipy znad Brdy Przemysław Michalczyk.
Drużyna gospodarzy przed meczem liczyła nie tylko na pierwszy triumf, ale na komplet punktów, który znacząco poprawiłby jej sytuację w tabeli. Nadzieje na realizację planu zespół z grodu Kazimierza Wielkiego mógł mieć tylko po pierwszym secie, kolejne dwa padły bowiem łupem przyjezdnych.
ZOBACZ WIDEO: Wilfredo Leon świetnie czuje się w reprezentacji Polski. "To wszystko posłuży za rok"
- Od drugiego seta nie potrafiliśmy zrobić przeciwnikowi krzywdy serwisem i odrzucić go od siatki. Goście bardzo dobrze przyjmowali, grali kombinacyjnie. W takiej sytuacji środkowym trudno jest czytać intencje rozgrywającego. Koncentrowaliśmy się na Rafale Farynie i lewym skrzydle, a rywale znaleźli złoty środek w postaci pipe'a. To utrudniło nam grę - wyjaśnił bydgoski szkoleniowiec.
PlusLiga. Vital Heynen apeluje o skrócenie sezonu. Jest odpowiedź Pawła Zagumnego
Gospodarzom ostatecznie udało się doprowadzić do piątego seta. Dla graczy Visły był to siódmy tie-break w obecnym sezonie. Nie okazał się on jednak szczęśliwy, bowiem to przyjezdni zeszli z parkietu jako zwycięzcy.
- Z siedmiu rozegranych tie-breaków, cztery były zdecydowanie w naszym zasięgu. W trzech meczach wygraliśmy punkt, ale pozostałe mogliśmy rozstrzygnąć na swoją korzyść. Mimo to się nie udało - stwierdził Przemysław Michalczyk.
Porażka sprawiła, że siatkarze znad Brdy spadli na czternaste miejsce w ligowej tabeli i przed startem rundy rewanżowej znajdują się w bardzo trudnej sytuacji. W przypadku równej liczby punktów, o wyższym miejscu poszczególnych zespołów na zakończenie rundy zasadniczej decydować będzie bowiem liczba zwycięstw. Po stronie Visły Bydgoszcz w tej kategorii aktualnie widnieje zero.
- Chłopcy są mocni psychicznie, jednak taka seria porażek to spory balast mentalny. Powiedzieliśmy sobie w szatni, że krok po kroku punktujemy. Wiadomo jednak, że brakuje tego najważniejszego - zwycięstwa. Na szczęście to drużyny nie paraliżuje. Zespół podnosi głowę i walczy dalej. Jakoś się trzymamy, chociaż sytuacja na pewno jest trudna - przyznał 46-letni szkoleniowiec. - Przed nami teraz dłuższa przerwa, więc postaramy się wyczyścić głowy i dalej pracować. Jeśli chodzi o ewentualne wzmocnienia, to przede wszystkim należałoby o to zapytać prezesa. Wiadomo, że ktoś by się przydał, bo momentami brakuje nam momentami.
Najbliższe ligowe spotkanie siatkarze Visły Bydgoszcz rozegrają 12 stycznia 2020 roku na wyjeździe. Przeciwnikiem ekipy znad Brdy będzie mistrz Polski Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle.