Final Six LŚ: Start Brazylijczyków w rytmie samby

W środę rywalizację w grupie F zainaugurowali Argentyńczycy i Kubańczycy. Z kolei ci drudzy stanęli do walki z zaczynającymi Final Six Brazylijczykami dzień później, w czwartek. Tym razem zwycięzcy grupy C musieli uznać wyższość swoich rywali, którzy pokonali ich w czterech partiach. Najlepszymi siatkarzami w szeregach podopiecznych Bernardo Rezende okazali się Vissotto oraz Murilo.

W tym artykule dowiesz się o:

Kuba - Brazylia 1:3 (18:25, 25:23, 17:25, 19:25)

Kuba: Wilfredo Leon, Hidalgo Yoandi Leal, Durruty Osmany Camejo, Bozlueva Michael Sanchez, Aties Roberlandy Simon, Aguirre Rydel Hierrezuelo, Torres Kliber Gitierrez (libero) oraz Speek Odelvis Dominico, Carmenate Yoandri Diaz, Cisnero Henry Bell, Abreu Rolando Cepeda.

Brazylia: Bruno Rezende, Leandro Vissotto, Giba, Murillo Endres, Rodrigo Santana, Lucas Saatkamp, Sergio (libero) oraz Thiago Alves, Pinto Rodrigo do Nadcimento, Marlon Yared.

Czwartkowa potyczka grupy F była dla Canarinhos pierwszą konfrontacją w Final Six tegorocznej edycji Ligi Światowej. Od razu przyszło im się zmierzyć z będącymi na fali Kubańczykami, którzy dzień wcześniej odprawili z kwitkiem walecznych Argentyńczyków. Automatycznie stało się więc jasne, że jeśli Brazylijczycy przegrają tę potyczkę, stracą możliwość uplasowania się na pierwszym miejscu w grupie. Tak się jednak nie stało. Za sprawą zwycięstwa podopiecznych Bernardo Rezende 3:1, siatkarze z Kraju Kawy udowodnili wszystkim, że stać ich na wygranie XX edycji rozgrywek World League.

Mimo że Kubańczycy zdołali urwać swoich przeciwnikom jednego seta, pojedynek ten był dla Brazylijczyków stosunkowo łatwą przeprawą. Świadczy o tym minimalna strata do zawodników z Kuby w partii przegranej, a także pokaźny dystans, jaki dzielił ich od rywali w setach, które przechylili na swoją stronę. W pierwszej odsłonie meczu podopieczni Orlando Samuels Blackwooda nie mieli zbyt wiele do powiedzenia. Pewni siebie Canarinhos tylko na początku czuli się na boisku trochę nieswojo, kiedy na pierwszej przerwie technicznej tracili do swoich rywali trzy oczka (5:8). Szybko jednak opanowali emocje i wyeliminowali błędy własne. Już po chwili zdobyli siedem punktów z rzędu, co pozwoliło im wyjść na prowadzenie 12:8. Stopniowo się rozkręcali, mając coraz mniej problemów z rozpracowaniem kubańskiej defensywy. Natomiast u Kubańczyków pojawiły się problemy z kończeniem ataków, których do końca partii nie mogli się pozbyć. Premierową odsłonę meczu wygrali więc Brazylijczycy (25:18).

Drugi set z kolei rozpoczął się od uzyskania przewagi przez Canarinhos. Dzięki efektywnym atakom jednego z dwóch najlepszych tego dnia siatkarzy na boisku, Vissotto, podopieczni "Benardinho" objęli prowadzenie 10:7. Szkoleniowiec zwycięzców Grupy C fazy zasadniczej rozgrywek Ligi Światowej zdecydował się wówczas na zmianę rozgrywającego w swoim teamie. Na boisko w miejsce Aguirre Rydela Hierrezuelo wszedł Carmenate Yoandri Diaz. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, bowiem niedługo potem Kubańczycy uzyskali nad bardziej utytułowanymi przeciwnikami dwa oczka przewagi (17:15). Jednak dwa asy serwisowe Murilo oraz jego wyśmienite ataki sprawiły, że Canarinhos szybko wrócili do gry (20:18). Mimo to Kuba nie poddała się i za sprawą kapitalnych zagrywek Simona ponownie wyprzedziła swoich rywali. Partię zakończyły skuteczne ataki Leala oraz błąd Giby.

Minimalna porażka w partii numer dwa wyraźnie rozdrażniła Brazylijczyków, którzy w trzecim secie natychmiast objęli prowadzenie 5:2. Od samego początku kontrolowali przebieg tej partii, nie pozwalając Kubańczykom na rozwinięcie ich siatkarskich skrzydeł. Podopieczni Orlando Samuels Blackwooda nie mogli sobie poradzić przede wszystkim w przyjęciu kosmicznych serwisów zwycięzców grupy D. Żadne zmiany nie przynosiły pożądanych skutków, przez co set padł łupem mistrzów świata ( 25:17).

Czwarta i zarazem ostatnia odsłona pojedynku pomiędzy Kubańczykami a Brazylijczykami miała niemalże identyczny przebieg. Także i tym razem "Kanarki" szybko objęły dość znaczne prowadzenie, dzięki czemu na pierwszą przerwę techniczną schodziły z czteropunktowym prowadzeniem (8:4). Na drugiej przerwie dystans ten wzrósł jeszcze do pięciu oczek (16:11). Później jednak Kubańczycy złapali wiatr w żagle i poprawili zarówno przyjęcie, jak i atak. Natychmiastowo zmniejszyli swoją stratę do jednego punktu (17:18). Ich nadzieje na doprowadzenie do tie-breaka przekreślił jednak Thiago, którego zagrywki przywołały zawodników z Kuby do szeregu. Pierwsze trzy oczka w tabeli grupy F dla podopiecznych Bernardo Rezende zapewnił Rodrigao, który przy stanie 24:19 wykorzystał piłkę meczową.

Kluczem do zwycięstwa w tej konfrontacji były blok i zagrywka. Oba elementy zadziałały we czwartek na korzyść Canarinhos, którzy zasłużenie pokonali Kubańczyków. Po spotkaniu trener z Kuby, Orlando Samuels Blackwooda, podkreślał wagę tego meczu. - Był to niezwykle ciężki pojedynek - zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym - powiedział na pomeczowej konferencji prasowej. Jednocześnie skarcił swoich zawodników za słabą postawę w bloku i defensywie. - Popełniliśmy wiele błędów i nie popisaliśmy się w bloku ani obronie - przyznał.

Z kolei Bernardo Rezende mógł być zadowolony ze swoich siatkarzy. Mówił też o ciążącej na nich presji. - Rozpoczęliśmy to spotkanie pod lekkim ciśnieniem, czym nie jestem usatysfakcjonowany - stwierdził. Jednak zaraz potem znalazł też ciepłe słowa dla swych podopiecznych. - Blok oraz zagrywka funkcjonowały bardzo dobrze - podkreślił. - Teraz musimy mądrze zagrać z Argentyńczykami, tak jak to oni potrafią - nie owijał w bawełnę.

Komentarze (0)