[b]
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Jaka była sytuacja w Turcji w momencie, w którym ją pan opuszczał?[/b]
Mariusz Sordyl, trener siatkarskiej drużyny Fenerbahce Stambuł, mistrz Turcji i zdobywca Pucharu Turcji w sezonie 2019/2020: To było na początku kwietnia. Dwa tygodnie przed moim wylotem zawieszono nasze treningi. Liczba zachorowań na koronawirusa podobnie jak w innych krajach rosła. Od 19 marca zespół nie trenował w hali, odbywały się jedynie zdalne zajęcia z trenerem przygotowania fizycznego. Życie codzienne ograniczało się do siedzenia w domu i niezbędnej wizyty w sklepie.
Jak wrócił pan do Polski?
Jednym z ostatnich możliwych lotów ze Stambułu. To było jeszcze w ramach programu #LotDoDomu, załapałem się na ostatni taki lot z Turcji. Po konsultacji z panią prezes sekcji siatkówki i menadżerem zespołu uznaliśmy, że w zaistniałej sytuacji to dobre rozwiązanie dla mnie i dla mojej rodziny, która czekała na mnie w kraju. Na decyzję dotyczącą ligi tureckiej czekałem w Olsztynie.
Długo pan czekał. PlusLiga zdecydowała o zakończeniu sezonu jeszcze w marcu, liga rosyjska też. Włoska Serie A zrobiła to na początku kwietnia. Tymczasem Turcy zwlekali bardzo długo, dopiero w tym tygodniu dowiedział się pan, że pańskiemu klubowi nie zostanie przyznane mistrzostwo.
To prawda, Turcja zakończyła ligi siatkówki jako ostatni kraj w Europie. Nie mam pojęcia, dlaczego tak długo to trwało. Zakładam, że turecka federacja miała nadzieję na dokończenie ligi w jakimś formacie. To się jednak nie udało.
ZOBACZ WIDEO: Ekspert ocenia powrót Bundesligi. "Dynamika zdarzeń jest olbrzymia. To jak serial na Netfliksie"
Pana drużyna wygrała 20 z 22 spotkań w fazie zasadniczej, zakończyła ją z ośmioma punktami przewagi nad drugim zespołem, a mimo to nie przyznano wam mistrzostwa. To boli?
Dziś nie ma dobrych rozwiązań. Każda decyzja spowoduje czyjeś niezadowolenie. Uważam jednak, że w tym przypadku zabrakło zrozumienia dla wysiłku i pracy zawodników. Nie myślę tylko o swoim zespole, także o innych drużynach. Zagraliśmy cały sezon zasadniczy, w ciągu pięciu miesięcy jego trwania wylaliśmy mnóstwo potu, żeby zrealizować swój cel. Pewien etap ligi się zakończył i według mnie na podstawie tego czasu, z szacunku do pracy siatkarzy, sztabów szkoleniowych, do zaangażowania klubów, zasadne było przyznanie tytułu. Pewnie nie wszyscy byliby zadowoleni, ale nikt nie mógłby czuć się skrzywdzony taką decyzją. Świadczyłaby ona o zrozumieniu istoty sportowej rywalizacji.
Jak Turcy argumentują zakończenie ligi bez przyznania wam mistrzostwa?
Chyba nie ma żadnej szczegółowej argumentacji. Zresztą, nawet jej nie szukałem, bo i tak tej decyzji nie zmienię. Zakończenie ligi jest jak najbardziej słuszne. Nie było możliwości grania bez narażania zdrowia zawodników, ich rodzin oraz osób towarzyszących wydarzeniom sportowym. A niewyłonienie mistrza? Mogę się tylko domyślać, że uznano to za najbezpieczniejsze, najbardziej neutralne rozwiązanie. Ja jednak powtórzę raz jeszcze - 22 kolejki ligowe, które rozegrał każdy z 12 zespołów i 5 miesięcy rozgrywek, nie powinny wylądować w koszu.
Kiedy zagraliście ostatni mecz?
14 marca. Bez kibiców, było to kilka dni po odnotowaniu w Turcji pierwszego przypadku zachorowania na koronawirusa. Kiedy 10 marca zdiagnozowano pierwszego chorego pacjenta, bardzo szybko zaczęto wprowadzać środki ostrożności. Zdecydowano o zamknięciu naszych meczów dla publiczności, a już kilka dni po naszym ostatnim spotkaniu, tuż przed planowanym Pucharem Turcji, wszystkie rozgrywki wstrzymano.
Turcy podają, że przeprowadzili prawie 700 tysięcy testów na koronawirusa. Mieliście możliwość zbadania się?
Tak. Fenerbahce o nas zadbało. Testy mieliśmy przeprowadzone zaraz po zawieszeniu rozgrywek. Pozytywnych wyników nie było.
Wrócił pan do Polski w pierwszych dniach kwietnia z obawy, że później powrót może się okazać niemożliwy?
Wyszliśmy raczej z założenia, że przez co najmniej miesiąc sytuacja się nie zmieni i rozgrywki nie zostaną wznowione, więc mogę wrócić do rodziny. A skoro jest samolot ze Stambułu do Warszawy, to powinienem z niego skorzystać, bo nie wiadomo, kiedy będzie następny. Poleciałem do Polski, przeszedłem dwutygodniową kwarantannę i po ośmiu miesiącach wróciłem do domu i dołączyłem do swojej rodziny.
Jak wyglądało w czasie pandemii tak ogromne i ruchliwe miasto jak Stambuł?
Pozostało ogromne, ale życie bardzo się uspokoiło. Ruch uliczny był mocno ograniczony. Zniknęły korki, z których Stambuł jest sławny. Liczba ludzi na ulicach też była zdecydowanie mniejsza, niż zwykle. Myślę, że we wszystkich dużych miastach jest teraz taka sytuacja, we wszystkich mamy elementy scenerii filmu grozy. Po powrocie do Polski przejeżdżałem przez Warszawę i zmiany były podobne do tych, jakie wcześniej widziałem w Stambule.
Była godzina policyjna?
Tak bym nie nazwał wprowadzonych w Turcji ograniczeń. One obowiązują w dniach wolnych od pracy. Rozumiem je, bo przy ładnej pogodzie mnóstwo ludzi wychodzi z domu i chce z tej pogody korzystać. A jeżeli w 15-milionowym Stambule na ulice wyjdzie choćby 10 procent mieszkańców, ryzyko rozprzestrzenienia się wirusa będzie bardzo duże. Epidemie najszybciej rozwijają się w końcu w dużych skupiskach ludzkich, właśnie takich jak Stambuł. Dlatego ograniczenie możliwości spacerów w dni wolne, jak najbardziej ma sens.
Jak przywykli do życia w ruchu Turcy znosili czas "lockdownu"?
W ich kulturze, tak jak we Włoszech, Francji czy w Hiszpanii, jest zwyczaj przesiadywania w restauracjach czy w kawiarniach. To ich styl życia i nie są przyzwyczajeni do tak drastycznego ograniczenia życia towarzyskiego. Jednak, kiedy byłem jeszcze w Stambule, czyli przed wprowadzeniem obostrzeń w poruszaniu się w dni wolne, Turcy zachowywali się rozsądnie i nie wylegali tłumnie z domów. Uważam, że potrafili się podporządkować i zdają egzamin w tej trudnej sytuacji.
Z kolei pan zdał swój egzamin trenerski, bo drugi rok z rzędu Fenerbahce było najlepszym zespołem ligi tureckiej. To był dla pana trudniejszy sezon niż ten pierwszy?
Wtedy trafiłem do drużyny, która spisywała się poniżej oczekiwań i w krótkim czasie musieliśmy zbudować w zawodnikach pewność siebie. To było dynamiczne działanie, ale zakończone sukcesem. W drugim roku pracy mogłem przygotować zespół według swojego planu, dlatego było trochę łatwiej. Mieliśmy większą świadomość naszej siły, co pokazują wyniki. Czuliśmy się świetnie, byliśmy bardzo pewni siebie, chcieliśmy wygrać zarówno mistrzostwo, jak i puchar. Dlatego kiedy nastąpiła przerwa byliśmy bardzo źli. Nie na zawieszenie rozgrywek, ale na to cholerstwo, które sparaliżowało życie ludzi na całym świecie.
Zostaje pan w klubie na kolejny sezon?
Mój kontrakt kończy się 31 maja. Do momentu zakończenia ligi wszystkie rozmowy były zawieszone. Liga skończyła się dwa dni temu, więc teraz należy zrobić bilans zysków i strat, i można będzie rozpocząć rozmowy o przyszłym sezonie.
Jak traktuje pan możliwość pracy w klubie o takiej renomie, jak Fenerbahce?
Być częścią Fenerbahce to oczywiście duma, ale jeszcze bardziej dumny jestem z tego, że mogłem dopisać swoją opowieść w historii tego wyjątkowego klubu. Mam wielką satysfakcję, że z Fenerbahce zdobyliśmy mistrzostwo oraz puchar Turcji, a w kolejnym sezonie zakończyliśmy rozgrywki na pierwszym miejscu. Muszę przyznać, że przez dwa sezony pracy w Stambule spełniłem kilka swoich zawodowych marzeń.
Doświadczył pan fanatycznego dopingu kibiców piłkarskiej drużyny Fenerbahce?
Kibice pojawiają się zwykle na meczach wyjazdowych, albo wtedy, kiedy gramy o dużą stawkę. Uwielbiamy ich wsparcie. Nigdy nie było żadnych dziwnych historii z ich udziałem. To jest świetny, przyjazny doping. Gdyby liga nie została przerwana, w meczach o medale, na pewno wspieraliby nas licznie i moglibyśmy na nich liczyć.
Dlaczego ci fani częściej przychodzili na wasze mecze na wyjeździe?
Fenerbahce to klub o wielkiej renomie, który ma w Turcji potężny zasięg. W każdym mieście można dołączyć do fanklubu. Ludzie, którzy je tworzą, chętnie przychodzą na mecze siatkarzy czy koszykarzy Fenerbahce, gdy ci przyjeżdżają nie tylko do ich miejscowości, ale również, kiedy mecze rozgrywane są w miejscach oddalonych od siedziby fanklubu.
Od polskich piłkarzy z różnych tureckich klubów słyszy się opowieści o tym, jak kibice traktują tam swoich sportowych bohaterów. Są skłonni zrobić dla nich wszystko, nosić ich na rękach. Pan doświadczył w Stambule tego uwielbienia?
Siatkówka nie jest w Turcji tak popularna, jak piłka nożna czy koszykówka. W mediach społecznościowych pojawiają się miłe komentarze, natomiast na ulicach Stambułu nie przeceniałbym swojej rozpoznawalności. Spacerując, czuję się, jak każdy anonimowy mieszkaniec tego pięknego miasta.
Czytaj także:
Memoriał Wagnera. Organizatorzy chcą zmienić formułę turnieju. Odbędzie się tylko z kibicami
Siatkówka. PlusLiga. Oficjalnie: mistrz Europy i Azji w Zawierciu. Igor Kolaković poprowadzi Aluron Virtu CMC