Siatkarze Visły Bydgoszcz przed rozpoczęciem sezonu skazywani byli na walkę o utrzymanie, jednak nawet najwięksi pesymiści nie zakładali, że po dwunastu rozegranych meczach, ekipa znad Brdy pozostawać będzie bez zwycięstwa. Starcie z MKS-em Będzin było dla gospodarzy idealną okazją do podreperowania bilansu punktowego i poprawienia nastrojów przed przerwą świąteczną.
Gospodarze kiepsko rozpoczęli rywalizację, momentami tracąc do rywali nawet cztery punkty (4:8). Doskonale w szeregach gości spisywali się zwłaszcza David Sossenheimer i Rafał Faryna. Duża w tym zasługa Grzegorza Pająka, umiejętnie kreującego grę. Bydgoszczanie doszli do głosu dopiero w połowie partii, za sprawą doskonałej zagrywki. Niezawodni w tym elemencie byli Jakub Peszko i Toncek Stern. Seria w wykonaniu Słoweńca, zapewniła Viśle prowadzenie (16:12). Od tego momentu podopiecznym Przemysława Michalczyka grało się dużo łatwiej. Będzinianie doprowadzili jeszcze do nerwowej końcówki, ale nie zdołali postawić kropki nad "i".
Drugi set to słaby początek w wykonaniu gospodarzy. Sygnał do odrabiania strat dał dopiero Paweł Gryc, notując serię na linii 9. metra. Bydgoszczanie nie byli jednak w stanie dotrzymać kroku rywalom. Nie do zatrzymania w ofensywie był David Sossenheimer. Pięciopunktowa przewaga będzinian w połowie seta, to w dużej mierze jego zasługa (11:16). Tym razem Jakub Bednaruk z dużym spokojem i w dobrym nastroju mógł spoglądać na poczynania swoich podopiecznych. Gracze MKS-u kontrolowali bowiem sytuację, pewnie doprowadzając do remisu.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Daniela Hantuchova i legendarny hokeista. Media już plotkują
PlusLiga. Vital Heynen apeluje o skrócenie sezonu. Jest odpowiedź Pawła Zagumnego
Początki partii zdecydowanie nie należały do gospodarzy, tak też było w trzecim secie. Miejscowi mieli spore problemy w przyjęciu, co ułatwiało wyprowadzanie kontrataków będzinianom. Ci z kolei, mając w swoich szeregach doskonale dysponowanego Davida Sossenheimera i Rafała Farynę, mogli spokojnie kontrolować sytuację na boisku (9:12). Podopiecznym Przemysława Michalczyka gra wyraźnie się nie układała. Piotr Lipiński rzadko korzystał z usług środkowych, co w obliczu słabszej dyspozycji skrzydłowych, miało kluczowe znaczenie. Po stronie bydgoskiej, z każdą kolejną akcją wzrastał poziom frustracji, nie przekładało się to jednak na skuteczność w ofensywie.
Gospodarze za wszelką cenę starali się doprowadzić do tie-breaka, plan przyjezdnych był jednak zgoła inny. Dobra gra w defensywie i skuteczne kontry nakręcały podopiecznych Jakuba Bednaruka (8:10). Toncek Stern i Jakub Peszko robili, co mogli, aby przedłużyć piątkowe starcie. Siatkarzom Visły w pewnym momencie udało się przejąć inicjatywę i wypracować przewagę, którą w końcówce powiększyli za sprawą doskonałego bloku.
Decydująca odsłona to prawdziwa siatkarska bitwa, w której dominowały potężne ataki ze skrzydeł. Lepiej w takiej grze odnaleźli się będzinianie, którzy jako pierwsi wypracowali kilkupunktową przewagę (2:5). Bronić jej nie było łatwo, w ekipie z Bydgoszczy szaleli bowiem Toncek Stern i Paweł Gryc. To jednak nie wystarczyło gospodarzom do odniesienia pierwszego zwycięstwa w sezonie. Siódmy tie-break, wbrew oczekiwaniom kibiców, nie okazał się szczęśliwy dla drużyny Przemysława Michalczyka.
BKS Visła Bydgoszcz - MKS Będzin 2:3 (26:24, 19:25, 20:25, 25:21, 13:15)
Visła: Gałązka, Stern, Lipiński, Kalembka, Urbanowicz, Peszko, Szymura (libero) oraz Woch, Gil, Gryc, Bonisławski (libero).
MKS: Gunia, Dryja, Pająk, Sobański, Faryna, Sossenhaimer, Potera (libero) oraz Fornal, Ratajczak, Buczek.