LSK. Kulikowski: Jeździmy po Warszawie niczym obwoźny cyrk

WP SportoweFakty / Krzysztof Sędzicki / Na zdjęciu: siatkarki Wisły Warszawa
WP SportoweFakty / Krzysztof Sędzicki / Na zdjęciu: siatkarki Wisły Warszawa

Dziewięć zawodniczek i sztab szkoleniowy Wisły Warszawa chcą dokończyć sezon w LSK. - Mecz 18. kolejki był pierwszym, który gramy w "domowej" hali. Jeździmy po Warszawie niczym obwoźny cyrk - mówi prezes klubu, Grzegorz Kulikowski.

Siatkarki Wisły Warszawa mają do rozegrania jeszcze pięć meczów rundy zasadniczej LSK. Później czekają je pojedynki o 11. miejsce, które... gwarantuje pozostanie w ekstraklasie. Do tego jednak droga bardzo daleka i wyboista. Zwłaszcza, że w grę wchodzą także względy pozasportowe, które na pewno nie pomagają samym zawodniczkom.

- Nie mówię, że nie mam zaległości finansowych, ale mogę wyłożyć karty na stół i niech pozostałe kluby też to zrobią. Są takie zawodniczki, które mają zaległości sprzed 2 czy 3 lat i o tym się nie mówi. Nie zamierzam jednak zajmować się innymi klubami - przyznaje prezes warszawskiego klubu, Grzegorz Kulikowski.

Chwilę później tłumaczył także, skąd wzięły się wspomniane zaległości. Po raz kolejny podkreślił jednak, że nie ma zagrożenia upadku klubu.

ZOBACZ WIDEO: Miliony w błoto?! Szejkowie chyba nie wiedzieli, co robią

- W ubiegłym roku miałem zapewnienie, że firma związana z wodociągami nas wesprze, tak się nie stało. W tym sezonie z kolei miasto i SKM również deklarowały pomoc, ze strony tych ostatnich również skończyło się na obietnicach. Jestem szczery - z tego typu nieprzewidzianych okoliczności biorą się problemy z płynnością finansową, ale to nie jest tak, że z tego powodu klub upadnie. Przede wszystkim sprawa dotyczy końcówki sezonu 2017/2018 - wyjaśnił potwierdzając spekulacje Kulikowski.

Choć klub z Warszawy zdołał pozyskać cztery nowe zawodniczki przed zamknięciem okienka transferowego, to wciąż stołeczny zespół pozostaje bez nominalnej rozgrywającej. Wszystko dlatego, że wciąż do gry dopuszczona nie jest Elena Nowgorodczenko.

- Skąd wzięło się całe zamieszanie? Po 11 porażkach, kiedy zaproponowałem obniżenie kontraktów o 30 procent, część dziewczyn mi podziękowała i ja to rozumiem. Miałem obawy o dopuszczenie do gry polskiej rozgrywającej, bo uważałem, że w jej przypadku niezbędne było jedno badanie lekarskie. Z kolei Lenka została zawieszona przez CEV w sposób kuriozalny, bo choć pieniądze zostały wysłane, to beneficjent odmówił ich przyjęcia. W dodatku wyrok wydany przez tę instytucję naraża mnie na sankcje prawne - dodał prezes Bemowskich Syren. Przypomnijmy, że pieniądze te miały wpłynąć na konto Serbki Mirjany Durić-Bergendorff, która reprezentowała barwy warszawskiej Wisły w sezonie 2017/2018.

Warszawianki przed kilkoma tygodniami nie pojechały na mecz z drużyną Grot Budowlanych Łódź, za przyczynę podając problemy kadrowe i m.in. właśnie brak rozgrywającej. Kolejny walkower wedle zapisów w regulaminie LSK groził wykluczeniem z rozgrywek. Mecz 16. kolejki, którego gospodarzem były stołeczne siatkarki, odbył się jednak... w samo południe, w Łodzi, przy udziale 16 - osobowej publiczności.

- Byłem gotów zgodzić się na każdy inny możliwy termin rozgrywania tego meczu w Policach, niezależnie od dnia tygodnia. Byliśmy jednak trzymani w niepewności przez PLPS do wtorku, do godziny 12, a ja już zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami odwołałem rezerwację hali - mówił prezes Bemowskich Syren, jednocześnie dziękując tym, którzy zadbali o to, by ten mecz się odbył. - Są ludzie, którzy byli dla nas życzliwi. Mecz z policzankami w Łodzi tak naprawdę został rozegrany dzięki prezesowi Chudzikowi. Zasług za to nie powinien sobie przypisywać PLPS. Pomógł nam również ŁKS Commercecon Łódź, dzięki któremu mieliśmy piłki. Fajnie zachowali się też kibice w Bielsku-Białej, oklaskując nasze dziewczyny - zauważył.

W zespole Wisły Warszawa nie zobaczymy już ani dwóch Brazylijek, ani liderki w ofensywie, Aleksandry Lipskiej. Jednym z największych ciosów dla drużyny było jednak odejście środkowej, Katarzyny Połeć.

- Dzień przed meczem okazało się, że Katarzyna Połeć ma grać w Chemiku Police. Mówiłem do niej "Jeżeli teraz odejdziesz, stracimy kapitana, będziemy mieć 6 zawodniczek. To jest koniec klubu". Okienko transferowe było otwarte do 31 stycznia, mogła więc ona wystąpić w naszych barwach w tym meczu. Natomiast ponoć od klubu dostała taki przykaz, że jej odejście musiało nastąpić wcześniej. Muszę podziękować tym dziewczynom, które z nami zostały, bo też miały propozycje zmiany barw klubowych - mowa tu o Katarzynie Marcyniuk, Katarzynie Urbanowicz, Agnieszce Banasiak, Ewelinie Mikołajewskiej oraz Aleksandrze Szymańskiej.

Zawodniczki, które dopiero niedawno dołączyły do drużyny mają być jej wzmocnieniem, ale prezes klubu zaznacza, że potrzebują na to jeszcze trochę czasu.

- Monika Lipińska-Jeziorowska i Paulina Biranowska są po urlopie macierzyńskim. Gosia Zaciek już przestała grać zawodowo, ale zrobiłem wszystko, aby wróciła do siatkówki - opisał kulisy ostatnich transferów prezes beniaminka LSK.

Choć wydaje się, że sytuacja klubu nieco się ustabilizowała, wciąż ogromną niewiadomą pozostaje kwestia miejsca rozgrywania spotkań przez Wisłę Warszawa, kiedy ta pełni rolę gospodarza. Bemowskie Syreny rozgrywały swoje mecze już na Ursynowie i Woli i to właśnie hala "Koło" ma być ich "domem".

- Władze miasta zapewniły nas o tym, że będą trzy miejsca rozgrywania meczów. Verva miała grać na Ursynowie, my na Woli, a koszykarska Legia na Bemowie. Natomiast kiedy tamta hala była w remoncie, to na Kole trenowali koszykarze, a dla nas zabrakło miejsca. To pierwszy mecz, który gramy w "domowej" hali. Jeździmy po Warszawie jak obwoźny cyrk. Jesteśmy jak cyganie. Dyrektor Kusior stara się nam pomóc, jak tylko może - zakończył prezes Kulikowski.

Zobacz również:
LSK. Mecz bez historii w Warszawie. Mistrzynie Polski z kompletem punktów
LSK. Lider wrócił na zwycięską ścieżkę, wicemistrzynie Polski tylko tłem dla policzanek

Komentarze (0)