Szwedzkie rodzeństwo z zamiłowaniem do siatkówki. Alexandra Lazić: Moja mama grała w Jugosławii [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: Alexandra Lazić
WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: Alexandra Lazić

Alexandra Lazić wraz ze swoją siostrą Rebeccą to chyba najbardziej znane siatkarskie rodzeństwo w Szwecji. Jak to się stało, że z kraju, który w Polsce kojarzony jest chyba przede wszystkim z hokejem czy meblami z Ikei, trafiły do Polski?

[b]

Piotr Woźniak, WP SportoweFakty: Po raz drugi w odstępie zaledwie pięciu zmierzyłyście się z drużyną z Legionowa. Rywalki wyszły osłabione kontuzjami dwóch zawodniczek z podstawowego składu, a mimo to pierwszy set zasiał w was ziarnko niepewności. Dlaczego ten mecz rozpoczęłyście tak nerwowo?[/b]

Alexandra Lazić, przyjmująca Developresu SkyRes Rzeszów: Poprzedni mecz wygrałyśmy dość pewnie 3:0 i to sprawiło, że nabrałyśmy pewności siebie. Legionowianki zaskoczyły nas nie tylko eksperymentalnym składem, ale też siłą swojej zagrywki. Podejmowały ryzyko, co zrozumiałe. Nie chciałabym się usprawiedliwiać za tego premierowego seta, ale w hali było dość zimno i ja osobiście potrzebowałam czasu, by się dogrzać. Pierwszych kilka piłek i wygranych akcji spowodowało, że te młode dziewczyny, które dotychczas były rezerwowymi, nabrały wiary i niosły je pozytywne emocje. Z czasem jednak wróciłyśmy do tego spotkania i to jest najważniejsze.

Wrócę jeszcze do meczu, w którym zaliczyła pani swój debiut w TAURON Lidze. We własnej hali podejmowałyście wtedy wrocławianki. W jednym z wywiadów wspomniała pani, że nie mogła wtedy pokazać wszystkiego, co potrafi. Z czego wynikała ta niemoc?

Wszystkie miałyśmy dość długą przerwę od meczów o stawkę. Wychodząc na boisko po takim czasie czułyśmy bardzo duży entuzjazm i podekscytowanie, bo nie mogłyśmy się doczekać tego momentu. Dla mnie ten pierwszy mecz rzeczywiście nie należał do najlepszych, ale pozostałym koleżankom z zespołu również nie było łatwo znów odnaleźć się w tej rzeczywistości.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Nowa rola Anity Włodarczyk

Teraz jest pani szóstkową zawodniczką, ale szybko przekonaliśmy się, że trener Stephane Antiga ma dość mocne zaplecze zawodniczek występujących na pozycji przyjmującej...

Trener zdecydował, że po pierwszym secie pojedynku z wrocławiankami usiądę na ławce, a Juliette (Fidon-Lebleu - przyp. red.) zaprezentowała się bardzo dobrze i mecz zaczął układać się po naszej myśli. Nie było więc powodu, by cokolwiek zmieniać. Jestem dumna z drużyny, że umiała się pozbierać i podobnie było teraz w Legionowie. Dla mnie natomiast była to cenna lekcja. Wiedziałam, że muszę szybko wejść na wyższy poziom i to jest teraz moim celem.

Ostatnie dwa spotkania i dwie nagrody MVP, które powędrowały w pani, ręce to znak, że szybko wyciągnęła pani wnioski z tej lekcji. Odczuwała pani pewnego rodzaju presję czy stres wychodząc na boisko w pierwszym składzie?

Nie, moim zdaniem to nie był stres, a raczej zbytnia motywacja. Jeżeli wymaga się od siebie zbyt dużo, to wtedy nie jest się skoncentrowanym na prostych, rutynowych elementach. Wtedy popełnia się błędy, które w normalnych warunkach nie powinny się przytrafić.

Kibice mogą pamiętać pani siostrę z występów w TAURON Lidze w sezonie 2018/2019 w barwach klubu z Kalisza. Zasięgnęła pani jej opinii przed zmianą Bundesligi na polską ekstraklasę?

Rebecca dołączyła do drużyny z Kalisza nieco "spóźniona" i nie mogła przygotować całego okresu przygotowawczego. Opowiadała mi jednak, że choć miała pewne obawy, to została bardzo ciepło przyjęta przez zespół. Być może pomaga nam fakt, że mając serbskie korzenie troszkę łatwiej jest nam zrozumieć polski język. Kiedy dowiedziałam się o ofercie złożonej przez Developres SkyRes Rzeszów, zapytałam się jej o to, czy to dobry kierunek. Odpowiedziała - oczywiście. Dowiedziałam się też od niej, że to klasowy zespół, a liga jest pełna wyzwań. Na pewno pomogła mi w podjęciu tej decyzji.

W pierwszych latach swojej kariery wraz ze swoją siostrą występowała pani w RC Cannes. Później to Rebecca podjęła decyzję o wyjeździe do Niemiec, w końcu też do Polski. Skąd bierze się ta prawidłowość, że za każdym razem idzie pani w jej ślady?

Właściwie nie zastanawiałam się nad tym. Myślę, że wyszło to naturalnie. Na początku występowałyśmy na tej samej pozycji i razem przechodziłyśmy przez pierwsze etapy naszej kariery. Nadszedł jednak taki moment, kiedy rozsądnie było się rozdzielić. Ja dostawałam nieco więcej szans od trenera RC Cannes, by grać w szóstce i dlatego Rebecca poszła swoją ścieżką. Ale może coś w tym jest, że po jej relacjach podświadomie nabieram ochoty, by odczuć na własnej skórze jak to jest grać w tych miejscach, które już odwiedziła.

Jesteście wraz z Rebeccą bliźniaczkami, nie dziwi więc fakt, że często jesteście ze sobą mylone. Co więc was różni?

Wydaje mi się, że również charakterologicznie jesteśmy bardzo podobne do siebie i może dlatego czasami ludzie nas mylą. Gdybym jednak miała szukać czegoś na siłę... pewnie stwierdziłabym, że moja siostra jest trochę bardziej poważna ode mnie. Chociaż pewnie Rebecca by się ze mną nie zgodziła.

Urodziłyście się w Szwecji, choć tak jak pani wspomniała, wasze geny są w dużej mierze bałkańskie. Jak to się stało, że w kraju, gdzie prym wiedzie hokej, piłka nożna i piłka ręczna, wasza uwaga skupiła się akurat na siatkówce?

To ciekawa historia. Moja mama grała w siatkówkę w Jugosławii. To rzeczywiście nie jest sport, który w Szwecji jest na świeczniku, ale nasza mama zawsze zachęcała nas do tego, by kontynuować tradycję. Sprzyjał temu także los. Moja siostra w dzieciństwie nabawiła się urazu i trafiła do szpitala. Okazało się, że pielęgniarka również miała dwie córki, które uprawiały w siatkówkę i namówiła nas, abyśmy przy naszych warunkach fizycznych również spróbowały swoich sił w tym sporcie. Później wszystko potoczyło się w mgnieniu oka. W ciągu 2-3 lat od tego wydarzenia trenowałyśmy już siatkówkę profesjonalnie.

Żyjemy w takich czasach, że trudno w trakcie rozmowy uniknąć tematu koronawirusa, który ma coraz większy wpływ na nasze życie. Jak ocenia pani dość liberalne podejście do izolacji i lockdownu, jakie zaproponowano w Szwecji?

Ojej, to kolejne trudne pytanie. Na pewno nie podejmę się oceny tego, kto ma rację, a kto się myli. Moim zdaniem być może Szwecja nie postąpiła najlepiej, ale z drugiej strony teraz, kiedy inne kraje zniosły obostrzenia, okazało się, że wirus znów bardzo szybko się rozprzestrzenia. Prawdopodobnie za kilka miesięcy czy w perspektywie jeszcze dłuższego czasu dowiemy się, które podejście było lepsze. Myślę, że można było lepiej chronić domy opieki, w których przebywają starsi ludzie, bo tych mamy w Szwecji bardzo dużo. Natomiast co do braku lockdownu... tutaj nie byłabym taka przekonana, czy to była zła, czy dobra decyzja.

Zobacz również:
Plusliga. Cztery przypadki koronawirusa w MKS-ie Będzin. Jakub Bednaruk dołączył do składu zawodników
Bydgoszczanki zapłaciły wysoką cenę za utratę koncentracji. Monika Jagła: Przegrałyśmy na własne życzenie

Komentarze (0)