Statystyk, czyli animator. Robert Kaźmierczak o nowej roli w kadrze siatkarzy: Laptop służył jako dekoracja [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: trener Vital Heynen (z lewej) i Robert Kaźmierczak (z prawej)
WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: trener Vital Heynen (z lewej) i Robert Kaźmierczak (z prawej)

Na co dzień zajmuje się liczbami. Tym razem statystyk reprezentacji Polski siatkarzy Robert Kaźmierczak był odpowiedzialny za organizację zabaw. - Cały sztab był pod wrażeniem zaangażowania wszystkich w gry - mówi wywiadzie dla WP SportoweFakty.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty: Statystyk reprezentacji Polski, ale też organizator zabaw, tortu... czegoś jeszcze?[/b]

Robert Kaźmierczak, statystyk reprezentacji Polski: Na szczęście nie musiałem robić grilla, wszystkim zajmowała się obsługa ośrodka w Spale, za co bardzo dziękujemy. Nie było to łatwe zadanie, bo nasza grupa liczyła 30 osób. Moim zadaniem po wcześniejszych ustaleniach z trenerem było zorganizowanie wieczornych aktywności dla drużyny. Staraliśmy się dobrać wykonywane zadania do pogody, która czasami zmuszała nas do pozostania w ośrodku, ale jak była szansa to otaczający nas las dawał dużo ciekawych możliwości na świeżym powietrzu.

Trochę brzmi jak kolonie.

Oczywiście głównym założeniem była dobra zabawa i integracja grupy. Nasze wieczorne spotkania były organizowane po dwóch jednostkach treningowych i kończyły się późnym wieczorem, dlatego ważne było, żeby poranek następnego dnia był już wolny. Tak, jak na koloniach, zabawy w podchody zajmują całe popołudnia, a my przeznaczaliśmy na to maksymalnie 60-75 minut - tak, żeby nie przesadzić. Pamiętam, że raz mogliśmy kończyć już po godzinie, ale grupa chciała jeszcze zagrać w "sieć pająka", która była przygotowana specjalnie na tę okazję. Komunikacja w grupie w trudnych warunkach, rywalizacja i dawka śmiechu - to były główne cele tych spotkań.

ZOBACZ WIDEO Wielki grill reprezentacji Polski. Zobacz jak integrują się siatkarze!

No właśnie. Nie wierzę, że nie ma drugiego dna. Myślę, że to przyda się też na boisku później.

Trudno byłoby mi to wszystko wymyślić ad hoc. Przygotowania odbywały się dużo wcześniej i w tym miejscu chciałem bardzo podziękować Mariuszowi Wysokińskiemu, czyli trenerowi biznesu z firmy szkoleniowej, z którym miałem okazję współpracować kilka lat wcześniej. To on poświęcił mi dużo czasu i zainspirował pomysłami. Przez wiele lat prowadził firmę, która zajmowała się szkoleniami dla dużych firm. W ogromnych korporacjach ludzie nie mają wieczorami kontaktu ze sobą i takie weekendowe wypady integrowały bardzo duże zespoły, a co za tym idzie - tworzyły lepsze relacje. Nasza kadra ma inną specyfikę i często spędzamy ze sobą pół roku. Nie chodziło o to, by się poznać, ale część tych zadań można wykorzystać, by ulepszyć funkcjonowanie grupy. Chodzi m.in. też o to, że trudniejsze są warunki, np. mamy zasłonięte oczy lub przeciwnik po drugiej stronie siatki stawia opór.

Jaka to była na przykład zabawa?

Walka na miecze przy zasłoniętych oczach jest dużo łatwiejsza, gdy drużyna przekazuje konkretne komunikaty i instrukcje. Cały sztab był pod wrażeniem zaangażowania wszystkich w gry, które pokazały, że mamy grupę sportowców kochających rywalizację i wygraną. Muszę przyznać, że sam miałem nadzieję, że wszystko się uda, ale przed samym spotkaniem pojawiała się niepewność. Gdy jednak już wszystko odpalaliśmy, wszyscy maksymalnie się angażowali. Często kluczem do zwycięstwa było funkcjonowanie całej grupy.

Widziałem na materiałach wideo nawet sporą rywalizację. Czy była stawka tych gier? Trener Vital Heynen po jednym z treningów mówił: "zasłużyliście na grilla, belgijską czekoladę". Przegrany musiał sprzątać po kolacji?

Na szczęście nie. Wygrany zespół zabierał butelkę z czekoladkami w środku do pokoju, gdzie najczęściej siedział cały zespół grając w planszówki. Bardziej nam zależało nam na symbolice. Jakaś nagroda musiała być.

A już nieco poważniej: tak długiej przerwy w siatkówce żaden z was na poziomie zawodowym chyba nie miał. Dlatego na zgrupowaniu pojawiły się elementy stopniowego wchodzenia w siatkówkę, np. pierwsze kontakty z piłką. Jak to wyglądało?

Cały obóz zmieniał się dynamicznie i dla mnie osobiście zleciał szybko. Było kilka cykli treningowych, które zmieniały się co kilka dni. Pierwsze zajęcia odbywaliśmy w hali, było dużo biegania i kontaktu z piłką przeplatanych zajęciami na plaży. Na piachu stopniowo coraz więcej skakaliśmy. Trzeba przyznać, że nawet przy złej pogodzie mogliśmy trenować na piasku w hali i cztery spalskie boiska robią wrażenie. Trener cały czas rozmawiał z zawodnikami. Były to typowe spotkania w stylu "walk and talk". Każdy z nas po przerwie za tym tęsknił. Myślę, że dobrze się to "skleiło". Zaczęliśmy grillem i nim skończyliśmy. Każdy miał możliwość spędzenia czasu na swój sposób. W normalnych czasach nie ma takich możliwości. Dochodzi odpoczynek, który jest ważniejszy, lub praca, której w normalnych warunkach jest zawsze sporo. A tutaj czasem dzień lub chociaż pół dnia wolnego dawały nam oddech.

Czyli otwierał pan w ogóle laptopa?

Laptop generalnie służył jako... dekoracja. Umówiliśmy się, że na pierwszym obozie nie robimy nic związanego ze statystyką. Wszystko zrobiliśmy wcześniej. Nie wiem, jak będzie to wyglądało na drugim zgrupowaniu. Trener ma kilka pomysłów, które, mam nadzieję, uda się wprowadzić w życie na kolejnym obozie. Ale to już tajemnica.

Odnoszę wrażenie, że dzięki tej przerwie siatkówka pokazała ludzką twarz. Okazuje się, że można mieć przerwę w rozgrywkach, nie trzeba pędzić z kadry do klubu i z powrotem. Jako statystyk, z pewnością też pan to odczuł.

W okresie, kiedy moje dzieci są jeszcze małe, podczas wyjazdów można odczuć ten ograniczony kontakt z rodziną. Teraz jednak baterie są naładowane i każdy dzień był czymś wyjątkowym. Dzieciaki bardzo szybko wyrastają. Choć nie jestem ze sztabu medycznego, to spotykałem się często z odczuciami zawodników, że "złapali oddech” od psychiki przez fizykę i wydaje mi się, że to na nich zadziała pozytywnie.

I nagle każdy od razu zapragnął treningu.

Tak, każdy nabrał chęci na obóz. Z biegiem czasu będzie to przebiegało już bardziej profesjonalnie, a obciążenia wejdą na wyższy poziom. Dzięki temu na sezon złapią formę, która, miejmy nadzieję, nie będzie wiązała się z drobnymi urazami. Wykorzystaliśmy to na ile mogliśmy, ale wracamy powoli do pracy. Już się nie możemy doczekać tej typowej siatkówki, analizy i całej otoczki, która nam towarzyszyła. To nasza praca, ale i hobby.

Czytaj też:

Awatary zamiast kibiców. Oryginalny pomysł PZPS na zapełnienie trybun w czasie meczów reprezentacji Polski

Agnieszka Kąkolewska wróciła do Polski. Grupa Azoty Chemik Police ogłosił duże wzmocnienie

Komentarze (0)